Letnia Szkoła Języka Łacińskiego. Vivat Latinitas!

Spotkania z Juliuszem i Emilią, oprowadzanie po Wrocławiu w języku łacińskim, zgłębianie "Nocy attyckich" i dzieł Pliniusza, rozmowy przy "caffeum", a dla chętnych także Msza św. w języku łacińskim - dwutygodniowe zajęcia Letniej Szkoły Języka Łacińskiego to niezwykle intensywny czas.

Rankiem w kaplicy na Papieskim Wydziale Teologicznym rozlega się głośne "Pater noster", czasem pośród melodii chorału gregoriańskiego. Na korytarzu słychać co chwilę "salve" - łacińskie "cześć", "dzień dobry", "witaj". Zobaczyć można raz po raz ludzi zmierzających w stronę termosu z napisem "caffea", a na drzwiach do toalety przeczytać uprzejmą prośbę: "Exiens, ostium diligenter claude, ne sponte aperiatur" (apel, by dokładnie zamykać drzwi, bo w przeciwnym wypadku będą się same uchylały). Trwają 2-tygodniowe zajęcia Letniej Szkoły Języka Łacińskiego, organizowane przez Polskie Towarzystwo Filologiczne. W tym roku w gmachu Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu. Zgromadziły ok. 40 osób z Polski i nie tylko.

Letnia Szkoła Języka Łacińskiego. Vivat Latinitas!   Emilia i Aleksander z podręcznikiem, który towarzyszy uczestnikom zajęć. Agata Combik /Foto Gość

To jeden z przejawów obserwowanego od ok. 10 lat ogromnego wzrostu zainteresowania łaciną, antykiem. - Zaczęło się coś, co niektórzy nazywają szóstym renesansem - mówi dr Katarzyna Ochman, adiunkt w Zakładzie Filologii Łacińskiej Instytutu Studiów Klasycznych, Śródziemnomorskich i Orientalnych Uniwersytetu Wrocławskiego i prezes PTF (więcej o "szóstym renesansie" i poprzednich TUTAJ).

Warsztaty w ramach Szkoły Letniej" prowadzone są metodą taką, jaką pani Katarzyna stosuje również na swoich zajęciach ze studentami I roku filologii klasycznej. Nauka nie zaczyna się od wkuwania zasad gramatyki, ale od osłuchiwania się z językiem i stopniowego nabywania zdolności rozumienia po łacinie - zarówno o codzienności, jak i o wielkich dziełach autorów sprzed wieków. Kluczowy jest ten drugi cel - zwrot "ad fontem" (ku źródłom).

Uczestnicy zajęć rano mogą uczestniczyć w Mszy św. w języku łacińskim sprawowanej w "novus ordo", w zwyczajnej formie rytu rzymskiego. Potem rozpoczynają się zajęcia w grupach, zależnie od poziomu zaawansowania. Korzystają z podręcznika "Familia romana. Lingua latina per se illustrata" autorstwa Duńczyka Hansa H. Ørberga (śledząc życie rzymskiej rodziny - Juliusza, jego żony Emilii, ich dzieci oraz innych osób obecnych w ich otoczeniu). Najbardziej zaawansowana grupa zajmuje się XVIII-wiecznym dziełem "Epitome historiae sacrae" Ch.F. Lhomonda. Po południu są jeszcze do wyboru zajęcia z greki oraz zajęcia K. Ochman poświęcone "Nocom attyckim" Aulusa Gelliusza. Na najbardziej wytrwałych czekały jeszcze spotkania z tekstami z Pliniusza Starszego.

Letnia Szkoła Języka Łacińskiego. Vivat Latinitas!   Poranna Msza św. w języku łacińskim w kaplicy PWT. Odprawia ks. Dominik Ostrowski. Agata Combik /Foto Gość

- Prowadzi je lektorka z Niemiec, metodą bardzo trudną, ale niezwykle skuteczną. Tylko ona ma tekst przed oczami. Uczniowie słuchają go, nie widząc. Muszą tak się skupić, by móc o nim potem rozmawiać. To taka nauka pływania, gdzie nie czujesz gruntu pod nogami. Przez setki lat kolejne pokolenia ludzi uczyły się w ten sposób - opowiada pani Katarzyna.

- Jestem w grupie dla początkujących - mówi Krzysztof. - Korzystamy z podręcznika "Familia romana", poznajemy różne zwroty przydatne w zwykłej rozmowie. Próba samodzielnej nauki w domu z pomocą podręcznika jest o wiele mniej efektywna. Tu cała gramatyka jakoś tak naturalnie, podczas rozmów, jest stopniowo wprowadzana - tłumaczy.

- Łacinę miałam w liceum, znam na dobrym poziomie gramatykę, brałam udział w olimpiadzie przedmiotowej. Jestem w stanie przeczytać i zrozumieć trudny tekst, ale wyzwaniem dla mnie jest przestawienie swojego myślenia na mówienie, znajdowanie słów, synonimów - opowiada Emilia, uczennica XI LO im. Mikołaja Reja w Warszawie.

