O świetle i pięknie, o lipowych deskach i złocie, o Bogu, który poprzez wcielenie pokazał ludziom swoją twarz - mówiły wrocławskie ikonopisarki Beata Domagała i Paulina Adamiec-Pośpiech w Katolickim Stowarzyszeniu Civitas Christiana we Wrocławiu.
Uczestnicy spotkania usłyszeli podstawowe informacje na temat ikon, ale także rozmawiali o różnych zagadnieniach dotyczących ikon współcześnie powstających.
Czy można powiedzieć, że ikona jest piękna? Czy chodzi o to, by „ładnie wyglądała”? – Tylko Bóg jest pięknem. Myślę, że to miał na myśli Dostojewski, gdy mówił, że „piękno zbawi świat” – zauważyła Paulina Adamiec-Pośpiech, tłumacząc, że w ikonie nie chodzi o wrażenia estetyczne, ale o spojrzenie na Bożą rzeczywistość – do której jest ona oknem. Rzeczywistość ta istnieje poza przestrzenią i czasem; wszystko dzieje się „tu i teraz”, stąd np. na jednej desce przedstawiane są równocześnie kolejne zdarzenia z Ewangelii. W Bożej perspektywie wszystko po prostu „jest” – jak Bóg, przedstawiający się „Jestem, który jestem”.
Eleusa. Agata Combik /Foto GośćCo więcej, nie tylko, a nawet nie przede wszystkim my patrzymy na ten świat. – Gdy stajemy przed ikoną, to ona patrzy na nas – dodała ikonopisarka. Tłumaczyła, że językiem ikony jest światło. Jej malowanie czy pisanie to wydobywanie poszczególnych kształtów z mroku do światła. Ikona oświetla nas.
Mówiła o różnych typach ikonograficznych – na pierwszym miejscu wspominając o „Mandylionie” – ikonie twarzy Chrystusa. W Kościele zachodnim nawiązuje się tu do oblicza Jezusa, które miało się odbić na chuście św. Weroniki, w Kościele wschodnim funkcjonuje opowieść o Abgarze, królu Edessy, który gdy zachorował na trąd, wysłał swojego sługę do Jezusa, z prośbą, by przybył i uzdrowił go. Zamiast tego, Chrystus przyłożył do swej twarzy chustę, na której odbiło się Jego oblicze. Dzięki temu wizerunkowi król odzyskał zdrowie.
Inne typy ikonograficzne to m.in. Pantokrator – z charakterystycznym gestem błogosławieństwa, Chrystus Tronujący, Chrystus na Mocach, Hodegetria – Matka Boża wskazująca drogę (pokazująca Chrystusa), Eleusa, tzw. „umilenie” – Matka Boża z czułością tuląca Dzieciątko, ikony przewidziane na najważniejsze święta.
Wspominała o różnych środowiskach w Polsce, gdzie kultywowane jest ikonopisarstwo – w Bielsku Podlaskim (gdzie funkcjonuje prawosławne studium ikonograficzne), Warszawie, Krakowie, Wadowicach, na Śląsku, o międzynarodowych warsztatach ikonopisania w Nowicy. W niektórych miejscach kultywowane jest ikonopisarstwo ściśle kanoniczne – trzymające się tradycyjnych wzorców, w innych powstają również ikony niekanoniczne – współczesne dzieła inspirowane dawnymi, wprowadzające elementy charakterystyczne dla wrażliwości dzisiejszego człowieka. Nie mogą one zaistnieć w obrębie wschodniej liturgii, ale nie znaczy to, że nie mają swojego miejsca w przestrzeni sztuki i wiary. – Jeśli nie są w żaden sposób obraźliwe, jeśli pomagają komuś w modlitwie, to czemu nie? – stwierdziły prelegentki.
Podczas prelekcji. Agata Combik /Foto GośćBeata Domagała zauważyła wielość znaczeń słowa „ikona” – począwszy np. od „ikony mody” czy ikonkach na pulpicie komputera. Ikony jako obrazy religijne są charakterystyczne dla Kościoła wschodniego, ale pozostają częścią dziedzictwa całego chrześcijaństwa.
Jak mówiła, naukowcy dopatrują się źródeł tych przedstawień m.in. w portretach grobowych z Fajum lub we wczesnochrześcijańskim malarstwie katakumbowym. Tradycja natomiast wskazuje na św. Łukasza, który miał malować pierwsze ikony na deskach stołu w Nazarecie. Najstarsze przedstawienia sztuki chrześcijańskiej pochodzą z II-III wieku. Wydaje się jednak, że początku ikon szukać należy w VI w. na półwyspie Synaj. Były to ikony tworzone w technice enkaustycznej.
Wspomniała o roli cesarza Justyniana (IX w. ) w rozwoju kultury chrześcijańskiej, o ikonoklastach – przeciwnikach ikon – oraz ikonofilach. Ci pierwsi przywoływali starotestamentalne zakazy tworzenia wizerunków Boga; ci drudzy zwracali uwagę na to, że poprzez wcielenie Bóg stał się widzialny i odtąd człowiek może spoglądać na Chrystusa – który jest obrazem Boga Ojca. Ostatecznie Kościół przychylił się to tej drugiej opinii, zwracając uwagę na fakt, że kto oddaje cześć wizerunkowi, ten oddaje cześć istocie, którą przedstawia.
Najpierw pozwolono na tworzenie ikon tylko duchownym. Rozkwit ikonopisarstwa nastąpił zwłaszcza w IX w. w Bizancjum. Po upadku Cesarstwa Bizantyjskiego w 1453 r. jego ośrodkiem stała się Góra Athos z monasterami, w których żyło dawniej nawet 70 tys. zakonników.
W XIX w. ikoną zainteresowali się także historycy sztuki. Pani Beata zauważyła, że Zachód „odkrył” ikonę także dzięki… rewolucji 1917 r., kiedy uciekający z Rosji ludzie często zabierali ze sobą ważne dla siebie ikony.
Uczestnicy spotkania usłyszeli o ważnych dla ikony „językach” gestów, kolorów, o wymogach stawianych ikonopisarzom i etapach tworzenia ikony – od przygotowania deski (z drewna liściastego, obecnie u nas np. z lipy), wzmocnionej często dębowymi elementami, tworzenia szkicu z pomocą podlinnika, wykonywania złoceń, przygotowywania medium (żółtka, wino), mieszanego z pigmentami, nakładania kolejnych barwnych warstw, od ciemnych ku jaśniejszym. – Do tego procesu potrzeba ogromnej ilości cierpliwości – podkreślały ikonopisarki.
Opowiedziały się za używaniem określenia „malowanie” ikon, nie „pisanie” – choć ta druga formuła ma swoich zwolenników. – Ich malowanie to modlitwa – przypominały, zwracając, jednak uwagę na to, że i „odbiorca” poniekąd uświęca ikonę swoją modlitwą. Może ona poruszyć jego serce, otworzyć na Boga, nawet jeśli nie powstawała ściśle według kanonów..
Mini wystawa ikon znajduje się w siedzibie Civitas Christiana przy ul. Staromłyńskiej 2A we Wrocławiu.
Pantokrator. Agata Combik /Foto Gość