Czy trzeba bać się teczek? Przyczynek do dyskusji o św. Janie Pawle II

Panel dyskusyjny pod takim tytułem odbył się w parafii pw. św. Jana Apostoła we Wrocławiu. Towarzyszył pierwszej edycji Wieczorów Zakrzowskich, w ramach których wysłuchać można było koncertu dedykowanego św. Janowi Pawłowi II.

Podczas spotkania red. Agnieszka Bugała pytała prof. Krzysztofa Kawalca z Uniwersytetu Wrocławskiego o to, jak podchodzić do tytułowych teczek, do materiałów wytwarzanych przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. Czy jest to źródło faktograficzne, czy raczej dokumentacja innego rodzaju?

Rozmówca wyjaśniał, że dla historyka źródło – jakiekolwiek – to, zgodnie z zasadami warsztatowymi, materiał wymagający określonej „obróbki”. Nie inaczej jest z materiałami, o które chodzi w tym przypadku. Mają one jednocześnie swoje cechy charakterystyczne. Tłumaczył, że w przypadku Kościoła (a także np. partii politycznych, dużych zakładów pracy, wyższych uczelni) zasadą było zbieranie wszystkiego, co tylko mogło się przydać. Są to m.in. meldunki tajnych współpracowników – ludzi pochodzących z danego środowiska, którzy dali się złamać w wyniku zastraszania, szantażu czy przekupstwa.

– Są to materiały o różnym stopniu wiarygodności – mówił profesor. – Można powiedzieć, że statystycznie biorąc, większość tych informacji jest prawdziwa, natomiast przy ich zbieraniu liczył się cel. W przypadku środowisk uznanych przez władze za wrogie, zasadniczo dążono do zdobycia materiałów, które byłyby przydatne operacyjnie.

Chodziło o to, co nadawałoby się do rozpracowania politycznego środowiska, do przeprowadzenia szantażu lub zorganizowania medialnego ataku. Zbierano np. informacje o konfliktach, o wszystkim, co można by było zakwalifikować jako łamanie prawa, a także informacje o charakterze obyczajowym.

Profesor podkreślił, że wiarygodność tego typu danych była bardzo różna. Jako przykład podał teczkę tajnego współpracownika ze środowiska Uniwersytetu Wrocławskiego, siłą zwerbowanego. Po zamknięciu w więzieniu pozyskiwano informacje od jego kolegów z celi. W jego teczce znalazły się notatki o tym, że był w czasie wojny asem lotnictwa niemieckiego, ostrzeliwującym ewakuującą się ludność. Jest to informacja absurdalna, choćby z tego powodu, że w chwili wybuchu wojny miał 14 lat.

Zauważył, że trzeba brać pod uwagę między innymi fakt, że w pierwszych latach PRL-u znaczna część zeznań była wymuszana torturami, biciem, a wartość takich zeznań może być daleka od prawdy.

K. Kawalec zaznaczył, że korzystanie z tego rodzaju źródeł wymaga wiedzy o epoce, pewnej wrażliwości. Jeśli ktoś jej nie ma, bardzo się spieszy lub wprost „szuka haków” na kogoś, to z tego zbiorowiska danych wyciągnąć może rzeczy dalekie od prawdy. – Z takich materiałów trzeba się nauczyć korzystać – powtarzał, zwracając uwagę, że w przypadku Karola Wojtyły ich ilość jest przeogromna. Inwigilowany był w Polsce ponad 30 lat. Pierwsze wzmianki o tym pochodzą z 1945 r., a z czasem krąg inwigilujących go osób wciąż się poszerzał.

Jak wyglądała teczka Wojtyły? To nie jest teczka. Mając na uwadze kaliber postaci, to się mierzy w metrach bieżących akt, a nie w grubości teczki. Wypowiadanie się na ten temat wymaga przeprowadzenia poważnych studiów. Na pewno nie da się tego zrobić szybko.

