Poseł Agnieszka Dziemianowicz-Bąk na debacie politycznej Uniwersytetu Wrocławskiego naprawdę to powiedziała. I co gorsza: studenci ochoczo ją oklaskali.
W debacie przedwyborczej na wydziale politologii Uniwersytetu Wrocławskiego uczestniczyła śmietanka polityków dolnośląskich. Od lewa do prawa. Sam pomysł dyskusji na uczelni uważam za bardzo dobry. Może nawet takie wydarzenie powinno być organizowane częściej. Mam bowiem podejrzenie, że na Dolnym Śląsku politycy wszystkich liczących się stronnictw politycznych spotkali się przed wyborami pierwszy i ostatni raz.
Debata zaczęła się pytaniem o niską demografię w Polsce i była to zdecydowanie najciekawsza kwestia tej prawie dwugodzinnej dyskusji. Ujawniła ona też mocno sympatie publiczności - kilkuset studentów.
Na przychylność audytorium zdecydowanie mogła liczyć posłanka Lewicy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. Szkoda, że udzieliła najbardziej absurdalnej wypowiedzi całego wydarzenia. Jej zdaniem bowiem jedną z przyczyny niskiej demografii w Polsce jest brak pełnego, legalnego dostępu do... aborcji. Nie wierzyłem własnym uszom. Co ciekawe, posłanka otrzymała po skończeniu wypowiedzi gromkie brawa. Studenci chyba nie zauważyli (albo raczej nie chcieli zauważyć), że zrobiła sobie żarty z logiki.
Z zupełnie odwrotną reakcją na odpowiedź w tej samej kwestii spotkała się posłanka Mirosława Stachowiak-Różecka. Polityk Prawa i Sprawiedliwości oświadczyła, że po rozmowach z wieloma młodymi ludźmi, przyczyn kryzysu demograficznego upatruje w kwestii kulturowej. Młodzi dzisiaj po prostu nie chcą i nie czują potrzeby zakładania rodziny, posiadania dzieci. Jak dodała, to pewien rodzaj współczesnego egoizmu, wynikającego z różnych prądów kulturowych i filozofii życia.
Po tych słowach Stachowiak-Różecka została przez studentów wybuczana. Dla mnie to jakiś absurd. Po pierwsze, publika w takim miejscu przy takim wydarzeniu powinna zachować pełną kulturę, a nie wpływać reakcjami na polityków, tworząc presję. A po drugie, rozumiem, że bezmyślne wpychanie aborcji w każdą kwestię studenci uważają za dobre, w przeciwieństwie do zdroworozsądkowego podejścia.
Zaznaczam tu, że przynależność partyjna nie ma dla mnie znaczenia. Elementarna uczciwość i logika szybko weryfikują oba spojrzenia.
Z kolei śmiechem studenci skwitowali wypowiedź Krzysztofa Tuduja z Konfederacji, który jako jeden z powodów niskiej demografii podał nachalną propagandę homoseksualną. Pan poseł jednak mocno przeskalował zjawisko i, podobnie jak Dziemianowicz-Bąk z aborcją, nie musiał wpychać homosekusalizmu w wątek, w którym nie ma on znaczenia.
Dyskusyjne dla mnie było również spojrzenie Michała Kobosko z Polski 2050. Człowiek Szymona Hołowni uważa bowiem, że młodzi nie chcą mieć dzieci, bo w Polsce mają złe warunki ekonomiczne. Są po prostu biedni i wszędzie mają pod górkę z zasobnością portfela. Męczy ich inflacja, ceny mieszkań, wysokie kredyty.
Pan Kobosko albo nie wie albo udaje, że nie wie, jak wygląda świat. Czy w państwach zamożniejszych jest więcej dzieci niż w biedniejszych? Wręcz odwrotnie. Czy bogaci ludzie z zasady mają więcej dzieci niż ubodzy? Czy liczba dzieci rośnie w rodzinie wraz z wysokością zarobków? Znają pewnie Państwo opowieści, jak wychowywali się nasi rodzice i dziadkowie. Wszystko się sprzysięgło przeciw naginanej i pełnej manipulacji teorii działacza Polski 2050.
Może Michał Kobosko kieruje się słynnym wywiadem wokalistki Natalii Przybysz, która pochwaliła się, że dokonała aborcji, bo miała za małe mieszkanie? Politykowi radzę zejść na ziemię i stanąć blisko ludzi. Wysłuchać ich, żeby nie opowiadać już wydumanych teorii. Naprawdę nie wszyscy patrzą na życie przez pryzmat grubości portfela i metrów kwadratowych przypadających na osobę.