Było życie w huraganie grzechów, potem mocne nawrócenie. Było neofickie latanie w chmurach z Bożą łaską. A teraz? Jest poziom wyżej.
Historię Tomasza Węgrzyna opisywaliśmy pięć lat temu w artykule „Tornado Ducha Świętego”. W rolach głównych oprócz wrocławianina wystąpił jeszcze alkohol, hazard, narkotyki, gangsterka i Bóg. Teraz, po 5 latach, przyszedł czas na drugi odcinek. Obsada się znacznie zmieniła. Został Tomasz i Bóg, a dołączyła żona Katarzyna i dzieci: Wiktor, Róża, Ignacy oraz Ksawery.
Prawie święty
– Pierwsze dwa lata po nawróceniu wręcz fruwaliśmy – rozpoczyna rozmowę Tomasz. Początek jego drogi z Jezusem i zerwanie z nałogami, które go wykańczały, wydarzyły się niespełna 6 lat temu. Od tamtego czasu wiele się zmieniło.
– Po tym, jak powierzyłem swoje życie Bogu, zanurzyliśmy się w Nim z Kasią zupełnie. Przechodziliśmy intensywne rekolekcje. Widzieliśmy silne prowadzenie Ducha Świętego. Znaleźliśmy wspólnotę. Przeszliśmy Seminarium Odnowy Wiary – wymienia wrocławianin. Pan Bóg stawiał na drodze jego rodziny mnóstwo osób zakorzenionych w Kościele. Wszystko odbywało się dynamicznie. Dzisiaj Węgrzynowie wiedzą, że było to przygotowanie do odbywania różnych posług. Świeża wiara po nawróceniu zmieniała jednak swój charakter. – Po pewnym czasie zauważyłem, że musiałem więcej nad sobą pracować. Na początku myślałem, że jestem wręcz święty. Przestałem przecież robić złe rzeczy, nie grzeszyłem już tak ciężko. Ale Bóg zaczął mi pokazywać kolejne sprawy do uzdrowienia. Robił to przez trudne doświadczenia – stwierdza T. Węgrzyn. Życie w chrześcijańskim stylu wymagało ciągłego określania priorytetów na nowo. – Kiedyś czytanie Pisma Świętego przychodziło nam z łatwością. Gdy pojawiły się dzieci, musieliśmy na bieżąco wyznaczać sobie cele formacyjne. Weryfikowaliśmy je. A tu coś się psuło, więc analizowaliśmy, gdzie popełniliśmy błąd. To jest praca z łaską Bożą nad swoją naturą – opisuje Katarzyna Węgrzyn.
Zmieniły się warunki
Szczęśliwe małżeństwo było otwarte na życie. Miłość Kasi i Tomka kwitła. Na świecie pojawiały się kolejne dzieci, aż do czwartego. Jednocześnie Węgrzynowie wzmacniali swoją wiarę i wzrastali duchowo, jednak musieli zmodyfikować swoją ścieżkę formacji. Życie rodzinne nabrało innych barw. – Po dwóch latach szaleństwa na punkcie Boga przyszła weryfikacja i refleksja. Rekolekcje za rekolekcjami, wspólnota, spotkania ewangelizacyjne. Zauważyliśmy, że nie może być tak, że nasza praktyka religijna wpływa negatywnie na dom. Dzieci nie widziały świata poza Kościołem – mówi Tomasz. – Uznaliśmy, że Bóg daje nam sygnał do otrzeźwienia. Zaczęliśmy rozumieć, że pierwszym naszym powołaniem jest rodzina. Zastanawialiśmy się więc, co dalej. Jak pogłębiać wiarę i ewangelizować, mając takie uwarunkowania – uzupełnia Kasia. Małżonkowie rozeznali, że muszą znaleźć inną przestrzeń do wzrostu wiary. Nie chcieli rezygnować z formacji, ale nie mogli jej realizować kosztem rodziny. – Pamiętam taką scenę z naszego domu. Modlę się, czytam Pismo Święte, a tu podchodzi mój syn. „Nie teraz, bo ja się modlę” – przerwałem mu. A Bóg mi szybko przekazał: „Gościu, co ty robisz? Ważne jest twoje pierwsze powołanie – męża i ojca. I w nim chcę najmocniej działać. W nim się objawiam” – wspomina Tomasz.
