Rozważanie z cyklu "Nim rozpocznie się niedziela" na 25. niedzielę w okresie zwykłym przygotował franciszkanin o. Oskar Maciaczyk, rektor Wyższego Seminarium Duchownego Franciszkanów we Wrocławiu.
Przeogromna jest radość rodziców, kiedy widzą stawiane przez swoje dziecko pierwsze kroki. Małżeństwa, z którymi jestem zaprzyjaźniony, tak bardzo czują niesamowitą radość, kiedy widzą postępy swoich dzieci, że nie potrafią zachować tego dla siebie. Często w połączeniu ze słowami wyrażającymi szczęście przysyłają w SMS-ach lub przez komunikatory zdjęcia, nagrania – „Nasz synek już chodzi”, „Nasza córka wypowiada pierwsze słowa”.
Zachwycam się ich szczęściem i przyłączam się do przeżywania ich radości. W naszym życiu, niezależnie od etapu rozwoju, jest wiele przełomowych chwil. Ktoś nauczył się gry na pianinie, ktoś potrafi już płynnie rozmawiać po angielsku, ktoś jest w stanie dźwignąć więcej kilogramów na siłowni. Cieszymy się ze swoich osiągnięć i wciąż dążymy do kolejnych. Przy tym mamy zarazem potrzebę dzielenia się swoją radością. Chcemy, żeby przyjaciele razem z nami się cieszyli, żeby uczestniczyli w tym, co przeżywamy.
Dzisiaj w liturgii niedzielnej słyszymy przypowieść o gospodarzu szukającym robotników do swojej winnicy. Umówił się z nimi na konkretną zapłatę za pracę – denar za dzień. W tej przypowieści pojawia się jednak wątek, który może wstrząsnąć światem ludzi zatroskanych o sprawiedliwość i prawa pracownika. Jezus, któremu tak bardzo powinno zależeć na najlepszych relacjach między ludźmi i na tym, żeby każdy żył uczciwie, puentuje opowieść zastanawiającym sposobem rozliczenia pracowników. Ten, który pracował od rana otrzymał denara. Również ci, którzy dołączyli przed południem, w południe i popołudniu otrzymali po denarze. Czy można zgodzić się na takie podejście do sprawy? Może trzeba nam zaprotestować? Cóż to za uczciwość?
Jezus przedstawia gospodarza w dobrym świetle. Każda Jego przypowieść ma na celu przybliżenie tajemnicy królestwa Bożego i praw, jakimi ono się rządzi. Jezus chce, żebyśmy zauważyli, że nikt nie jest skrzywdzony po wypłaceniu wszystkim denara. W przypowieści natomiast została odsłonięta złość, jakiś rodzaj zawiści, który Jezus skwitował: „Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?” (Mt 20,15).
Nie bez powodu w akapicie otwierającym rozważanie przygotowujące do dobrego przeżycia niedzielnej liturgii znalazły się myśli mówiące o radości rodzica, o szczęściu, kiedy coś się osiągnie. Każdy ma swój czas nawet w prozaicznych sprawach. Czy ujmuje coś godności człowieka fakt, że ktoś nauczył się chodzić później, zdobył umiejętność mówienia w obcym języku dopiero na starość? Może banalne porównanie. Spójrzmy na zbawienie. Czy może być zbawienie mniejsze lub większe? Czy może być ono gorsze lub lepsze? Syn Boży przychodzi do człowieka, żeby go odkupić i zbawić. On inicjuje relację z każdym człowiekiem, szuka każdego na różne sposoby, dociera z nowiną o zbawieniu przez różnych ludzi.
Czy ci, którzy trwają gorliwie przy Jezusie mają mieć pretensję do tych, którzy odpowiedzieli Jezusowi i zaczęli żyć Ewangelią w połowie życia, czy też pod jego koniec? Okazuje się że tak bywa wśród uczniów Chrystusa, że nie mogą sobie tego w głowie poukładać i dlatego przypowieść o robotnikach w winnicy. Przypowieść, żebyśmy zaczęli myśleć o tym, że nie ma lepszego i gorszego zbawienia. Jezus chce, żebyśmy wszyscy byli zatroskani o tych, którzy nie znają Ewangelii i nie wierzą w miłość Boga, nie doświadczyli radości Zmartwychwstania. Bóg nie może być miłością raz więcej, a raz mniej. On jest miłością.