- Jezus szedł do Samarii. Przybył do miejscowości zwanej Wrocław. Znajdowała się tam studnia... - zaczął bp Artur Ważny opowieść o Bogu spragnionym ludzkiej miłości i człowieku, który może porzucić swoje "dzbany" i stać się "naczyniem" pełnym Ducha Świętego.
Podczas modlitwy uwielbienia na wrocławskim stadionie przypomniał spotkanie Jezusa z Samarytanką, jej chęć zaczerpnięcia wody i Jego prośbę, by dała Mu pić. - On tu musiał przyjść, On tu był wcześniej niż ty, niż ten Kościół, który się tu zgromadził. Był wcześniej ze swoją miłością, wcześniej niż każda obecna tu dusza - mówił. - Musiał tu przyjść. Taka jest miłość Boga Ojca. Najpierw nas oczekuje, szuka nas, jest wcześniej. Wszystko ma, wszystko stworzył. Nie ma tylko twojej miłości. Woła: "Daj Mi pić...". Jego pragnienie chce się spotkać z twoim pragnieniem.
Zauważył, że Samarytanka wiązała się z kolejnymi mężczyznami, licząc, że spełnią jej pragnienia, zaspokoją jej głód miłości. Tak i my szukamy często tej miłości w różnych miejscach, nie znajdując jej. Pozostajemy spragnieni.
Jezus zachęcał ją, by przyprowadziła swojego męża. - On mówi: "Przyprowadź każdy swój grzech do Mnie, stań w prawdzie, zobacz swój grzech, swojego Baala, który tobą rządzi, pomiata. Myślisz, że daje ci miłość, a on tobą pomiata..." - mówił biskup, wspominając o walce, jaką Jezus stoczył, by dać nam wolność, by być Oblubieńcem dla Kościoła, dla każdego z nas.
Zachęcał do uznania Jezusa za swojego Pana, do modlitwy o żywą wodę, o miłość, o dar Ducha. - Samarytanka zostawiła swoje naczynie, bo sama stała się naczyniem - mówił.
Na spotkanie, zorganizowane przez Fundację "Rozpal Wiarę" (więcej TUTAJ), przyjechali ludzie z całej Polski. Co ich sprowadziło do "studni we Wrocławiu"?
"Tobie chwała, Lwie Judy...". Agata Combik /Foto GośćBartek przyjechał tu Wrocławia razem z ok. 50 osobami ze wspólnoty Syjon z Otynia w okolicach Zielonej Góry. - To okazja do odnowienia, rozpalenia wiary, doświadczenia dotyku Boga, Jego obecności - mówi. - Widok tylu modlących się ludzi, także młodych, umacnia naszą wiarę. Jako członkowie Syjonu staramy się uczestniczyć w takich wydarzeniach. Rok temu na przykład wzięliśmy udział w podobnym spotkaniu w Łodzi. Na co dzień modlimy się w swoim gronie, ale warto też doświadczyć bycia w dużo szerszej wspólnocie, spotkać innych ludzi.
Podkreśla, że docenia poziom organizacyjny, artystyczny wydarzenia. - To jest przedsięwzięcie robione na miarę Bożej chwały, na miarę królestwa Bożego - dodaje.
- Takie spotkania na pewno otwierają na Pana Boga, Jego miłość, na Jego obecność także w drugim człowieku. To wielka radość, że tylu ludzi chciało przyjechać, by po prostu uwielbiać Pana Boga, być razem. Motywacje mogą być różne, ale myślę, że najważniejsza to chęć spotkania Boga, dotknięcia Go, bycia bliżej Niego - mówi s. Ewa, służebniczka śląska z Chorzowa. - Lubię patrzeć na modlących się ludzi. Ich twarze są piękne, jasne. W czasie modlitwy codzienność, często tak trudna, odchodzi w niepamięć. Bóg jest na pierwszym miejscu.
W zgromadzeniu zakonnym zwykle modlitwa przybiera inne formy. Jest czas na spotkanie z Bogiem w ciszy, na liturgię godzin. - Jedno drugiemu w żaden sposób nie przeszkadza, powiedziałabym nawet, że modlitwa we wspólnocie zakonnej jakoś przysposabia, daje siłę, możliwość, umiejętność włączenia się w taką formę uwielbienia Boga, która tu trwa. I na odwrót - takie spotkania jak dziś dają siłę, pomagają uniknąć pewnej rutyny duchowej, wnoszą świeżość w nasze codzienne spotkania z Bogiem - zaznacza.
- Modlitwa uwielbienia przynosi mi zawsze radość i pokój serca, wyraża miłość do Jezusa. Jestem tu z dziećmi i cieszę się, widząc ich radość. Należę do niewielkiej wspólnoty pod Wrocławiem. Tu możemy uwielbiać Boga wśród tylu innych modlących się serc... Ogrom radości! - mówi Agata.
Paweł zauważa, że dziś dużo jest spotkań, które niosą zupełne inne, negatywne przesłanie. Dobrze, że jest alternatywa, że są wydarzenia, w których mogą uczestniczyć z rodzinami ludzie wierzący, że ich dzieci mogą chłonąć pozytywne przesłanie. W modlitwie uwielbienia uczestniczył wraz z żoną Julitą, która spodziewa się dziecka. Przyjechali do Wrocławia aż z Kaszub, planując poświęcić przy okazji kolejny dzień na zwiedzanie. - Wiemy już, że dziecko to chłopiec, prawdopodobnie Ignacy. Wiadomo, że już słyszy. Mamy nadzieję, że na swój sposób uczestniczy w spotkaniu - dodaje Julita. - Serce rośnie, jak patrzy się na taki modlący się tłum.