O przyczynach przeprowadzki urzędu kurii zgromadzenia misjonarzy klaretynów do stolicy Dolnego Śląska opowiada „Gościowi” prowincjał, o. Piotr Bęza CMF.
Karol Białkowski: Czym zajmuje się kuria klaretynów?
o. Piotr Bęza CMF: Pewnie mniej więcej tym samym, co każda inna kuria diecezjalna czy zakonna. Zadaniem jest koordynacja działań zgromadzenia, ale też kwestie administracyjne i prawne. To tutaj zapadają decyzje o otwieraniu lub zamykaniu placówek, ale też np. o zmianach personalnych.
W naszym przypadku znacznie większy jest obszar podlegający tej decyzyjności, bo poza Polską są to Rosja, Ukraina, Białoruś, Burkina Faso, Wybrzeże Kości Słoniowej, a więc wszystkie te miejsca, w których posługują nasi bracia na placówkach misyjnych. Ważnym zadaniem są też kontakty z zarządem generalnym naszego zgromadzenia.
Dotychczas dom prowincjalny i kuria znajdowały się w Warszawie, ale zarząd zgromadzenia zdecydował o zmianie już od września. Dlaczego?
Decyzje o przeprowadzce do Wrocławia podjęliśmy po konsultacjach z ojcem generałem. Zadaliśmy sobie pytanie o sens naszej dalszej obecności w Warszawie. Jakie są przyczyny? Najsympatyczniej byłoby powiedzieć, że Wrocław jest tak piękny, a ludzie tak nam przyjaźni, że nie powinno to nikogo dziwić (śmiech). Ale, poza tym argumentem z przymrużeniem oka, są jeszcze kwestie obiektywne. Kiedyś było tak, że w stolicy warto było mieć dom, bo to ułatwiało załatwianie wielu spraw urzędowych. Do tego bliskość międzynarodowego lotniska – węzeł przesiadkowy był atutem w przypadku naszych misjonarzy, którzy przylatują lub wylatują na misje. Dziś te kwestie nie mają wielkiego znaczenia. Możliwości komunikacyjne poprawiły się na tyle, że nie ma większego znaczenia, w którym dużym polskim mieście kuria się znajduje. Głównym powodem jest jednak to, że w Warszawie poza kurią nie prowadzimy żadnego duszpasterstwa. Nasza działalność ogranicza się w zasadzie tylko do pracy w kurii i czasem do gościnnej pomocy w warszawskich parafiach. A przecież dziś administrować można z każdego innego miejsca.
A może przyczyną jest kryzys personalny? Mniej chętnych do zgromadzenia oznacza większe potrzeby w duszpasterstwie...
Na dzisiaj to nie jest decydujący powód. Personalnie spokojnie sobie radzimy. Nie mamy już tych głównych powodów utrzymywania domu w Warszawie, nie ma więc argumentów, by bronić tej lokalizacji. Poza tym szkoda braci tylko do urzędowej roboty. Skupiamy się też na kwestii ekonomicznej. Te pieniądze, które wydajemy na utrzymanie domu w Warszawie, możemy przeznaczyć na różne dzieła misyjne. W planach mamy wynajem budynku po kurii.
Dlaczego więc Wrocław?
Przede wszystkim mamy tu większe możliwości, bo na Dolnym Śląsku jest kilka naszych placówek. Jesteśmy więc znani przez obecność i pracę. Pomaga też otwartość biskupów i księży diecezjalnych. Czujemy się tu dobrze, jak w domu. Przecież każdy z klaretynów spędził swój czas formacyjny we Wrocławiu, bo właśnie tutaj, na ul. Wieniawskiego, jest nasze seminarium duchowne. Kuria będzie jednak zlokalizowana przy ul. Bujwida w parafii pw. św. Wawrzyńca. Nie potrzebujemy wiele miejsca, bo w pełni zaangażowanych w prace kurialne jest nas dwóch – ja i sekretarz. Dla pozostałych – np. rzecznika prasowego czy osoby odpowiedzialnej za archiwum – kwestie administracyjne będą dodatkiem do codziennej pracy duszpasterskiej.
Czy poza lokalizacją kurii zmieni się coś jeszcze u klaretynów?
Są oczywiście jakieś przymiarki. Osobiście mam ogromny sentyment do Wrocławia i z tej racji, że byłem duszpasterzem akademickim w DA Wawrzyny, mam wiele dobrych relacji z ludźmi. Bardzo bym chciał wygospodarować czas na to, by wśród wielu obowiązków prowincjała znalazła się przestrzeń, by dać ludziom coś dobrego. I wcale nie chodzi o to, by wypić ze znajomymi dobrą kawę i pograć w piłkę. Ten pomysł wciąż we mnie jeszcze dojrzewa, ale mocno wierzę, że od jesieni uda się go wprowadzić w życie. Wtedy i ja zaangażuję się w duszpasterstwo.• karol.bialkowski@gosc.pl
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się