Naprawdę mocny zakręt
Węgrzynowie czuli mocne pragnienie głoszenia Dobrej Nowiny. Znaleźli swoje miejsce w odnowie charyzmatycznej, by koordynować dzieło dla małżeństw. Wtedy nadeszła pandemia. Ze względu na pracę Tomasza, to był ekonomiczny cios dla rodziny, która przez pewien moment nie miała nawet za co żyć. Zostali bez pieniędzy. – Jednocześnie mieliśmy poczucie, że Bóg nas nie zostawi z niczym. Prosiłam o pomoc św. Józefa. I nagle dostaliśmy wsparcie wielu ludzi, a nikomu nie zgłaszaliśmy naszych problemów. Robili to przez natchnienie Boga – mówi Katarzyna. – Widziałem to zagrożenie, że nie zapłacę za mieszkanie, że mamy dzieci i za chwilę nie będzie co włożyć do garnka. Ale na to wszystko nakładał się duży pokój. Wiara w to, że Ojciec czuwa. Udało nam się przetrwać – dodaje mąż i ojciec. Pandemia i materialny zakręt okazały się uwalniające, nauczyły go przyjmować bezinteresowny dar od innych. W tym trudnym czasie małżonkowie powołali internetową inicjatywę modlitewną. Codziennie modlili się z chętnymi w wirtualnym świecie Koronką do Bożego Miłosierdzia. Gdy pandemia ustąpiła, zaczęli z pełną mocą realizować pragnienie, które Bóg wlał w ich serca – organizowali spotkania formacyjne dla małżeństw. Potem przygotowali rekolekcje, napisali nawet formację. Zaangażowali się w Służbę Odnowy Rodziny. Dzisiaj dzielą wspólne życie na dwa etapy – mocne doświadczenie Boga i czerpanie pełnymi garściami (przed pandemią) oraz czas świadomości, posłania i dawania innym (obecnie). – Bazowaliśmy na Piśmie Świętym i przez nie Bóg nam mówił, że ma plan, który przed nami odkrywał – opowiada żona i matka.
Ciągle w drodze
Węgrzynowie zaufali Bogu w pełni. W tych najtrudniejszych momentach widzą przestrzeń do Jego działania. – To nie chodzi o lawirowanie, bycie kamikadze w przekonaniu, że Bóg nas przecież i tak wyciągnie z problemów. To nie jest też tak, że Bóg działa jak bankomat. My po prostu wierzymy, że zawsze możemy na Niego liczyć. Trzeba to odróżnić do naciągania Pana Boga czy scedowania na Niego swojej odpowiedzialności. Decyzję podejmujesz sam, ale kto jest twoim doradcą? – tłumaczy Tomasz. Podkreśla, że Bóg kocha człowieka takiego, jaki jest. Kocha nie dlatego, że ktoś nie grzeszy, że czegoś nie robi albo coś robi. Kasia i Tomek zgodnie stwierdzają, że przeszli z radykalizmu do realizmu w wierze. A wszystko było kwestią dobrej formacji, słuchania Kościoła i współpracy z kapłanami. Emocje w pewnym momencie opadają, a ważne okazuje się to, co po nich pozostaje w sercu. – My korzystaliśmy z dobrodziejstwa Kościoła, słuchaliśmy ludzi, którzy posługują od wielu lat – opowiada Katarzyna. Jej zdaniem kluczowa w przejściu etapu neofity jest wierność Bogu i Kościołowi, wytrwałe budowanie relacji z Jezusem poprzez sakramenty, kierownictwo duchowe, wspólnotę i rekolekcje. Wszystko w zgodzie z życiem rodzinnym. – Nawrócenie? Owszem, ono cały czas trwa i my go cały czas potrzebujemy, bo jesteśmy w drodze. To proces. Ma różne poziomy – analizuje Katarzyna. Ten pierwszy był dla nich przebudzeniem, zmianą kierunku, odwróceniem się do grzechu plecami, ale to nie koniec. Zdarzają się upadki, zwątpienia. Ważne by wiedzieć, gdzie jest lekarstwo i po nie sięgnąć. To ciągłe próby odszukiwania światła na obecnym etapie życia. Perspektywa, spojrzenie na wiarę się zmienia, ale cel pozostaje ten sam. – To jak z budowaniem masy mięśniowej w ciele. Ono wymaga wysiłku, czasem bólu, pękania jednych tkanek, z których rodzą się nowe. Chrystus nas wzywa, byśmy brali swój krzyż. Mamy się z Nim przez to łączyć, ale jednocześnie wzrastać – podsumowuje Tomasz. Współpraca z łaską jest kontynuowana. Jezus odmienił ich życie. Teraz wezwał ich, żeby głosili Jego Królestwo. Drugi odcinek trwa.
Zaproszenie
Katarzyna i Tomasz zapraszają na ogólnopolskie charyzmatyczne rekolekcje dla małżeństw, które odbędą się 4–7 maja na Górze Świętej Anny. Organizuje je Służba Odnowy Rodzinom pod hasłem „Żyli długo i szczęśliwie – to jest możliwe”. Zapewniona będzie opieka dla dzieci i młodzieży, które w tym czasie będą przeżywać swoje rekolekcje. Zapisy na www.odnowa.org.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się