Rozważanie z cyklu "Nim rozpocznie się niedziela" na 31. niedzielę w okresie zwykłym przygotował franciszkanin o. Oskar Maciaczyk, rektor Wyższego Seminarium Duchownego Franciszkanów we Wrocławiu.
Współczesnemu człowiekowi nie jest łatwo słuchać kogoś, kto mówi, jak należy żyć. Nie chodzi tu zapewne tylko o to, że ten postmodernistyczny człowiek chce być wolny od jakiegokolwiek umoralniana, lecz również o to, że człowiek niejeden raz zawiódł się na tym, którego uznawał za swój autorytet, kogo słuchał, a kto nakłaniał do życia dobrymi wartościami. To wszystko staje się mocnym sygnałem dla głoszącego Ewangelię, że na nic słowa, jeżeli głoszeniem nie będzie jego życie. Słuchacz natomiast wciąż powinien sobie przypominać, że słowo Boże ma moc, że jest to słowo samego Boga. Słowo Boże, choć nie jest poparte świadectwem życia głoszącego, nie traci na swojej wartości. Grzeszni głosiciele Ewangelii przeminą, ale słowo Boga nigdy nie minie. Ono jest do słuchania, przyjęcia oraz prowadzi do przemiany życia.
Transmisja Mszy św. w 31. niedzielę zwykłą
Dlaczego Pan Jezus mógł pozwolić sobie na ostre słowa pod adresem uczonych w Piśmie i faryzeuszów? Najdoskonalszą odpowiedź odnajdujemy, przyglądając się Jego życiu. On mógł sobie pozwolić na taką uwagę, ponieważ nie widzimy w nim rozdźwięku pomiędzy słowami a czynami. Już w scenie Narodzenia Pańskiego, kiedy kontemplujemy żłóbek, widzimy tego, który jest ubogi, cichy i pokorny. Nie inaczej było w kolejnych etapach życia Syna Bożego. Czego chciał od tych, których nauczał, to właśnie ukazywał całym swoim życiem. W Nim samym wypełniają się przykazania, do których przestrzegania wzywa.
Ewangelię czytamy przez pryzmat męki, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Ten, który wzywa swoich uczniów do przestrzegania największego przykazania, a które mogliśmy usłyszeć tydzień temu w liturgii niedzielnej, sam jest tym, który je doskonale wypełnia. Ten, który nakłada na ramiona swoich uczniów przykazanie: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. (…) Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego” (Mt 22,37.39), sam jest tym, który tak żyje. Jezus nie zaprzecza miłości. Słów Jezusa słuchamy dzisiaj, patrząc na Jego cierpienie, śmierć na krzyżu oraz wyznając wiarę w zmartwychwstanie. Jak brzmiałyby dzisiaj Jego słowa o dźwiganiu nałożonego prawa, wypełnianiu przykazań, naśladowaniu czynów, gdyby sam zaprzeczył miłości, gdyby zaprzeczył sobie. Jezus jest tym, o którym św. Jan napisał: „Do końca umiłował” – wypełnił prawo, do którego sam wzywa.
Dziś nie brakuje świadków, którzy jawią nam się jako doskonali uczniowie Chrystusa. Głoszą Dobrą Nowinę nie tylko ustami, lecz swoją postawą, konkretnymi decyzjami. Kardynał Pierbattista Pizzaballa – łaciński patriarcha Jerozolimy raczej nie znajdzie się na czołówkach gazet i portali internetowych. To się dzieje teraz. On chce oddać siebie w ręce oprawców z Hamasu w zamian za tych, którzy stali się ich zakładnikami. Na naszych oczach ludzie giną w tysiącach. Widząc ich cierpienie, uginają się kolana i jeszcze bardziej dociera do człowieka myśl, że trzeba coś zmienić na tym świecie, że dłużej tak być nie może. Ciągłe kłótnie, zawiść, zemsta… Po chwili przychodzi myśl – „Cóż ja jeden mogę”? Ano mogę. Naprawdę mogę.