Choć od ojczyzny dzielą ich tysiące kilometrów, we Wrocławiu znaleźli swój drugi dom. Meksykańskie małżeństwo aktywnie uczestniczy w życiu Kościoła wrocławskiego. To tutaj odkryli na nowo Jezusa Zmartwychwstałego.
Siedem miesięcy temu urodziła się tutaj ich córka Elena. Imię nadali jej na cześć Heleny Kowalskiej, czyli św. s. Faustyny.
– W waszym kraju wartości chrześcijańskie, katolickie, odgrywają ważną rolę. Dużo osób żyje realnie Ewangelią. Wydaje nam się, jakbyśmy przebywali w Meksyku lat 20. i 30. ubiegłego wieku. Teraz w naszej ojczyźnie nurty liberalne niestety promują antychrześcijański styl życia, z aborcją na czele – opowiada Esperanza Fernandez Olavarrieta.
Siostra Faustyna zadziałała
Małżeństwo z dwuletnim stażem wybrało Wrocław jako miejsce do życia ze względu na wcześniejsze doświadczenie Esperanzy z Erasmusa. Część programu studenckiego zrealizowała właśnie na Dolnym Śląsku. Miasto bardzo jej się spodobało. Co ciekawe, polski akcent w życiu 25-latki pojawił się już dawno temu. Pochodzi ona bowiem ze stolicy – Mexico City – z parafii pod wezwaniem... Matki Bożej Częstochowskiej.
Zarówno Esperanza, jak i Luis pierwszy raz w Polsce byli podczas Światowych Dni Młodzieży w Krakowie w 2016 roku. – Wtedy jeszcze oboje mieliśmy innych narzeczonych – uśmiecha się Luis. Później Bóg złączył ich ze sobą. Zaręczyli się w Meksyku. Potem Esperanza wyjechała na Erasmusa do Wrocławia. Ich miłość została poddana próbie odległości i przeszli niemały kryzys. Właściwie to rozstali się przez telefon. Ona pojechała wtedy do Krakowa, do sanktuarium Bożego Miłosierdzia. – Modliłam się i prosiłam Boga za wstawiennictwem s. Faustyny o odpowiedź, czy to Luis ma być moim mężem – opowiada Meksykanka. On w tym czasie był... na drugim końcu świata na lotnisku. Nie miał pieniędzy ani zgody rodziców na wylot. Nie wiedział, co zrobić. Wtedy podeszła do niego... Polka, rozmawiając z nim po angielsku. Dała mu relikwie III stopnia św. s. Faustyny, pocieszając go, że wszystko będzie dobrze. Luis zdecydował się na wylot. – Gdy zobaczyłam go w Polsce, byłam wściekła, że się pojawił. Nagle pokazał mi te relikwie i opowiedział historię. Otworzyło się moje serce. Przecież to u s. Faustyny modliłam się w jego sprawie – wspomina Esperanza.
Ciągły duchowy wzrost
Luis silną wiarę w Boga wyniósł z domu. Jego rodzice bardzo starali się przekazać mu całą prawdę o Chrystusie i uczyli go budować relację z Bogiem. Później uczestniczył w apostolacie, w którym wzrastał i formował się duchowo. Esperanza wychowała się także w domu katolickim, ale – jak twierdzi – wiara tam była dość letnia, tradycyjna. Ona sama przeżyła osobiste nawrócenie i dołączyła do duszpasterstwa.
– We Wrocławiu uczestniczymy kilka razy w tygodniu w Mszy Świętej, a co dwa tygodnie chodzimy na Eucharystię do duszpasterstwa języka hiszpańskiego do kościoła św. Wawrzyńca – mówi Luis. Małżeństwo aktywnie włącza się w różne religijne inicjatywy archidiecezji wrocławskiej, jak np. piesza pielgrzymka do Trzebnicy czy Marsz dla Życia.
– Rzeczywiście, widzimy różnicę w przeżywaniu wiary w Meksyku i w Polsce. Większość ludzi w naszej ojczyźnie to chrześcijanie, ale religijność wynika z tradycji i domowych przyzwyczajeń, nie z płynącej z serca żywej wiary, która wynika z relacji z Bogiem – tłumaczy Esperanza. Jak zaznacza, Meksykanie są bardziej pobożni na zewnątrz i z obyczaju. – Wiemy, że w Polsce też jest to zjawisko, „bo tak trzeba”. Dotyczy np. ślubów czy chrztu, ale wydaje nam się, że w mniejszym stopniu. Dodatkowo w Meksyku silną pozycję mają także wierzenia magiczne, szamańskie, okultystyczne – wyjaśnia Luis.
Poczuć lepiej ból
Meksykanie są bardzo spontaniczni w wyznawanej wierze. Wyrazem przeżywania duchowości jest fakt, że „muszę coś widzieć i dotknąć”. Udowadnia to Wielki Tydzień, który różni się u nich od pozostałej części roku. – To czas prawdziwej refleksji i zatrzymania. Nawet jeśli chodzi o nasze temperamenty. Normalnie w różnego rodzaju modlitwach przebijają entuzjazm, energia i radość. Wielki Tydzień w Meksyku wprowadza inną atmosferę. Staramy się przyjąć, zrozumieć i odczuć ból Jezusa w czasie męki – opowiada 25-latka.
