I my mamy szansę być prorokami na wzór Jana Chrzciciela, prorokami Najwyższego, ale warunek jest jeden - że pójdziemy z Panem do świata, by pomóc innym odnaleźć właściwe drogi życia - mówił podczas Mszy św. w liturgiczne wspomnienie Narodzenia św. Jana Chrzciciela, patrona Wrocławia, katedry wrocławskiej i całej archidiecezji bp Jacek Kiciński CMF.
Biskup Jacek zaznaczył, że zatrzymanie przy postaci św. Jana Chrzciciela ma szczególne znaczenie. - Możemy powiedzieć, że dzisiejszy świat pogrążony jest w różnych paradoksach. Wielu mówi o zmierzchu cywilizacji zachodu, a niektórzy wieszczą koniec dominacji chrześcijańskiej kultury. Jesteśmy w nowej, tzw. popandemicznej, rzeczywistości i pojawia się wiele zjawisk nieznanych nam dotychczas. A w naszej ojczyźnie doświadczamy wielu podziałów, sporów, a nawet kłótni. Widoczny jest brak jedności. Widzimy wyraźnie kryzys życia rodzinnego i małżeńskiego. Wiele osób doświadcza poczucia utraty swojej tożsamości. Coraz większe jest zjawisko masowej emigracji, a w naszym Wrocławiu coraz bardziej doświadczamy wielokulturowości i wielonarodowości - zwrócił uwagę.
Przekonywał, że w sposób oczywisty Wrocław staje się miastem spotkań. Zapytał jednak o jakość tych spotkań. - Pytamy się coraz częściej co nas łączy, a co nas dzieli. Nasza archidiecezja przeżywa szczególny czas. W ubiegłym roku beatyfikacja sióstr męczenniczek, a obecnie trwają przygotowania do synodu diecezjalnego. Jako wspólnota Kościoła pragniemy na nowo wsłuchać się w głos Ducha Świętego, by uczynić to, czego chce od nas Jezus - chcemy odnowy Kościoła, pragniemy odnowy naszego serca - podkreślił.
Ksiądz biskup zachęcał, by na tle tych wydarzeń spojrzeć na postać Jana Chrzciciela i nasze życie. - On przychodzi na świat wtedy, gdy doświadcza różnych podziałów i sprzeczności. Przychodzi na świat w sytuacji po ludzku niemożliwej. Jego matka Elżbieta i ojciec Zachariasz są w podeszłym wieku, a jednak dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych - dodał. Odnosząc się do Zachariasza - ojca św. Jana - i jego niedowiarstwa zaznaczył, że chciał on ludzkim rozumem ogarnąć Boże działanie i dlatego zabrany został mu dar mowy. Stało się to po to, by przez dziewięć miesięcy mógł kontemplować słowo Boże.
Następnie zaznaczył, że Jan Chrzciciel nie kończy tego, co było, ale jest mostem, który łączy Stary z Nowym Testamentem; wskazuje na Jezusa i przyprowadza do Niego swoich uczniów. - Misją Jana Chrzciciela było przygotowanie Izraela na przyjście Mesjasza. Dlatego głosi chrzest nawrócenia, prowadzi życie bardzo surowe, jest świadkiem słowa, które głosi, jest głosem wołającym na pustyni, zapowiada słowo. Najpierw jest głos, a później jest słowo. Potwierdzeniem jego misji prorockiej jest jego świadectwo wiary i świadectwo męczeństwa - mówił.
Bp Jacek tłumaczył, że św. Jan wypełnił swoją misję do końca, bo był wierny temu, do czego Bóg go powołał. - Dlatego stał się mostem, który połączył stare prawo miłości Boga i człowieka z nowym prawem, które zapowiedział Jezus Chrystus. Mógł to uczynić tylko ten, kto był świadom swojej misji i swojego powołania - tłumaczył. - Było go stać na wypomnienie Herodowi braku jego moralności. Patrząc na jego życie można powiedzieć: tragiczny los Jana Chrzciciela, ale w perspektywie Bożej było to cudowne zwycięstwo.
Nawiązując do współczesności tłumaczył, że i dziś potrzeba tych, którzy będą pomostem między ludźmi różnych kultur, tych, którzy będą prorokami, tych, którzy będą świadczyć o Bogu w życiu codziennym. - Potrzebni są tacy prorocy jak Jan Chrzciciel. Czy i my możemy tacy być? Potrzebni są nam ludzie, którzy powiedzą prawdę w oczy, upomną, wykażą błąd. Może potrzeba nam takich, którzy nie zawsze będą nam przytakiwać i nas chwalić. Potrzeba nam takich, którzy będą potrafili powiedzieć nam najbardziej bolesną prawdę prosto w oczy, ale uczynią to z miłością i szacunkiem.
- Każdy z nas jest powołany, by karmić się Jego miłością i Jego słowem, ale dziś potrzeba czegoś więcej - dodał. Nawiązując do czytania z Księgi Izajasza, zwrócił uwagę, że dziś jest potrzeba, byśmy byli latarnią i mostem, który pozwoli przejść ze starego człowieka zatopionego w doczesności do człowieka nowego, który żyje miłością Jezusa Chrystusa. Nasze życie musi być bardzo wyraźne i świecić światłem zwłaszcza wtedy, gdy jest ciemno. - A zdaje się, że jest coraz ciemniej - konkludował.
Na zakończenie wyjaśniał, że Bóg posługuje się nami i chce byśmy i my byli współczesnym Janem Chrzcicielem. - Ale czy my chcemy nim być? Czy stać nas, by pokonać nasze ludzkie myślenie, ludzkie zależności, kompromisy, układy i konwenanse? Czy stać nas, by poświęcić nasze wygodne i poukładane życie? Ceną jest wolność serca, bo tylko serce wolne, kochające jest wstanie zmienić ten świat. Serce wolne to serce żyjące miłością Boga, a nie swawolą tego świata. Dlatego niech św. Jan Chrzciciel wyprasza nam odwagę, by zło dobrem zwyciężać - przekonywał.