W miejscu, gdzie poniosła męczeńską śmierć, leżą trzy głazy. Niewiele osób wie, że dwa z nich przypominają o dwóch innych osobach. Zdają się mówić, że każdy złożyć tam może przed Bogiem swój własny ciężar, jaki dźwiga w życiu.
Ojciec Jan Opala CMF opowiadał o głazach uczestnikom pierwszej pieszej pielgrzymki do grobu i miejsca męczeństwa jednej z błogosławionych rok temu elżbietańskich męczenniczek. Największy, z czerwonego granitu, przypomina los s. Acutiny, zabitej właśnie tam w 1945 r. przez sowieckich żołnierzy, a przywieziony został z terenu dawnych koszar radzieckich. Jego barwa nasuwa myśl o męczeńskiej krwi.
Dwa inne kamienie to kolejne przypomnienie faktu, że wyniesione rok temu na ołtarze elżbietanki są reprezentantkami mnóstwa innych kobiet, których los w momencie wkroczenia Armii Czerwonej na ziemie zachodnie (i nie tylko) był bardzo podobny.
Jeden z głazów upamiętnia siostrę Marię Acharię, zamęczoną przez żołnierzy w Lubiążu (spoczywa obok s. M. Acutiny na cmentarzu w Krzydlinie Małej), kolejny – nie znaną z imienia zakonnicę, której ciało zostało znalezione w pobliżu Krzydliny Wielkiej. Nie można ustalić nawet, z jakiego pochodziła zgromadzenia, wiadomo natomiast, że również padła ofiarą żołdaków.
Ludzie, którzy zwracają się z prośbą o wstawiennictwo do błogosławionych elżbietanek, często od lat dźwigają ciężar trudnych doświadczeń, doznanych krzywd, duchowych zranień, traum i trudności z przebaczeniem – trudny bagaż, który niczym wór kamieni potrafi przybić do ziemi, utrudnić wędrówkę, zabrać radość życia.
Wymowny obelisk na polach między Lubiążem a Krzydliną Wielką to miejsce mroku i... światła. Gdy s. M. Acutina przed laty stawiła tu czoła żołnierzom napastującym dziewczyny, sytuacja wydawała się rozpaczliwa. Cudem napastnicy po zabiciu siostry pozostawili jednak przerażone dziewczęta w spokoju. Prawdziwe cuda czekają także dziś na ludzi, którzy swoje poranione życie powierzają wstawiennictwu błogosławionych.
Opór stawiany przez s. Acutinę uzbrojonym żołnierzom wydawał się beznadziejny. Nie był. Jeśli z taką determinacją broniła przed laty swoje podopieczne, pewnie i teraz jest gotowa stanąć do duchowej walki o uzdrowienie naszych serc.
Jakikolwiek dźwigasz głaz – doznanych krzywd, przemocy, a może własnych błędów i win – przez ręce męczenniczek złożyć go możesz u stóp Jezusa. A może warto wybrać się na własną, indywidualną pielgrzymkę w okolice Krzydliny, by przy trzech kamieniach, pod samotną gruszą oddać Zbawicielowi swój ból?