Stąd nabożeństwa Drogi Krzyżowej utrzymane są w charakterze jak najwierniejszej inscenizacji, szczególnie w Wielki Piątek. Aspekt wizualny jest dla nich bardzo ważny. Charakterystycznym elementem w przestrzeni sakralnej są ubrane jak najwierniej w różne tkaniny figury Jezusa, Maryi i świętych. Wizerunki ukrzyżowanego Jezusa tworzone są z jak największą autentycznością cierpienia i ran.
Ponieważ w Meksyku nie ma wystarczającej liczby księży, przez cały Wielki Tydzień młodzi katolicy – katechiści, misjonarze, odpowiednicy naszych szafarzy – jeżdżą do wiosek na prowincji i tam przewodniczą nabożeństwom z udzieleniem Komunii św.
Łączy nas woda
W Meksyku Niedziela Zmartwychwstania nie jest dniem wolnym, a dniem pracy. Za to Wielki Czwartek i Wielki Piątek są wolne. Za najbardziej uroczystą uchodzi Wielka Sobota. – W przeciwieństwie do Polski, nie świętujemy tak wyraźnie w domach. Nie ma takiego zwyczaju jak śniadanie wielkanocne czy bardziej uroczyste obiady. Nie ma koszyczka, święcenia pokarmów. Poza uroczystą liturgią w domach panuje normalny, codzienny tryb. Organizuje się jedynie szukanie czekoladowych jajek – opowiada Luis.
W obszarze usług i komercji nie propaguje się tak Wielkiejnocy, jak w Polsce. W sklepach nie dominują jajka, baranki czy zajączki. Nie widać wielkiej różnicy w stosunku do codzienności. – Żyjąc w Polsce, przejęliśmy zwyczaj śniadania wielkanocnego, ale na stół trafiają dania meksykańskie. Choć lubimy żurek czy kiełbasę w różnej postaci, to przyrządzamy chilaquiles oraz smażoną czarną fasolę – zdradza Esperanza.
Polsko-meksykańskie święta łączy... woda. U nas śmigus-dyngus w Poniedziałek Wielkanocny ma swój odpowiednik za oceanem. Wielkie polewanie wodą następuje tam w Wielką Sobotę. – Nikt się nie szczypie z jakimiś pistoletami. W ruch idą wiadra i duże balony z wodą. Ogromne ilości – uśmiecha się Luis.
Wiosenne odrodzenie
Małżeństwo meksykańskie zgodnie stwierdza, że w ich ojczyźnie większą i wyrazistszą oprawę mają święta Bożego Narodzenia. Głównie ze względu na mocny wpływ Stanów Zjednoczonych i komercji, która stamtąd przyszła. – Wielkanoc u nas to skupienie na bólu i cierpieniu. Choć generalnie w czasie świąt ludzie spędzają wolne dni raczej na plaży niż w kościele – mówi Meksykanka.
Pobyt w Polsce nauczył Esperanzę i Luisa bardzo ważnej rzeczy. – Czas tutaj pozwolił nam odkryć istotę i prawdę o zmartwychwstaniu, położyć odpowiedni akcent na okresy liturgiczne i na nowo zrozumieć ich znaczenie. Różne święta są u was mocno połączone z naturą. W Meksyku nie ma wyraźnych pór roku. Zmiany są niezauważalne. W Polsce wiosna po szarej i ciemnej zimie robi wrażenie. Odrodzenie przyrody pomaga nam w odkryciu sensu zmartwychwstania, które daje nam nadzieję na nowe życie. Wlewa w nas radość – opisuje Luis. Zaznacza, że wzmaga to doświadczenie dobrego przyjęcia przez polskich katolików, którzy są otwarci i przyjaźni. – Widzimy w was Chrystusa Zmartwychwstałego – dodaje żona.
Ich ukochany papież
Latynosi niezwykle cenią sobie św. Jana Pawła II. Przypominają, że to podróż do Meksyku była pierwszą zagraniczną pielgrzymką papieża Polaka. – U was mówi się o szybkim odchodzeniu młodych od Kościoła, o tym, że w następnych pokoleniach Jan Paweł II nie ma już należnego autorytetu. W Meksyku jest odwrotnie. Mnóstwo młodych ludzi zachwyca się papieżem i jego nauczaniem. Młode małżeństwa nadają bardzo często swoim synom imię Jan Paweł – zaznacza Esperanza. Jej zdaniem, następuje tam skuteczne przekazywanie z pokolenia na pokolenie kultu związanego z papieżem Polakiem ze względu na silne zaangażowanie dziadków i rodziców. To coś, czego nie udało się zrobić w Polsce. – Obecne zamieszanie medialne związane z postacią Jana Pawła II nie przebiło się do Meksyku. Tam nie generuje to wielkich emocji – dodaje.
W samej stolicy Meksyku przed bazyliką Matki Bożej z Guadalupe stoi duża figura Jana Pawła II, która została przetopiona z tysięcy kluczy z narodowej zbiórki. Dlaczego? – Bo Jan Paweł II znalazł klucz do serc Meksykanów – uważa Luis. Jego żona natychmiast w tym samym klimacie dodaje: – A który kraj, poza Polską, najbardziej ukochał papież? Właśnie Meksyk! – oświadcza z szerokim uśmiechem. Jak dodaje, zasadniczo to nie ma kościoła w ich państwie, gdzie nie byłoby wizerunku Jana Pawła II. Podobnie jak z obrazem Jezusa Miłosiernego. Jednak za oceanem nie wiedzą jeszcze powszechnie, że podobnie jak papież, tak i iskra Bożego Miłosierdzia wyszła na świat właśnie z Polski.