Świętym Grzegorzowi Wielkiemu i Hieronimowi, trwającym od lat przy prezbiterium wrocławskiej katedry, towarzyszyli kiedyś Augustyn i Ambroży. Zawirowania wojenne i powojenne sprawiły, że ich drogi się rozeszły. Wkrótce ponownie się spotkają – w muzealnej sali.
W Muzeum Narodowym we Wrocławiu od 13 czerwca do 29 października trwać będzie wystawa „Barokowi herosi. Wrocławskie rzeźby Johanna Georga Urbansky’ego z lat 20. XVIII w.”. Zostaną na niej zaprezentowane dwa zespoły rzeźbiarskie tego artysty – prospekt organowy luterańskiego kościoła pw. św. Marii Magdaleny oraz figury czterech ojców Kościoła zachodniego z katedry wrocławskiej, ufundowane w 1727 r. przez kanonika Leopolda Frankenberga.
Przywołana będzie także barokowa kaplica grobowa opata Hochberga przy dawnym kościele norbertanów pw. Świętych Wincentego i Jakuba. Podczas przygotowań do wystawy w zbiorach Muzeum Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego odnaleziono głowę św. Anny – fragment rzeźby zdobiącej kiedyś kaplicę.
Wędrujące rzeźby
Wszystkie figury ojców Kościoła z katedry wrocławskiej pod koniec II wojny światowej zostały najprawdopodobniej ewakuowane do składnicy w Kamieńcu Ząbkowickim. Po wojnie wywieziono je do Warszawy, a w 1950 r. przekazano do kościoła pw. św. Marcina Biskupa w Stężycy (który stracił całe swoje wyposażenie). Na przełomie lat 50. i 60. XX w. dwie rzeźby wróciły do Wrocławia, dwie pozostały w Stężycy. – Brak dwóch spośród czterech figur to jedna z niezagojonych ran katedry wrocławskiej – mówi ks. Paweł Cembrowicz, proboszcz katedralnej parafii. – Dodajmy, że jest to sytuacja trudna również dla mieszkańców Stężycy, gdzie po wojnie najpierw trafiły wszystkie cztery figury, a z czasem dwie powróciły do Wrocławia. To bardzo skomplikowana historia. Cieszymy się, że diecezja siedlecka, siedlecki biskup i proboszcz parafii w Stężycy zdecydowali się udostępnić figury na wystawę we Wrocławiu. To ważna chwila dla mieszkańców miasta, dla osób odwiedzających katedrę – dodaje.
Ksiądz Cembrowicz podkreśla, że wystawa jest okazją, by zwrócić uwagę na autora rzeźb, znakomitego rzeźbiarza, a także na znaczenie przedstawionych postaci. – W Kościele katolickim opieramy się na Piśmie Świętym i na Tradycji pisanej przez duże „T”. Ojcowie Kościoła, ich nauczanie, ich dzieła mają dla nas wielkie znaczenie – mówi, zauważając, że sylwetki tych czterech świętych odnajdziemy w katedrze także na ołtarzu fundacji bp. Andreasa Jerina (gdy ołtarzowe skrzydła są zamknięte).
Wspomniany prospekt organowy – z figurami proroków Dawida i Asafa, atlantów, puttów, Famy dmącej w trąbę – był prawdziwym arcydziełem. Zastosowane mechanizmy sprawiały, że... putta grały na kotłach, aniołki uderzały w dzwonki. Dekoracja prospektu przetrwała II wojnę światową w składnicy w Henrykowie. Figury zostały wywiezione w 1946 r. do Warszawy. Po latach trafiły do zbiorów Muzeum Narodowego we Wrocławiu, ale niestety były to już wtedy tylko pojedyncze figury z pierwotnego zespołu.
Dziejowe zawiłości
Piotr Oszczanowski, dyrektor Muzeum Narodowego we Wrocławiu, wyjaśnia, że na wystawie prezentowane są dzieła, których losy w czasie wojny i tuż po niej okazały się niezwykle burzliwe. – Upominamy się jednocześnie o to, aby pamiętać, że proces przemieszczania dzieł sztuki, zmiany miejsca ich przechowywania i ekspozycji nadal musi być ważnym tematem badań muzealników – podkreśla. – Trzeba jednak wykazywać się w nich odpowiedzialnością oraz swoistą delikatnością w zrozumieniu wszystkich argumentów i racji każdej ze stron, zarówno byłych, jak i obecnych właścicieli oraz opiekunów tych dzieł sztuki. Tylko w ten sposób jesteśmy w stanie zrozumieć ten jakże trudny, jakże burzliwy i pełen niepewności czas powojenny, okres, kiedy nadal cenniejsze niż opieka nad zabytkami było – bo musiało być – ratowanie życia ludziom. Ocalenie tych dzieł sztuki, ich zabezpieczenie, nawet ich przemieszczenie wielokrotnie decydowało o tym, że przetrwały i dzisiaj możemy je podziwiać. Nie oznacza to jednak, że już teraz, w XXI w., nie powinniśmy podejmować dyskusji na temat ich historii, a także ich przyszłości. Taka dyskusja jest niezbędna i po prostu nam wszystkim potrzebna. I o tym także traktuje nasza wystawa – zaznacza.
Interesującą postacią jest sam Johann Georg Urbansky (ok. 1675 − po 1738). Artysta był Czechem z pochodzenia. Kształcił się początkowo w warsztacie praskiego artysty Johanna Brokoffa, potem w Budziszynie. Około 1708 r. zamieszkał we Wrocławiu, gdzie otworzył warsztat na Ostrowie Tumskim.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się