Kilkaset osób z biało-czerwonymi flagami przeszło przez centrum Wrocławia, by oddać hołd Polakom zamordowanym bestialsko przez ukraińskich nacjonalistów. Marsz pamięci przeszedł w 80. rocznicę ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej.
Marsz pamięci wyruszył wieczorem z pl. Strzeleckiego. Tam wcześniej, w budynku dawnej kolejki wąskotorowej, odbyła się konferencja pt. "Przyczyny ukraińskich zbrodni ludobójczych na Kresach".
Uczestnicy przynieśli biało-czerwone flagi, zgodnie z prośbą organizatorów. Na czele marszu nieśli transparent: "Ludobójstwo na Kresach 1939-1947".
ZOBACZ ZDJĘCIA:
Organizatorzy przez megafon intonowali okrzyki, np.: "Wołyń - pamiętamy", "Banderowcy to mordercy", "Bóg, honor i ojczyzna".
- Marsz to okazja, by wyrazić nasz żal i niezadowolenie z obecnego stanu rzeczy. Ludobójstwo na Wołyniu nie zostało należycie upamiętnione. Ofiary mordów nadal nie zostały ekshumowane i odpowiednio pochowane. To sprawa niezałatwiona od lat. Teraz jeszcze wojna w Ukrainie to utrudnia. Idąc w marszu, chciałam razem z innymi przypomnieć o tej strasznej zbrodni, ale także pokazać sprzeciw wobec bierności władz ukraińskich w tej sprawie - mówi Karolina Waszkiewicz, mieszkanka Wrocławia, uczestniczka marszu.
Miłosz Tamulewicz, organizator całej inicjatywy, podkreśla, że marsz ma na celu oddanie czci ofiarom ludobójstwa na Wołyniu, ale nie tylko. - Upominamy się wyraźnie o ekshumacje naszych rodaków, którzy stracili życie okrutnie zamordowani przez ukraińskich nacjonalistów. Władze ukraińskie nie chcą tego tematu rozwiązać. Widzę także, że władze polskie nie potrafią się do końca także o to zatroszczyć. Pamięć, którą kultywujemy, jest ważna, ale nigdy ta historia nie zostanie zamknięta, jeśli nie pochowamy z godnością tragicznie pomordowanych Polaków - opowiada M. Tamulewicz.