Radny miejski Wrocławia ogłasza swój postulat: "Psycholog zamiast księdza w szkole!". Szkoda, że myli porządki i ulega populizmowi. Obecność księdza kompletnie nie wyklucza pracy psychologa.
Dominik Kłosowski, wrocławski radny miejski z Lewicy, podał społeczeństwu jeden ze swoich postulatów politycznych: „Psycholog zamiast księdza w szkole”.
- Uczniowie potrzebują wsparcia szkolnych psychologów. Nie będziemy finansować katechezy w szkołach, skierujemy strumień środków na profesjonalną opiekę psychologiczną dla dzieci i młodzieży - ogłasza w mediach społecznościowych Kłosowski.
Co do pierwszego zdania się zgodzę. I widzę z dziennikarskiego doświadczenia, że zgadzają się na nie politycy praktycznie wszystkich ugrupowań. Nie ma co do tego wątpliwości, że psycholog w szkołach jest coraz bardziej potrzebny, a brakuje wykształconych odpowiednich osób na to stanowisko. Polska oświata ma z tym problem, który trzeba pilnie rozwiązać.
Co ciekawe, w niechlubnej statystyce prób samobójczych i samobójstw Dolny Śląsk plasuje się w samej czołówce krajowej. Statystyki pokazują, że bardzo duży odsetek samobójstw i samookaleczeń wśród nastolatków zdarza się np. na terenie powiatu wrocławskiego. Okazuje się, że trzy miasta - Siechnice, Kąty Wrocławskie i Sobótka - przodują w rankingu liczby samobójstw na Dolnym Śląsku.
Wracając do postulatu Dominika Kłosowskiego, ja interpretuję go jako populizm polityczny. Lewica od niepamiętnych czasów próbuje ugrać kapitał polityczny na antyklerykalizmie. I pewnie znajdzie jakichś zwolenników. Wiem, że kłuje ją nauczanie religii w szkole. Nic nowego.
Jednak ksiądz, który uczy katechezy (lub świecki katecheta, bo nie wiadomo, czy radnemu też chodzi o wyrugowanie świeckich nauczycieli religii), nie znajduje się w szkole w zastępstwie psychologa.
To pomieszanie porządków i sugerowanie, że jeżeli ktoś jest za katechezą w szkole, to dlatego, że ma ona spełniać funkcje terapeutyczne zamiast np. profesjonalnej pomocy psychologicznej. Nadarzyła się zatem okazja, by powtórzyć, że Kościół od dawna mówi o zdarzającej się czasem konieczności terapii, której nie zastąpi żadna praktyka religijna.
Owszem, wiara w Boga, wartości chrześcijańskie, korzystanie z sakramentów pomagają bardzo wielu osobom wyjść z różnych - nazwijmy to - zakrętów psychologicznych. Wspierają utrzymywanie codziennej równowagi psychicznej. Ale nigdy nie powinny uchodzić za alternatywę do wsparcia psychologicznego. Mało tego, w Kościele funkcjonują poradnie psychologiczne, w których wykształceni profesjonaliści udzielają pomocy (także we Wrocławiu). I nie są to księża czy siostry zakonne.
To oczywiście nie oznacza, że lekcje religii nie mogą komuś pomóc w życiu. Mogą. Pokazują bezcenne wartości, kształtują moralność, uwrażliwiają na drugiego człowieka. Przekazują naukę Jezusa, która jest przepełniona miłością (nawet miłością do nieprzyjaciół).
Może pan radny z Wrocławia nie wie, ale religia nie jest przedmiotem obowiązkowym. To po pierwsze. A po drugie, naprawdę nie wyrządza dzieciom krzywdy. Wiem z autopsji.
W mediach społecznościowych znalazłem wpis Dominika Kłosowskiego, który przyznaje:
„Wychowywałem się we Wrocławiu, chodziłem na katechezę do salki przy kościele, zaliczyłem sakramenty. Przestałem uczestniczyć w życiu religijnym przez patologiczne zachowania kleru”.
Rozumiem i nie odbieram Panu wolności do wiary lub niewiary. Nie chcę tu poruszać tematu „Nie chodzę do kościoła, bo spotkałem złych księży”. Ale prosiłbym jednak nie mieszać porządków w uprawianiu swojej polityki. To mało profesjonalne i do tego wyrachowane.
Duchowość, psychika i jeszcze moralność to trzy różne płaszczyzny, choć się naturalnie łączą. Stawianie sprawy: „Zamiast księdza psycholog” jest nieuczciwe i sugerujące nieprawdę. Idąc tym tokiem myślenia, może znajdziemy jeszcze jakiś inny przedmiot w szkole poza katechezą, który uważamy za mniej ważny od obecności psychologa? Przecież to tak nie działa.