– Miało być schronisko, wyszedł dom – mówi Wojciech Bystry, prezes TPBA, o nowej siedzibie albertyńskiej placówki.
Gęstwina kwiatów i kolorowych dekoracji wykonanych rękami samych mieszkanek – to charakterystyczne cechy wrocławskiego schroniska dla bezdomnych kobiet Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta. Po zmianie lokalizacji – z ul. Strzegomskiej na Sołtysowicką 21F – odbyło się oficjalne otwarcie z udziałem przedstawicieli gminy Wrocław, a potem poświęcenie schroniska przez bp. Jacka Kicińskiego (o czym pisaliśmy w poprzednim numerze). Panie już kończą zagospodarowywanie nowego budynku.
Przytulone, zajęte
– Trafiają tu osoby w różnym wieku, z różną historią – opowiada Małgorzata, która jest podopieczną placówki od stycznia. – Każda ma jakieś swoje problemy: często jest bardziej lub mniej schorowana, ma kłopoty rodzinne, środowiskowe. Z jakiegoś powodu straciłyśmy dach nad głową, ale znalazłyśmy tu przystań – pogodną i ciepłą, gdzie przyjęto nas serdecznie, zaopiekowano się nami, niemal przytulono do serca.
To ważne, bo – jak mówi – zwykle kłopoty osób bezdomnych wiążą się również z brakiem normalnych, dobrych relacji z rodziną. – Trafiamy tu bardzo zagubione. Potrzebujemy nie tylko schronienia, ale i towarzyszenia, porady. Ważną rolę odgrywają opiekunki, pani psycholog, z której pomocy korzystamy – dodaje.
Wspomina, że przeprowadzka ze Strzegomskiej, odbywająca się etapami, była sporym wyzwaniem i dla personelu, i dla mieszkanek, ale warunki są tu o wiele lepsze. – Mamy nowe łóżka, szafy, korzystamy z nowych łazienek, kuchni – mówi.
Codzienność wypełniają paniom różne aktywności. Niektóre z mieszkanek, jak Elwira, podejmują pracę zawodową poza placówką. Wszystkie, na miarę swoich możliwości, sił, angażują się w domowe zajęcia. – Mamy tu swoje obowiązki, tak jak miałybyśmy w naszych własnych domach – mówi Krysia. Sama ma mnóstwo kłopotów ze zdrowiem i wiele czasu zabiera jej rehabilitacja poza schroniskiem, ale gdy wraca, chętnie bierze się za prasowanie. – Lubię to – dodaje. – Zwykle zajmowałam się też wykonywaniem w pracowni plastycznej kokardek, przymocowywanych do bombek czy jajek wielkanocnych.
„Cuda u Alberta” – Pracownia Rękodzieła w Schronisku dla Bezdomnych Kobiet już wkrótce znów zacznie działać i panie powrócą do swojej artystycznej działalności. Przy decoupage’u, wyszywaniu, malowaniu kartek czy szyciu toreb można nie tylko tworzyć wyroby, z których dochód wspiera placówkę, ale i zapomnieć nieco o troskach, zrelaksować się i rozwijać talenty.
Trzeci przystanek
– W tej chwili mamy 39 mieszkanek. Miejsc w sumie jest przygotowanych 52, w 8 wieloosobowych pokojach – wyjaśnia Łucja Dobrowolska, kierowniczka schroniska.
– Wszystko jest tu nowe, wyremontowane, pachnące. Budynek jest jaśniejszy. Ma dwie kondygnacje, wyposażony jest w windę, co jest ważne dla pań, które poruszają się z pomocą chodzika. Na dole znajduje się kuchnia, ale mieszkanki mają również u góry kuchenkę, gdzie można zrobić sobie herbatę, kawę, coś podgrzać. Teren schroniska, budynek oraz przestrzeń wokół niego to w sumie ponad 600 m kw. – opowiada Rafał Peroń, prezes Koła Wrocławskiego TPBA.
To już kolejna lokalizacja schroniska dla kobiet. Najpierw przez 7 lat funkcjonowało przy ul. Złotostockiej 24. Pod koniec 1999 r., przed świętami Bożego Narodzenia, przeniosło się na ul. Strzegomską 9 – do budynku, który wcześniej zamieszkiwany był przez bezdomnych mężczyzn. Placówka została wtedy poświęcona przez bp. Józefa Pazdura, podczas uroczystej Mszy św. 8 kwietnia 2000 roku.
Przyjmowane tu osoby często wymagają kompleksowej opieki – począwszy od wsparcia w sprawach urzędowych, przez troskę o zdrowie, pomoc, jeśli to możliwe, w usamodzielnieniu się. Po wybuchu wojny w Ukrainie znalazły tu schronienie również osoby zza wschodniej granicy.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się