Coś jest z tym Kościołem nie tak? Nie dopuszcza niektórych ludzi na wolności do Komunii św., a pozwala ją przyjmować przestępcom z wyrokami w więzieniu.
Nasza relacja z uroczystości przyjęcia chrztu, Pierwszej Komunii św. i bierzmowania wywołała setki komentarzy w internecie. Zdaję sobie sprawę, że informacje o tym, co się dzieje w więzieniach, są pewnym rodzajem sensacji i wzbudzają u ludzi na wolności ciekawość.
W tym przypadku wylała się fala oburzenia, szyderstw, wulgaryzmów i krytykanctwa (nie mylić z krytyczną opinią) w stronę Kościoła i osadzonych, którzy zdecydowali się przystąpić do sakramentów.
Rozumiem, że nie każdy może wierzyć w nawrócenie w więzieniu. W to, że ktoś naprawdę uwierzył w Jezusa i chce zmienić swoje życie na lepsze. Wylewanie jednak żółci i okazywanie nienawiści wobec tych ludzi potwierdza słowa samego Jezusa: "Zaprawdę, powiadam wam: celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego".
Niektórzy internauci mają problem z tym, że Kościół pozwala bandytom i przestępcom przyjmować sakramenty. W jednej z opinii internauta zarzuca Kościołowi hipokryzję: "Będąc 20 lat w nieformalnym związku nie mogę iść do komunii czy być chrzestnym ale mordercy i bandyci mogą... Brawo" - pisze.
Od razu nasuwają mi się kolejne słowa Chrystusa z Ewangelii: "Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników".
Jezus każdego przyjmie, ale i dla każdego ma taką samą naukę. Każdemu proponuje te same standardy, zasady i wartości. Każdego kocha też tak samo. Zatem jeśli nie ma przeszkód, Kościół w imieniu Chrystusa udzieli sakramentu każdemu - także niegdyś okrutnemu przestępcy. Musi on jednak zerwać z grzechem.
Muszę się przyznać, że razi mnie podejście innych do tego, komu wolno przychodzić do Kościoła, do Boga, a komu nie. Komu wierzymy, że się nawrócił, a komu nie ufamy. A jeszcze mocniej uderzają mnie podwójne standardy.
Spotykam bowiem takich, którzy głośno krzyczą o miejscu w Kościele dla osób np. ze społeczności LGBT, homoseksualistów, par jednopłciowych, a jednocześnie rozdzierają szaty, kiedy odbywa się np. pielgrzymka kibiców na Jasną Górę albo gdy osadzeni w zakładzie karnym przyjmują chrzest.
Te sytuacje przypominają o tym, że wszyscy - bez wyjątku - mogą przyjść do Źródła. Wszystkich przyjmie Chrystus. Nie ma lepszych i gorszych. Nie ma takich, co tyle już nagrzeszyli, tyle zła narobili, że nie mogą się do Niego zwrócić. Zawsze mogą. A Kościół to nie giełda do porównywania się.
Wszyscy są traktowani równo, według tej samej nauki, którą przekazał Kościołowi Jezus. On powiedział także: "Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia". Niezrozumiałe? Jedynie dla tych, którzy noszą w sercu zawiść.
Zabranianie innym dostępu do Boga? To kompletnie nie ten tok myślenia. Widok tych mężczyzn, którzy klękają w czasie Mszy przed Najświętszym Sakramentem, skłaniają głowę do chrztu, napełnia ogromną radością i nadzieją. Bóg nigdy nie powie: "za późno", "za dużo nagrzeszyłeś", "przesadziłeś, to koniec".
Jeśli przyjmę Go szczerze i odwrócę się od grzechu, będę mógł biec w Jego otwarte ramiona zawsze. Dlatego chrzest czy bierzmowanie w więzieniu jeszcze bardziej powinny motywować. Łaska Boża działa wszędzie, bez względu na ograniczenia. Pokona każde mury i największe kraty.
I od razu odpowiem na zarzuty wielu, bo zapytałem o to dyrekcję zakładu karnego. Nawrócenie nie łagodzi wyroku. Nikomu nie skróci pobytu w więzieniu, jak niektórzy uważają.
Czy wykluczam ostatecznie, że któryś z osadzonych zrobił to koniunkturalnie, w jakimś interesie? Nie i nie mogę zajrzeć do jego serca. Dla mnie najważniejszy jest fakt, że Bóg działa także tam. Z tymi, na których świat (co pokazują choćby te komentarze) postawił krzyżyk, których skreślił. A On ich nie zostawił. Mam nadzieję, że wybrali Jego drogę szczerze, bo odkryją niesamowitą perspektywę.
Ja dzięki tym osadzonym i Kościołowi, który żyje także za kratami, przechodzę przebudzenie wiary. Zasiedziałej, wygodnej, najedzonej, często uważanej przeze mnie za wystarczającą.