Terror, godzina policyjna, zamknięte szkoły, codziennie łapanki, co drugi dzień rozstrzeliwanie Polaków, godzina prądu na dobę, żywność na kartki. Kpt. Stanisław Wołczaski, żołnierz Armii Krajowej, opisywał uczniom czas okupacji i powstania warszawskiego.
W Przystanku Historia IPN uczniowie lotniczych Zakładów Naukowych we Wrocławiu spotkali się z kpt. Stanisławem Wołczaskim ps. Kazimierz, żołnierzem Armii Krajowej, który podczas powstania warszawskiego był łącznikiem i kolporterem prasy na terenie Śródmieścia.
Wydarzenie zorganizował wrocławski Instytut Pamięci Narodowej w związku z 81. rocznicą przemianowania Związku Walki Zbrojnej na Armię Krajową.
- Nie było czasu myśleć o strachu. Ale często młodzież prosi mnie o opisanie tego uczucia. Kiedyś kazano mi przejść na drugą stronę ul. Marszałkowskiej, bo inni kolporterzy zginęli. Miałem się przemieścić kanałem. Nie mogłem do niego wejść, ten odór mnie odpychał. Pobiegłem więc górą, a wokół w blokach siedzieli snajperzy. W tym czasie ulica miała
92-latek tłumaczył młodzieży, że Warszawa nie była objęta pierwotnie planem Akcji "Burza", ale jak zorientowano się, co się dzieje we Lwowie czy w Wilnie – rozstrzeliwania, zsyłki na Sybir – to podjęto decyzję o wdrożeniu go w stolicy.
- W okręgu warszawskim było 51 tys. żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego. 1 sierpnia do walki stanęło 41 tys. Trzon i większość stanowili członkowie Armii Krajowej. Ostatecznie 20-25 tys. zostało bardzo ciężko rannych. Zginęło około 7 tysięcy, do niewoli trafiło drugie 7 tysięcy - wymieniał kombatant.
Podkreślił, że powstanie warszawskie trwało ponad dwa miesiące tylko dlatego, że żołnierzom pomagała ofiarnie ludność cywilna, która także miała dość okupacyjnego terroru niemieckiego.
- Po zakończeniu walk wyszedłem z Warszawy z ludnością cywilną. Mój ojciec, który także walczył w powstaniu, zginął. Został rozerwany granatnikiem pod koniec powstania. Pamiętam, że zanim się ewakuowałem, poszedłem go pochować, ale już nie było gdzie. Wszędzie w ziemi leżały ciała. Zaciągnąłem ciało na kupę gruzu, przykryłem drzwiami i wyszedłem z miasta z ludnością cywilną. Bardzo to przeżywałem - wspominał p. Stanisław.
Często opowiada o tym, czy powstanie było konieczne.
- Myślę, że odpowiadać na tak zadane pytanie mogą tylko te osoby, które przeżyły straszną okupację. Terror, godzina policyjna, zamknięte szkoły, codziennie łapanki, co drugi dzień rozstrzeliwanie Polaków. Godzina prądu na dobę np. od 2 w nocy do 3 nocy. Przez okres 5 lat przydziały kartkowe i głodowe racje żywnościowe. Zaledwie
Gdy wybuchło powstanie, miał 14 lat. Był kolporterem prasy podziemnej. Rozwieszał także afisze i plakaty, które wyśmiewały Niemców.
- Słowo niosło nadzieję w walce z okupantem. To była namiastka wolności w straszliwej rzeczywistości. Wyobraźcie sobie, że w sumie w ciągu 4 lat rozstrzelano, tylko w stolicy, 36 tys. mieszkańców. Praktycznie w Warszawie nie było rodziny, w której by kogoś nie rozstrzelano - opowiadał kpt. Wołczaski.
Przez ostatnie 20 lat kombatant spotyka się z młodzieżą w szkołach i opowiada o swoich przeżyciach z okupacji. Jest żywą lekcją historii. Mimo swojego wieku - prawie 93 lata - znajduje się w bardzo dobrej formie i ma świetną pamięć. Przez ostatnie 20 lat odwiedził 155 szkół z opowieścią o powstaniu.
- Dalej kiedy mam siłę, to chodzę do młodzieży. Lubię to robić - podsumował żołnierz Armii Krajowej.