Podczas rekolekcji DA "Karmel" oraz Duszpasterstwa Postakademickiego "Hortus Dei" o. Sergiusz Niziński OCD, przeor karmelitańskiej wspólnoty w Poznaniu, wygłosił przy ul. Ołbińskiej we Wrocławiu konferencję "Piękno chrześcijańskiej kontemplacji na tle pustki Dalekiego Wschodu".
Podkreślił, że - jego zdaniem - praktykowanie zen czy jogi jest nie do pogodzenia z chrześcijaństwem, choć wiele osób będących chrześcijanami praktykuje np. jogę królewską, dostrzegając nawet czasem pewne analogie między dalekowschodnią wizją duchowości a nauczaniem chrześcijańskich mistyków. Karmelita wykazał jednak, że różnice między tymi dwiema drogami są fundamentalne.
Przypomniał, że buddyzm powstał w V w. p.Chr. w Indiach, natomiast w VI w. po Chr. pojawił się w Chinach, a w XII w. - w Japonii, gdzie rozwinął się na tym gruncie zen. Joga królewska zrodziła się w I w. p.n.e. Proponuje ona pewne formy pracy nad świadomością. Hatha joga kładzie akcent na figury medytacyjne - asany, które mają w istocie charakter sakralny. W tej wizji obecna jest idea tzw. kundalini - rodzaju mocy, ducha, energii, którą należy przebudzić i która przemieszcza się w ciele ludzkim ku górze, od postawy kręgosłupa ku głowie. Gdy dojdzie do szczytu, następuje "oświecenie", wyzwolenie.
Celem jest odrzucenie "pozornego ja" człowieka (które przypomina skorupkę orzecha), a wydobycie zakrytego, prawdziwego "ja", osiągnięcie wspomnianego "oświecenia", wyzwolenia. Zniknięcie iluzorycznego "ja" osiągane jest przez rozmaite techniki, przez "zatrzymanie" psychiki. U końca tego procesu jest zaniknięcie w ogóle świadomości "ja". Pozostaje czysty akt istnienia, stan "widza", wejście w jakąś ponadczasowość, ponadprzestrzenność, rezygnacja z myślenia. W zen twierdzi się nawet, że ostatecznie cała rzeczywistość to jeden wielki umysł kosmiczny, że wszyscy, a nawet wszystko, jesteśmy czymś jednym, nie ma pojedynczych dusz.
Św. Jan od Krzyża drogę do zjednoczenia z Bogiem ukazuje jako wędrówkę na szczyt góry, gdzie po doświadczeniach pustki i trudu następuje komunia miłości osób. Agata Combik /Foto GośćW duchowości karmelitańskiej - i w ogóle w chrześcijaństwie - droga rozwoju nie prowadzi do zanikania "ja", do "znikania osoby", ale do zjednoczenia w miłości Osoby Boga i osoby człowieka. - Bóg mnie umacnia, upiększa jako osobę, by się ze mną zjednoczyć. Nie chodzi o moje "zniknięcie", ale o oblubieńczą miłość, o wolny dar z siebie obu osób - wyjaśniał prelegent. - Bóg podnosi człowieka, "przebóstwia" go, daje mu udział w swoim życiu, ale człowiek wciąż pozostaje osobą.
Podkreślał, że droga do zjednoczenia ze Stwórcą prowadzi przez Jezusa Chrystusa - Boga, który stał się człowiekiem. Bez Niego, bez wpatrywania się w Niego i naśladowania Go - co podkreślają święci Karmelu - nie zbliżymy się do Boga.
Mistycy chrześcijańscy mówią o doświadczeniu pustki, lecz ma ona jednak inny charakter niż w dalekowschodnich religiach. Pojawia się w nas na pewien czas, gdy podejmujemy umartwienie, rezygnujemy z nieuporządkowanych przywiązań - przykładowo, gdy odłożę smartfon, z którego nadmiernie korzystam, najpierw poczuję pustkę, brak. Pojawia się ona także w dalszej drodze rozwoju, gdy postępujemy na drodze wiary. Pan stopniowo pokazuje nam, że jest większy, niż myśleliśmy; pozbawia nas - gdy z Nim w wolności współpracujemy - niedoskonałych, ograniczonych, zbyt ludzkich obrazów Boga. To także prowadzi przejściowo przez doświadczenie pustki, wejścia w mrok, w nieznane, w "noce ciemne". Nie są one jednak celem samym w sobie. To etap przejściowy. Stopniowo Bóg, który jest komunią Osób, zaczyna przychodzić do nas, w coraz pełniejszy, głębszy sposób się z nami jednoczyć. To doświadczenie Jan od Krzyża nazywa kontemplacją. U kresu następuje zjednoczenie w miłości.
Wiele osób, zauważył o. Sergiusz, uważa, że ostatecznie wszystkie religie mówią o tym samym, że ostatecznie mistyka Dalekiego Wschodu i chrześcijańska prowadzą w jedną stronę. - Tak nie jest, te podejścia się wykluczają - mówił. Co więcej, podkreślił, że jeśli świadomie odcinamy się od Chrystusa, rezygnujemy z Niego, też na drodze różnych medytacji, jest to jakaś forma apostazji i wejścia w niebezpieczną przestrzeń nieznanego nam świata duchowego. - Gdy rezygnujemy z Jezusa Chrystusa jako Pana, kto inny "opiekuje się" nami - stwierdził, powołując się także na swoje doświadczenie jako egzorcysta.
Zachęcał, by unikać praktyk powiązanych z dalekowschodnimi technikami i pielęgnować relację z Chrystusem, życie w stanie łaski uświęcającej, poznawanie Ewangelii, wierność przykazaniom. Chrześcijańska modlitwa prowadzi ku szczytom o wiele piękniejszym niż pustka i rezygnacja ze swojej osobowości - prowadzi do spotkania z Osobą i komunii miłości.