Ważny temat związków niesakramentalnych i ich miejsca w Kościele poruszyły rekolekcje w Bierutowie. - Nie dajcie sobie wmówić, że Bóg się od was odwrócił, że wasza historia życia jest przeklęta - mówili kapłani.
To wspólna inicjatywa parafii pw. św. Józefa Oblubieńca NMP w Bierutowie oraz pw. św. Franciszka z Asyżu i św. Piotra z Alkantary w Namysłowie.
- Nie chodzi tylko o osoby żyjące w związkach niesakramentalnych, ponownych małżeństwach cywilnych, ale także tych żyjących bez związku sakramentalnego - mówi ks. Bartosz Mitkiewicz, proboszcz z Bierutowa.
Podkreśla, że chciałby takie rekolekcje i spotkania na ten temat organizować kilka razy w roku, ponieważ widzi dużą potrzebę w Kościele.
- Podejmując rozważania na temat osób żyjących w związkach niesakramentalnych, dotykamy bardzo delikatnego problemu. W naszych codziennych rozmowach bardzo często spotykamy się z osobami, które przeżywają trudności w pełnym przeżywaniu własnej wiary. Oczywiście przeszkodą w tym staje się dla nich małżeństwo, które niestety nie przetrwało próby czasu, które się nie udało z różnych powodów i może czasem nie do końca z własnej winy - opowiada ks. Mitkiewicz.
Zwraca uwagę, że każda rodzina, każde małżeństwo to indywidualny przypadek. Kłopoty i trudności prowadzące do rozstania nie pojawiają się z niczego. Taka sytuacja może trwać bardzo długo, kilka lub kilkanaście lat. Różne są też przyczyny i powody, dla których małżeństwa się rozpadają. Zawsze są to indywidualne okoliczności.
- Nie możemy powiedzieć, że osoby w związkach niesakramentalnych są stracone, że są poza Kościołem i nie mają do niego wstępu. Wcale tak nie jest. Przecież często ich wiara jest o wiele większa i prawdziwsza od tych, którzy nie mają takich problemów. Dla wszystkich jest miejsce w Kościele i dla takich zagubionych owiec Jezus przyszedł z Dobrą Nowiną, czego też bardzo często dawał dowód w swoim nauczaniu - podkreślał bierutowski kapłan.
W swoich konferencjach księża z Bierutowa i Namysłowa mówili także o przyczynach kryzysów w małżeństwach.
- Małżeństwo to dla wielu kwestia pracy, pieniędzy, kredytów. Wygaśnie, jeśli nie ma w nim nic więcej. Człowiek myśli, że wszystko jest ważniejsze niż Pan Bóg. Od tego zaczynają się kryzysy. Demon przychodzi i mówi: "Zobacz, małżeństwo ci nie wyszło. Twoje dzieci są takie i owakie". Ludzie nie chcą być tym, kim są. Bardzo często kryzysy małżeńskie zaczynają się od tego, że oczekujemy od naszej ukochanej osoby właśnie tego, żeby była kimś, kim nie jest. Mamy jakieś wyobrażenie i chcemy, żeby ono tu i teraz się urzeczywistniło - tłumaczył ks. Bartosz Barczyszyn, proboszcz z Namysłowa.
Do osób o pokiereszowanej historii małżeńskiej apelował, żebym nie dały sobie wmówić, że Bóg jest zły, że się od nich odwrócił, że ich historia życia jest przeklęta, że nie nadają się do niczego.
- Ten krzyż, który niesiecie, dzięki Chrystusowi może się stać krzyżem chwalebnym. Bo krzyż Chrystusa dla mądrych tego świata jest głupotą, czymś przeklętym, a dla chrześcijan to narzędzie zbawienia. Nie ma zmartwychwstania bez krzyża. Nasza historia jest krzyżem. To, że komuś nie wyszedł jeden związek, założył nową rodzinę, może ma niedomkniętą historię z żoną i z mężem, nie oznacza przegranej. Bóg może przez tę historię także doprowadzić do zbawienia - oświadczył ks. Barczyszyn.
Podkreślał, że mamy w Kościele tendencję do podnoszenia prawa na pierwsze miejsce, krzywdząc w ten sposób choćby osoby wierzące, a żyjące w związkach niesakramentalnych.
- Ktoś wszedł w nowy związek, więc dla nas to oznacza, że jest przekreślony. A dla Boga nie ma sytuacji skreślonych. On nie jest aptekarzem, którzy sprawdzi każdy nasz czyn po to, by ukarać np. tych, którzy weszli w konkubinat. Bóg jest miłosierny i chce pomóc im nieść krzyż rozwodu, nowego związku, rozbitych rodzin, cierpienia dzieci - tłumacz kapłan.