W oddalonej o prawie 500 km od Wrocławia Markowej wierni z Dolnego Śląska wzięli udział w Mszy beatyfikacyjnej rodziny Ulmów. Byli biskup, siostry zakonne, księża i całe rodziny.
Beatyfikacja Wiktorii i Józefa Ulmów oraz ich siedmiorga dzieci była zdecydowanie wydarzeniem ogólnopolskim. Do podkarpackiej wsi Markowa wybrało się ponad 30 tys. osób, a wśród nich dolnośląscy pielgrzymi na czele z bp. Jackiem Kicińskim CMF.
Mszę św. beatyfikacyjną, oprócz wrocławskiego biskupa pomocniczego, koncelebrowali ks. Krzysztof Jankowski (parafia pw. św. Franciszka z Asyżu we Wrocławiu) oraz ks. Piotr Milewicz (parafia pw. Odkupiciela Świata we Wrocławiu).
Zobacz zdjęcia z beatyfikacji:
- Uroczystość beatyfikacyjna to naprawdę niepowtarzalne i niesamowite przeżycie. O czym myślałem, będąc na niej? Zdałem sobie sprawę, że jestem księdzem wyświęconym w Roku Miłosierdzia. A tu proklamowana była Ewangelia o miłosiernym Samarytaninie. Gdy przygotowywałem się do Mszy, zrodziło się we mnie dziękczynienie za rodzinę, w której byłem wychowany. Dziękowałem za rodziny, wśród których pracuję w Domowym Kościele. Jak ważne jest kochać i żyć prawdziwie! Miłość bliźniego jest tą wartością. Rodzina jest fundamentem Kościoła. Rodzina jest fundamentem normalności. Rodzina jest drogą, przez którą chciał przyjść Bóg - mówi ks. Jankowski.
Zdał sobie sprawę z faktu, że można i trzeba łączyć działania związane z modlitwą, pracą, hobby, byciem w rodzinie i społeczności, jak robili to błogosławieni Ulmowie. Każda beatyfikacja dodaje siły duchowej. Na posługę w szkole, na pracę w szpitalu przy chorych jako kapelan w przypadku ks. Krzysztofa.
- Przychodzili mi na myśl chorzy, prześladowani i właśnie tych najsłabszych, w chorobie i kryzysie, modlitwami obejmowałem podczas tej Mszy beatyfikacyjnej. Modliłem się także za nasz Kościół wrocławski, ciesząc się ze spotkania z ojcem biskupem Jackiem. Obejmowałem myślą tych, którzy powinni zaangażować się niczym błogosławieni małżonkowie w Kościele lokalnym. Myślałem o synodzie wrocławskim i rodzinach, które w nim biorą udział na czele z naszym arcybiskupem Józefem, który mając takie imię jak dzisiejszy błogosławiony Józef Ulma, prowadzi nas przez codzienność, trudy i radości życia do spotkania z Bogiem - dodaje ks. Jankowski.
Podkreśla, że beatyfikacja była bardzo dobrze przygotowana pod względem technicznym i logistycznym. Pomimo względnego trudu przejścia 7 km odczuwało się podniosłą i radosną atmosferę. Jak dodaje kapłan, przemówienie prezydenta Andrzeja Dudy było słowem prawdziwie pociągającym do życia patriotycznego.
Na Mszy beatyfikacyjnej modliła się s. Maria Trybała, benedyktynka z Wołowa. - Ta beatyfikacja to piękny owoc życia chrześcijańskiej rodziny wyniesionej do chwały ołtarzy. Chciałam brać udział w Mszy św. beatyfikacyjnej osobiście, by wyrazić hołd wobec Ulmów, a przez nich wielu innym Polakom, którzy narażali swoje życie dla ratowania innych ludzi. Wielką radością i wzruszeniem oraz pogłębieniem informacji o nowych błogosławionych było przyjęcie u bliskiej rodziny Ulmów. Korzystamy z gościnności markowian do jutra - opowiada s. Maria.
W sektorach przed ołtarzem do modlitwy stanęli także świeccy Dolnoślązacy. - Powinniśmy pamiętać, że oprócz tego, iż Ulmowie poświęcili życie w obronie chrześcijańskich wartości i obrony życia, które tak bardzo kochali, dla mnie niezwykle ważne jest to, że zamordowali ich Niemcy, a nie nieokreśleni naziści. Musimy o tym światu przypominać, żeby prawda historyczna została zachowana. Beatyfikacja jest nie tylko przeżyciem duchowym, ale także patriotycznym, które przysłuży się do popularyzowaniu prawdziwej historii o bohaterskiej postawie Polaków podczas II wojny światowej - mówi Marta Terkiewicz z Wrocławia.
Na takiej uroczystości nie mogło zabraknąć Agnieszki Bugały, dziennikarki, która napisała niedawno książkę "Ulmowie. Sprawiedliwi i błogosławieni".
- Beatyfikacja rodziny Ulmów - po raz pierwszy w historii Kościoła całej rodziny, małżonków i dzieci - wywołuje we mnie wielką radość i wielkie wzruszenie. Jednak, choć chylę czoła przed ich męczeńską śmiercią, której nie chcieli, której po decyzji o ukryciu Żydów nie udało im się uniknąć, to najbardziej fascynuje mnie ich codzienność. Sposób, w jaki przeżywali życie w rodzinie. Rytm tego życia wypełniały narodziny dzieci, zarobkowa praca Józefa, domowe prace Wiktorii, wspólne czytanie książek, robienie setek zdjęć, modlitwa, gościnność, ale też zmartwienia - gdy dzieci chorowały, gdy wojna przeszkodziła w przeprowadzce i nagle stracili wszystkie oszczędności, a potem kupioną ziemię. Sposób, w jaki żyli, a nie to, że zapłacili życiem za swoją otwartość na drugiego człowieka, jest fascynujący. Ośmielam się nazwać to "traktatem o codzienności w małżeństwie" i w tym chciałabym, choć w niewielkim stopniu, naśladować naszych nowych błogosławionych - mówi A. Bugała.