- Nie uważam, żeby języka należało się uczyć tylko dlatego, że jest potrzebny "tu i teraz", chyba że ktoś wyjeżdża do jakiegoś kraju i musi szybko nauczyć się porozumiewać z jego mieszkańcami. Myślę jednak, że języka uczymy się na przyszłość. To kwestia rozwoju osobistego, wzbogacenia swojego CV - mówi Jan z Wrocławia.

Letnia Szkoła Języka Łacińskiego. Vivat Latinitas!   W trakcie zajęć. Agata Combik /Foto Gość

Katarzyna Ochman z łaciną zetknęła się w liceum urszulanek we Wrocławiu. - Na lekcjach łaciny lubiłam nie tyle (choć może też) sam język, ale pewien ład, porządek tych lekcji. Prowadził je prof. Stanisław Wilczyński, człowiek legenda, który uczył całe pokolenia urszulańskich uczennic, ale także studentów Uniwersytetu Wrocławskiego - wspomina.

Wybór filologii klasycznej był naturalną konsekwencją licealnej fascynacji. - Chwile kryzysu przeżyłam na I roku doktoratu. Zorientowałam się, że tak naprawdę... nie znam łaciny. Mogę szybko przeczytać książkę po angielsku, niemiecku, a po łacinie - z ogromnym trudem, choć przecież tak długo jej się uczę! - opowiada.

Na szczęście splot okoliczności sprawił, że młoda doktorantka odkryła w sobie powołanie nauczycielskie (ucząc angielskiego). Ponadto, dzięki znajomym z zagranicy, weszła w środowisko osób mówiących po łacinie. - Dokładnie w tym czasie dyrektor naszego instytutu na Uniwersytecie Wrocławskim prof. Gościwit Malinowski stwierdził, że trzeba jakoś zreformować sposób nauczania łaciny, bo dotychczasowy nie daje wystarczających efektów. Jeden z moich kolegów natrafił na wspomniany podręcznik Ørberga i tak, będąc doktorantką, zaczęłam uczyć z jego pomocą studentów I roku filologii klasycznej, jednocześnie sama ucząc się komunikacji w tym języku.

Dlaczego akurat Aulus Gelliusz skradł jej serce? - Zbieg kilku okoliczności sprawił, że jemu poświęciłam swoją pracę magisterską - przygotowałam przekład pierwszej księgi "Nocy attyckich" wraz z komentarzem. Jemu również poświęciłam pracę doktorską - opowiada. - "Noce attyckie" to jedyne zachowane dzieło tego autora. Każdy rozdział ma inną długość, formę, dotyczy innej tematyki. Można tam znaleźć esej naukowy, dialog filozofów, anegdotę. Gelliusz interesuje się filologią, czyli literaturą i językoznawstwem greckim i łacińskim, filozofią, muzyką, historią. Podejmował nawet zagadnienia medyczne, na przykład ile może trwać ciąża - chodziło tu o kwestie prawne, o pytanie, czy dziecko urodzone 11 miesięcy po śmierci ojca może dziedziczyć jego majątek. Autor żył w II w. n.e. - w czasach największego rozwoju Cesarstwa Rzymskiego, w epoce Antoninów, gdy na świecie panował Pax Romana, wojny toczyły się gdzieś na obrzeżach jedynie. To wtedy właśnie Rzymianie zorientowali się, że warto zadbać o przetrwanie łaciny takiej, jaka była za czasów Cycerona (I w. p.n.e.). Dzięki podjętym wtedy decyzjom utrwaliła się ona jako język martwy, niezmienny, klasyczny. Fascynuje mnie ten moment, kiedy Rzymianie zorientowali się, że 200 lat wcześniej zaszły w łacinie zjawiska, które późnej określono jako złoty wiek tego języka.

Jak mówi, świat pod wieloma względami się zmienił, ale ludzka natura nie. Kiedy ktoś pisze o miłości, o uczuciach, widać, że człowiek w gruncie rzeczy jest ten sam. Podobnie gdy ktoś pisze inwektywę polityczną, bo nie podoba mu się, co robi jakiś polityk. Te współczesne inwektywy przypominają czasem te, które tworzył np. Cyceron.

Znajomość łaciny to dostęp do niezmierzonej liczby dzieł, które ukształtowały zachodnią cywilizację - dzieł starożytnych, ale i późniejszych. To kwestia wspólnoty kulturowej, intelektualnej, obejmującej całe tysiąclecia.

Podobne warsztaty odbywają się także zimą, w krótszej wersji. Informacji można szukać na stronie: ptf.edu.pl. Warto odwiedzić również Kanał YT Katarzyny Ochman "Łacina na skraju".


Więcej także w papierowym wydaniu "Gościa Wrocławskiego" (nr 30. na 30 lipca).

Letnia Szkoła Języka Łacińskiego. Vivat Latinitas!   Na przerwie. Agata Combik /Foto Gość

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..