Wrocławianie tłumnie uczestniczyli w kilkudniowych obchodach 18. rocznicy śmierci Jana Pawła II. Były hołd i dziękczynienie za pontyfikat, ale nie zabrakło dyskusji na trudne tematy.
Inicjatywa „Dolny Śląsk ze św. Janem Pawłem II” objęła kilkadziesiąt wydarzeń w różnych częściach metropolii wrocławskiej. Ich kulminacja przypadła 2 kwietnia. Ważnym elementem obchodów stały się debaty, w których otwarcie rozmawiano o dziennikarskich doniesieniach ostatnich tygodni dotyczących Jana Pawła II.
Czas na spokój
W archikatedrze wrocławskiej do dyskusji pt. „Pokolenie JPII – jacy jesteśmy? Co przekazaliśmy pokoleniu po JPII?” usiedli abp Józef Kupny, Rafał Dutkiewicz i Paweł Wróblewski. Prelegenci odnieśli się m.in. do głośnego reportażu Marcina Gutowskiego „Franciszkańska 3”. – Te doniesienia dotyczące postawy Jana Pawła II powinny spowodować, że zostaną przeprowadzone bardzo rzetelne badania historyczne i wówczas lepiej odniesiemy się do kwestii poruszonych w publikacjach medialnych. Ważne jest to, że zarzuty, który padają w sferze medialnej, odnoszą się do współczesnych standardów, także w znaczący sposób wypracowanych przez Kościół. To jest już podkreślane: dawniej standardy były nieco inne – mówił R. Dutkiewicz, były prezydent Wrocławia.
Podkreślił, że niezwykle ważne jest, aby rozmawiać o tych kwestiach w wielkim spokoju. Refleksja historyczna powinna być bardzo wyważona. Doktor Paweł Wróblewski, prezes Dolnośląskiej Izby Lekarskiej i szef wrocławskiego sanepidu, tłumaczył, że telewizyjna forma przekazu, dynamika i ekspresja zaburzają możliwość obiektywnej oceny informacji. – Przy okazji wszystkich „rewelacji” ostatnich lat związanych z Janem Pawłem II – jeżeli media kogoś atakują, zastanawiam się, kto ma w tym interes i o co tak naprawdę chodzi. Dzisiaj nośne są krytyka, obrazy, migawki. Nikogo nie interesuje problem. Dlatego do tych sensacji trzeba podchodzić spokojnie, obiektywnie, bo one, w moim przekonaniu, nie są przypadkowe – mówił były marszałek województwa dolnośląskiego.
Archiwa dla kompetentnych
Podczas debaty abp Kupny przypomniał, że na ostatniej Konferencji Episkopatu Polski biskupi zgodzili się co do potrzeby powołania niezależnej komisji, która miałaby wstęp do kościelnych archiwów. – Nie chcemy jednak udostępniać ich domorosłemu dziennikarzowi, który z „tezą” zacznie badać sprawę i potem napisze artykuł. To muszą być autorytety historyczne, ludzie z odpowiednim wykształceniem. Trzeba to powierzyć fachowcom, a nie komuś, kto goni za sensacją. Badacz powinien znać tamtą epokę, znać tamten system i kłamstwa, które wówczas stosowano – mówił metropolita wrocławski.
Jak patrzy na ostatnie sensacyjne publikacje o tuszowaniu pedofilii przez papieża Polaka? Przez doświadczenie swojego życia. – Żyłem w okresie wrednej komuny, dlatego ja w te kłamstwa nie wierzę – oświadczył abp Kupny. Opowiadał o swojej dwuletniej służbie wojskowej w czasach seminarium. Była to kara w okresie komuny dla studentów teologii. – Jeśli sam doświadczyłem inwigilacji jako kleryk czy młody ksiądz, to jak mam wierzyć tym dokumentom SB? Oni musieli się w nich wykazywać. A ktoś to bierze teraz za prawdę i uważa to za niepodważalny dowód. Kłamcy, którzy pisali kłamstwa, są wiarygodni i w oparciu o ich świadectwo ocenia się innych. Dla mnie to nie do przyjęcia – konstatował hierarcha.
Zaznaczył, że nie chodzi o to, żeby pod dywan zamieść palące obecnie kwestie, ale zostawić je wybitnym fachowcom, historykom. – Oni zrobią to rzetelnie i taka wola episkopatu jest. W kościelnych archiwach nie ma jakichś tajemnic. Otworzymy je bez problemu. Już są prowadzone rozmowy, żeby skompletować zespół. Myślę, że najbliższe lata dadzą odpowiedź na wiele pytań, które dzisiaj stawiamy – podsumował abp Kupny.
Zmienić metody
W siedzibie Stowarzyszenia „Odra–Niemen” 1 kwietnia odbyła się debata przedstawicieli różnych pokoleń nad postacią Jana Pawła II. Pokazała ona, że między Polakami w różnym wieku istnieje spora przepaść w postrzeganiu papieża. Czy da się to jeszcze scalić? Wydaje się, że tak, jednak nie kolejnymi pomnikami. – My właściwie teraz zbieramy żniwo takiego podejścia, że dla wszystkich Polaków Jan Paweł II ma być wielki „z automatu”. Wielu napusza się, nie przyjmuje żadnej krytyki. Wolałbym, żeby udało się zbudować więcej żywych pomników – tych ze słowa, debat, działań naukowych, na polu publicystycznym i informacyjnym. To na nas oddziałuje, bo słowo ma moc i jest żywe, a pomniki już niekoniecznie – stwierdził Jakub Horbacz, rzecznik prasowy wojewody dolnośląskiego.
