W archikatedrze wrocławskiej odbyło się święto Kapituły Metropolitalnej Wrocławskiej. Modlitwie przewodniczył bp Maciej Małyga.
Co roku kanonicy kapituły katedralnej zbierają się na modlitwie w katedrze z okazji swojego święta patronalnego - wspomnienia św. Wincentego z Saragossy, diakona i męczennika.
- Jest 303 rok od narodzenia Chrystusa. Ogłoszony zostaje dekret cesarski z rozkazem, by kościoły zrównać z ziemią, a pisma zniszczyć z ogniem. Edykt zostaje wydany na Bliskim Wschodzie, ale obejmuje całe Imperium Rzymskie. Bolesna decyzja dla chrześcijan. Rozporządzenie zostaje wysłane specjalną imperialną pocztą kurierską i dociera do najdalszych zakątków imperium bardzo szybko - mówił w homilii ks. kan Adam Łuźniak, wikariusz biskupi.
Praktycznie w każdym mieście istnieje wspólnota wierzących. W Kościele w Saragossie mieszka Wincenty, archidiakon. Pochodzi z wysoko postawionej rodziny rzymskiej, człowiek o wysokiej moralności i wrażliwości serca. Pełnił urząd odpowiedzialnego za najuboższych. Zarządzał majątkiem trwałym, pieniędzmi, którymi dysponowała wspólnota.
- Prześladowcy od razu trafiają do Wincentego. Żądają dwóch rzeczy: wyrzeczenia się wiary i przekazania całego majątku wspólnoty wierzących w Saragossie na rzecz imperium. Wincenty nie ulega żadnemu rozkazowi i to sprowadziło na niego męczeństwo. Został skazany na śmierć. Najpierw przypalano go żywcem, jego ciało szarpane było różnego rodzaju hakami, a potem go zabito - opowiadał kaznodzieja.
Ta historia św. Wincentego szybko stała się przykładem wytrwałości oraz etosu służby w Kościele.
- Przykład św. Wincentego, patrona kapituły katedralnej, jest wzorem ofiarowania siebie do służby. Wincenty staje przed nami jako przykład, przewodnik w służbie drugiemu człowiekowi. Fascynujemy się jego wytrwałością, faktem jego męczeństwa, ale popatrzmy na to od innej strony - zachęcał wikariusz biskupi, podkreślając, że Wincenty nie byłby męczennikiem, gdyby nie był wiernym diakonem i sługą. Nie byłoby wytrwałości w cierpieniu, oporu w pokusach, gdyby nie było wierności w służbie
- Jesteśmy świadomi, że przyjęte święcenia diakonatu nie były czasowe. One nie trwały do święceń prezbiteratu, lecz zostały przyjęte do końca życia. Nie przez przypadek do kapłaństwa idzie się przez diakonat. Służba w zjednoczeniu z Chrystusem, przeżywana w postawie serca, kształtuje w nas świadków. Zdolność do męczeństwa nie bierze się sama z siebie, lecz rodzi się przez służbę. I to dotyczy zarówno posługi kapłańskiej, jak i posługi świeckiej - zaznaczył ks. Łuźniak.
- Dziękujmy Panu za to, że wezwał nas do służby w Kościele. Prośmy, aby szczerość, z jaką idziemy za Chrystusem, uzdalniała nas do męczeństwa, zwycięstwa w pokusach i przeciwnościach za wzór św. Wincentego - powiedział na zakończenie.