Po wakacyjnej przerwie wracamy do coniedzielnych rozważań z cyklu #NmRozpocznieSięNiedziela. Komentarz do Ewangelii na 23. niedzielę okresu zwykłego przygotował o. Oskar Maciaczyk OFM, rektor Wyższego Seminarium Duchownego ojców Franciszkanów we Wrocławiu.
Często słyszę z ust katolików, że nie lubią napominać źle czyniących. Nie dziwię im się. Reakcja napomnianej kiedyś przeze mnie osoby odcisnęła na mojej psychice takie piętno, że wydaje mi się, że już każdy będzie na napomnienie reagował w bardzo ostry sposób. Może właśnie to nas wstrzymuje przed napominaniem. Może też być tak, że nie chcemy czynić drugiej osobie tego, co nam niemiłe i skoro ktoś sam z ogromnym bólem serca odbiera nawet najbardziej słuszne napomnienie, to suponując reakcję słuchacza z łatwością przychodzi myśl, iż lepiej chyba się nie wtrącać.
Transmisja Mszy św. w 23. niedzielę zwykłą
Zgodzę się, że ludzie nie lubią moralizowania. W ogóle jestem przeciwny moralizatorstwu w homiliach, katechezie i w jakichkolwiek wypowiedziach osób odpowiedzialnych za przekaz treści wiary i moralności. Nie jestem natomiast przeciwny, żeby była jasność, głoszeniu treści moralnych. To jest nasz chrześcijański obowiązek, żeby wychowując kolejne pokolenia przekazywać moralne treści, które są integralną częścią orędzia o tym, co Bóg robi dla nas i dla naszego zbawienia.
Bóg, dając nam życie, chce, żebyśmy jak najpiękniej żyli i żeby życie doczesne doprowadziło nas do wiecznego trwania w Życiu, którym jest On sam. Słowo Boże, które zwiastuje wielkie dzieła Boga, samo przez się domaga się przyjęcia przez człowieka konkretnych postaw, które będą odpowiedzią na to, co nam daje Bóg. Taki sposób mówienia o treściach moralnych podpowiada nam właśnie ten, który sam przekazuje nam swoje prawo. Dekalog zaczyna się bowiem od autoprezentacji dawcy prawa oraz od tego, co ten dający przykazania zrobił dla mającego nimi żyć: „Jam jest Pan Bóg twój, który cię wyprowadził z ziemi egipskiej, z domu niewoli”.
Pan Jezus w Ewangelii mocno akcentuje rolę wspólnoty Kościoła w napominaniu. Po dwóch pierwszych krokach, które polegają na upomnieniu w cztery oczy oraz w obecności jednego lub dwóch świadków, przychodzi czas na Kościół: „Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi” (Mt 18,17). Czym jest Kościół? Czy Kościół to tylko wspólnota ludzi? Kościół to także obecność Boga. W kontekście nauki Jezusa o napomnieniu fakt owej obecności Boga jest znamienny. Można odnieść wrażenie, że z ust Jezusa wybrzmiewa nagle jakiś nowy wątek, natomiast Jezus mocno podkreśla ową obecność: „Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18,20). „Donieść Kościołowi” jest zatem postawieniem grzesznika w Kościele, w którym obecny jest Bóg ze swoim Słowem – konkretnym pouczeniem, napomnieniem. Jego Słowo nie jest tym, które miałoby komuś odebrać godność, które miałoby zawstydzić, poniżyć, niesprawiedliwie osądzić, pogrążyć, zniszczyć. Jego Słowo jest wręcz czymś przeciwnym. Jego Słowo nigdy nie potępia człowieka, lecz niweczy grzech.
Może być tak, że w napomnieniach w cztery oczy lub w obecności świadka zamierzony cel napominającego nie zostaje osiągnięty nie z powodu zatwardziałego serca grzesznika, lecz z powodu nie-Bożego (nie-Kościelnego) sposobu napominania. Tak łatwo człowiekowi popaść w pychę: „Ja jestem lepszy od ciebie, więc cię napominam”. Tak szybko można kogoś raz na zawsze zrazić do prawa moralnego i do życia we wspólnocie Kościoła. Z jednej strony potrzebujemy w dzisiejszych czasach formacji do słuchania, przyjmowania jakichkolwiek uwag, napomnień, z drugiej zaś potrzeba chrześcijańskiej formacji do bycia napominającym. Wspomniana wyżej obecność Boga ze swoim Słowem jest konkretnym kluczem w owej szkole formacji.
Jezus w swojej nauce jeszcze dodaje, że może być i tak, że grzesznik nie posłucha nawet Kościoła. Wtedy dla napominającego: „niech będzie jak poganin i celnik” (Mt 18,17). Dla Żydów poganin i celnik to ci, z którymi nie mogli się spotykać, gdyż byli uznani za publicznych grzeszników. Jezus natomiast swoim postępowaniem pokazuje uczniom inne podejście. Wielokrotnie spotyka się z nimi, nie potępia, szuka drogi dotarcia do ich serca, jest przekonany o tym, że i oni szukają prawdy i pragną miłości. Jezus chce ich ocalić. Uznać kogoś za będącego jak poganin i celnik to na pewno nie przekreślić, lecz podjąć działania, w których będzie jeszcze więcej serca.