Ksiądz Piotr Rozpędowski przyznał, że rzeczywiście dla nastolatków papież Polak stał się memem, którego wyśmiewają. – Możemy stanąć okoniem, ponarzekać na młodzież i zakończyć sprawę. Albo możemy zastanowić się, jak do niej dotrzeć z wartościowym przekazem. Przed nami spora praca, tylko trzeba przeformować pewne metody. Na lekcji pokazałem uczniom kilka filmików ze spotkań papieża Polaka z młodzieżą podczas Światowych Dni Młodzieży. Uwierzcie mi, że część z nich była autentycznie wzruszona gestami papieża. Mieli łzy w oczach. Ich pociągnęła jego szczera czułość. Ona w wydaniu Ojca Świętego miała w sobie coś niezwykle przemawiającego – przypomniał ks. Rozpędowski.
Nauka poszła w las?
Eugeniusz Gosiewski, wiceprezes Odry–Niemenu, nie miał wątpliwości podczas debaty, że sprowadziliśmy Jana Pawła II po prostu do roli wizytówki i maskotki. – Pomnik, obraz jak najbardziej, ale już wprowadzanie w życie tych wymagających uwag, które do nas kierował – niekoniecznie. Tu na pewno można mówić o zaniedbaniu ze strony nas, katolików z pokolenia JPII. Nie tylko księży, ale całego Kościoła. Ludzie mu bili brawo, ale większość z nich wcale go nie słuchała i nie robiła tego, co wskazywał – diagnozował działacz społeczny.
Zdaniem Małgorzaty Suszyńskiej, przykry jest fakt, że w sercach młodych Polaków nie ma tego ponadczasowego pomnika Jana Pawła II. I to jest wina pokolenia dzisiejszych 50- i 60-latków. – Nie postawiliśmy tego duchowego pomnika w sercach naszych dzieci. Nie postawiły go też Kościół ani szkoła. Kościół przed laty zachłysnął się łatwością, z jaką wierni zapełniali świątynie. Pomniki natomiast były pragnieniem serca ludzi przed laty i należy je uszanować. Do współczesnej młodzieży to już nie trafia i trzeba do niej mówić w inny sposób – uważa działaczka Solidarności Walczącej.
Teczki wymagają wiedzy
Panele dyskusyjne odbyły się także w parafii pw. św. Maksymiliana M. Kolbego we Wrocławiu-Gądowie („Dziedzictwo św. Jana Pawła II – co zrobiliśmy przez minione lata?”) oraz w parafii pw. św. Jana Apostoła na wrocławskim Zakrzowie („Czy trzeba bać się teczek?”). W pierwszym z kościołów 2 kwietnia odprawiona została ponadto Msza św. dziękczynna za pontyfikat św. Jana Pawła II pod przewodnictwem ks. prał. Czesława Majdy. Po Eucharystii złożono kwiaty pod papieskim pomnikiem.
Podczas spotkania w ramach Wieczorów Zakrzowskich prof. Krzysztof Kawalec z Uniwersytetu Wrocławskiego wyjaśniał, że teczki – materiały Służby Bezpieczeństwa – są cennym źródłem wiedzy, o ile umie się z nich korzystać. Jeśli chodzi o meldunki tajnych współpracowników, ich wiarygodność bywa różna. W pierwszych latach PRL znaczna część zeznań była wymuszana torturami, a i późniejsze mają różną wartość. Często najwięcej mówią o... samym współpracowniku – jego ambicjach, sympatiach i antypatiach. Kawalec zaznaczył, że korzystanie z tego rodzaju źródeł wymaga wiedzy o epoce i o samych teczkach, wrażliwości i ostrożności. Jeśli ktoś jej nie ma, bardzo się spieszy lub wprost „szuka haków” na kogoś, to z wielkiego zbiorowiska danych wyciągnąć może rzeczy dalekie od prawdy. W przypadku Karola Wojtyły ilość materiału jest przeogromna. Inwigilowany był w Polsce przez ponad 30 lat. Pierwsze wzmianki o tym pochodzą z 1945 roku, a krąg inwigilujących go osób wciąż się poszerzał.
– Jak wyglądała teczka Wojtyły? To nie jest teczka. Mając na uwadze kaliber postaci, to się mierzy w metrach bieżących akt, a nie w grubości teczki. Wypowiadanie się na ten temat wymaga przeprowadzenia poważnych studiów – mówił K. Kawalec. Zauważył, że niektóre medialne informacje (np. dotyczące kard. Adama Sapiehy) są konstruowane w sposób uwłaczający logice i zdrowemu rozsądkowi. Opierają się choćby na informacjach wytworzonych przez ks. Boczka – zdemoralizowanego, niewiarygodnego kapłana, czy materiałach, które prawdopodobnie są owocem zeznań wymuszonych torturami.•
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się