O najnowszym dekrecie Komisji Episkopatu Polski w sprawie występowania duchownych w mediach mówi ks. dr hab. Rafał Kowalski, który pracował nad dokumentem.
Maciej Rajfur: Czy nowy dekret, który wyszedł pod koniec marca, stał się formą reakcji Kościoła w stylu: „Coś nam się wymyka spod kontroli”?
Ks. Rafał Kowalski: Nie, absolutnie nie. Po pierwsze – ten dekret nie ma zamiaru nikogo kontrolować. To reakcja na zmieniającą się rzeczywistość, biorąca pod uwagę dynamikę rozwoju mediów. Poprzedni dekret był tworzony w czasach, kiedy w mediach cyfrowych królował portal NaszaKlasa.pl. Wówczas jeszcze nikt nie słyszał o możliwościach, jakie dają współczesne media społecznościowe. Zatem jest to odpowiedź na rzeczywistość, która się wokół nas zmieniła. Swoją drogą, trudno mówić o jakimkolwiek kontrolowaniu medialnej aktywności ludzi Kościoła. To trochę tak, jakby mówić o kontrolowaniu mediów. Każdy czuje, że ma prawo publikować różne materiały i dzielić się własnymi przemyśleniami, i nie da się ująć tej działalności w ścisłe ramy prawne.
Obecność ludzi Kościoła w rzeczywistości medialnej jest nie od uniknięcia.
Ten dekret pokazuje przede wszystkim, że Kościół w Polsce traktuje media niezwykle poważnie. Dostrzegamy ich ogromną siłę i duże możliwości docierania do współczesnego człowieka i kształtowania go. Mam tu na myśli wszystkie media, łącznie z najnowszymi formami komunikowania się. Wielu ludzi spędza bardzo dużo czasu w szeroko pojętym internecie. Zależy nam na tym, żeby przekaz, który jako ludzie Kościoła kierujemy do człowieka, był rzetelny, zawierał sprawdzone, potwierdzone informacje dotyczące życia Kościoła. Nie plotki czy domniemania.
Kościół jednak mierzy się z problemem występowania w mediach osób duchownych i konsekrowanych. To wyzwanie ostatnich lat, żeby spójnie przekazywać jedną i tę samą naukę. Nie ukrywajmy – czasem ktoś coś za dużo lub za mało powie, a czasem wmiesza swój światopogląd.
Dochodziły do mnie głosy krytyczne od osób duchownych, że nowy dekret może coś ograniczać. Ale musimy sobie przede wszystkim uświadomić, że Pan Jezus zbudował Kościół nie na tym, co nam się wydaje. Przychodząc do Kościoła i czując się jego częścią, wszyscy mówimy „wierzę”. Credo stało się fundamentem, który nas łączy. Nie można prezentować swojej wizji i próbować zmieniać zasad funkcjonowania Kościoła czy prawd, które ten Kościół ma głosić, opierając się na zasadzie „mnie się wydaje, że...”. Dekret ma nie tyle ograniczać, co uwrażliwić na moc słowa. Nie jesteśmy bowiem w stanie opisać każdej sytuacji. Są wierni, którzy oczekują, że prawo opisze im każdą rzeczywistość i czasem liczą na to, że papież czy biskup coś jasno zadekretują. Nie ma takiej możliwości. Życie jest o wiele bogatsze, niż jesteśmy sobie to w stanie wyobrazić czy ująć w paragrafach i przepisach prawnych. Jak Ksiądz zatem patrzy na ten najnowszy dokument? Przez pryzmat formacji. Prawo bowiem ma charakter wychowawczy i formacyjny. Dekret przypomina o tym, że moje słowo, które wypowiadam w mediach, ma dużą moc i może kogoś budować, komuś pomagać, umacniać go w wierze, a może także powodować zamęt, antagonizować ludzi, ranić, wyrządzać krzywdę. Ksiądz, siostra zakonna czy brat zakonny występujący w mediach są odbierani jako głos Kościoła. Bez względu na to, czy mają takie upoważnienie, czy nie. Dlatego mówimy wszystkim duchownym czy osobom konsekrowanym: „Bądź uważny na to, jak występujesz, co mówisz, bo jesteś twarzą i głosem Kościoła”. A Pan Jezus w Biblii mówi, że marny los jest tych, którzy sprawiają, iż wiara maluczkich zaczyna się chwiać.
Czy Kościół w dobie nowych mediów, platform społecznościowych ma szansę zachować jedność i spójność przekazu? Szczególnie w sytuacji, gdy nawet księża się między sobą bardzo różnią? Nieraz przecież dochodzi do ostrej wymiany poglądów pomiędzy duchownymi na oczach całej Polski.
Nie będę udawał, że nie widzę tego problemu. Jednak w moim odczuciu nie są nim spory czy różnice zdań pomiędzy duchownymi, ale sposób i miejsce ich prezentacji oraz styl zwracania się do siebie. Są przestrzenie, w których możemy się spierać, poszukiwać, stawiać pytania, rozważać różne hipotezy, prowadzić dialogi, np. wydziały teologiczne, konferencje czy odbywające się w ostatnich miesiącach spotkania synodalne. Zatem możemy dyskutować na różne życiowe kwestie, spierać się co do spraw społecznych, natomiast musimy mieć świadomość, że efektem naszych wystąpień publicznych, kłótni czy sporów może być czyjeś zgorszenie, wzbudzenie negatywnych emocji, tworzenie i umacnianie podziałów pomiędzy ludźmi. Budujemy sobie grupę fanów, followersów i lajkujących. Pytanie, czy po to szliśmy do kapłaństwa. Chciałbym wierzyć, że osoby duchowne, które zapoznają się z treścią dekretu, pomyślą o konsekwencjach słów wypowiadanych w mediach. maciej.rajfur@gosc.pl
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się