Nawiązując do wydarzeń dotyczących św. Jana Pawła II red. Agnieszka Bugała poruszyła szerszą kwestię „rewizji życiorysów” – w tym kard. Henryka Gulbinowicza. Zauważyła, że do 2019 r. w środowisku historyków uznawany był za bohatera, a potem zrewidowano tę ocenę. – Co się zmienia w sposobie czytania tych materiałów? – pytała.

– Gdybym miał jednym zdaniem odpowiedzieć na to pytanie, moja odpowiedź byłaby pewnie rozczarowująca. Nie wiem. Nie widzę powodów do tak daleko idącej rewizji – stwierdził K. Kawalec.

Profesor szerzej odniósł się do sprawy wiarygodności materiałów tworzonych przez polityczną policję i celowości korzystania z nich. Wyjaśniał, że materiały te podzielić można na dwie grupy: materiały operacyjne, tworzone w ramach rozpracowywania poszczególnych środowisk, oraz wewnętrzną dokumentację Urzędu Bezpieczeństwa, potem Służby Bezpieczeństwa, czyli ewidencyjne materiały umożliwiające służbom kierowanie rzeszą tajnych współpracowników.

Co do tych drugich, należy założyć że służby nie oszukiwały samych siebie. Co do pierwszych – sytuacja wygląda inaczej. Jeśli szukamy w nich prawdy o środowisku, którego raport dotyczy, wiarygodność takiego przekazu może być różna. Jeśli jednak szukamy prawdy o autorze tych notatek, to wiele o nim można z nich wyczytać – o jego ambicjach, o tym, kogo lubi, a komu chciałby zaszkodzić.

Zauważył, że trzeba ze wspomnianych materiałów korzystać z ostrożnością, której w miarę upływu lat osobom zaglądającym do tych akt zaczyna brakować. Zdaniem prof. Kawalca np. w przypadku kard. Gulbinowicza posunięto się do nadużyć w interpretowaniu dokumentacji operacyjnej.

– Co w przypadku kard. Gulbinowicza było daleko idącym nadużyciem, z którym nie mogę się pogodzić, to w przypadku doniesień odnoszących się do kard. Wojtyły czy kard. Sapiehy to już jest zupełny skandal, „odlot” – stwierdził prof. Kawalec.

Przypomniał np. absurdalne oskarżenia 80-letniego człowieka o udział w seksualnych orgiach. Niektóre z takich zarzutów zostały wytworzone przez ks. Boczka – zdemoralizowanego, niewiarygodnego kapłana, niektóre prawdopodobnie są owocem zeznań wymuszonych torturami.

– Część współczesnych doniesień medialnych o kard. Sapiesze jest tak konstruowana, że stanowi pogwałcenie zdrowego rozsądku – mówi profesor. Zwrócił uwagę, że jeśli, jak się czasem mówi, Wojtyła „musiał wiedzieć” o rzekomej demoralizacji kard. Sapiehy, to krąg osób, które „musiały wiedzieć”, byłby o wiele szerszy – i obejmowałby np. środowisko Tygodnika Powszechnego.

– Gdybym mógł o coś apelować do państwa, to byłby to apel o zdrowy rozsądek i umiar – zwrócił się do słuchaczy K. Kawalec. – Jesteśmy bombardowani przez media informacjami. Istotne, by odrzucać przynajmniej takie, które są niezgodne ze zdrowym rozsądkiem, które są kpiną z inteligencji odbiorców.

Czy więc teczek należy się bać? – Nie, to wartościowe źródło historyczne, jeśli umie się z niego korzystać – stwierdził. Zauważył, że zniszczenie ich czy „zabetonowanie” byłoby zniszczeniem śladów zbrodni dokonywanych po II wojnie światowej, okaleczeniem pamięci i uczynieniem się bezbronnymi, gdyby przyszło nam ponownie przez podobne doświadczenie przechodzić.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..