Właściwie miałem zbyć milczeniem tekst Tomasza Terlikowskiego, opublikowany w najnowszym "Newsweeku" pt. "Bal na Titanicu trwa", w którym komentuje on wybór przewodniczącego i wiceprzewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski. Sam autor jednak zachęcił mnie, by nad jego słowami nie przechodzić obojętnie.
Wspomniał bowiem, że biskupi muszą nauczyć się, że ich wypowiedzi będą oceniane jak każdego innego uczestnika debaty publicznej. Może czas, by sam pan Terlikowski zrozumiał, że jego wypowiedzi (głoszone niemal ex cathedra) też podlegają ocenie, jak każdego innego dziennikarza, szczególnie wtedy, gdy nie do końca poważnie traktuje on swoich odbiorców.
Od dziennikarza tej klasy, którego teksty czytywałem jeszcze w czasach „Frondy” i którego niezmiennie cenię, mimo że coraz rzadziej się z nim zgadzam, oczekuję dobrego przygotowania, zanim zabierze głos na jakiś temat. „Produkowanie” tekstów, byle tylko szybko zaistnieć w przestrzeni medialnej, sprawdza się (niestety) w mediach społecznościowych, ale jako „ekspert od Kościoła” pisujący do tygodnika mógłby jednak bardziej się postarać i zadać sobie trochę więcej trudu, by poznać temat, jaki chce przybliżyć czytelnikom.
Wszyscy piszą, nikt nie czyta
O biskupach wybranych do Prezydium Konferencji Episkopatu Polski pan Terlikowski pisze: „zwyciężyła opcja nie tylko zachowawcza, ale przede wszystkim kompletnie pozbawiona wyrazu” i jeszcze: „jeśli coś obu wskazanych hierarchów łączy, to właśnie to, że są ludźmi bez właściwości, o których poglądach nic nie wiadomo, którzy nie wypowiedzieli się w jeszcze nigdy w żadnej konkretnej sprawie (…) Nic. Zero”. Przy czym te dwa ostatnie wyrazy („nic” i „zero”) są najlepszym komentarzem do wiedzy pana redaktora na temat, na który z takim zapałem zabiera głos.
Od ponad 10 lat mam możliwość z bliska przyglądać się posłudze abp. Józefa Kupnego, nowego wiceprzewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski i kiedy słyszę, że głos tego hierarchy nie był słyszalny dla Tomasza Terlikowskiego, najpierw mam ochotę polecić mu do przeczytania dwa dokumenty: „W trosce o człowieka i dobro wspólne”, a następnie „Chrześcijański kształt patriotyzmu”, do których wydania metropolita wrocławski wydatnie się przyczynił. Wiem, że są to obszerniejsze teksty i przy tak dużej ilości materiałów pisanych przez pana redaktora, może on nie mieć czasu na ich czytanie, ale zapewniam, że tam redaktor usłyszy głos wiceprzewodniczącego KEP na wiele spraw społecznych, z którymi dziś Kościół będzie się mierzył, np. na temat relacji państwo - Kościół.
Gdyby pan Terlikowski szukał jednak krótszych form, polecam wypowiedzi oraz opisywane w mediach działania, jakie podejmował abp Kupny w związku z konkretnymi wyzwaniami, przed którymi stawał Kościół w minionych latach. W 2015 r., kiedy w Polsce toczyła się ożywiona dyskusja na temat przyjmowania uchodźców, oraz tego, czy powinno się pomagać jedynie chrześcijanom metropolita wrocławski stwierdził: „Nie wolno dzielić ludzi na lepszych i gorszych, bardziej i mniej godnych ratowania życia. Z podziwem patrzymy na osoby, które w czasie II wojny światowej pomagały innym, bez względu na wyznawaną przez nich religię, czy to na św. Matkę Teresę z Kalkuty, która mówiła, że podając chleb głodnemu lub opatrując rany trędowatych, nie pytała nigdy, jakiego są wyznania”.
Dodam przy tym zainicjowaną przez abp. Kupnego akcję „Dar dla Aleppo”, podczas której przekazano ponad milion złotych, by odbudować szpital w tym zniszczonym wojną syryjskim mieście. Gdy zaś za wschodnią granicą wybuchła wojna, to abp Kupny przekazał hotel Jana Pawła II dla kilkudziesięciu kobiet i dzieci z Ukrainy, delegując swojego przedstawiciela, by informował go na bieżąco o potrzebach tych, którym dał schronienie. Pamiętam, doskonale zaangażowanie arcybiskupa w organizację kursów języka polskiego, pomoc w poszukiwaniu pracy, czy w końcu w zakupy najbardziej potrzebnych rzeczy. O tym zapewne też pan, panie redaktorze nie słyszał. Jaka szkoda!
Wspomnę jeszcze o jednej wypowiedzi metropolity wrocławskiego, a dotyczącej przyczyn odchodzenia wiernych od Boga i Kościoła. Zwrócił on wówczas uwagę na grzechy i przestępstwa osób duchownych. Mówił: „dla wielu wiernych, szczególnie dla młodych szczerze szukających Boga, skandale seksualne z udziałem duchownych stają się ciężką próbą i powodem wielkiego zgorszenia. Rozczarowanie i oburzenie jest tym większe i boleśniejsze, że dzieci zamiast troskliwej miłości i towarzyszenia w szukaniu bliskości Jezusa doświadczyły przemocy i brutalnego odarcia z godności dziecka. Od początku swego istnienia wspólnota kościelna uznawała takie zachowania za wyjątkowo ciężki grzech (…) Musicie, musimy wszyscy, walczyć z tym grzechem i zgorszeniem. Musimy stworzyć właściwą przestrzeń do przywrócenia pokrzywdzonym jak najbardziej normalnego życia. Musimy być o wiele bardziej wyczuleni na zagrożenia i bardziej wrażliwi na pomoc pokrzywdzonym”.
Celowo nie przytaczam dłuższych form, gdyż wiem, że pomiędzy jednym a drugim artykułem, czy występem w takim czy innym studiu, redaktor Terlikowski może nie mieć czasu na ich przeczytanie, a tak jest jakaś szansa, że skoryguje swoje zarzuty o klerykalizmie czy kompletnym braku wizji.
Takich przykładów, wypowiedzi, stanowisk zajmowanych przez wiceprzewodniczącego KEP znajdzie pan, panie Tomaszu, naprawdę wiele. Po przyjacielsku powiem, że wystarczy użyć zwyczajnej wyszukiwarki internetowej lub skorzystać z zasobów np. Katolickiej Agencji Informacyjnej. No ale to wymaga czasu i dobrej woli.
I na koniec najlepsze. Napisał pan, że nie wie, jakie jest stanowisko abp. Kupnego na temat synodalności, a to już jest szczyt ignorancji (niestety zawinionej)! Od kilku miesięcy we wszystkich parafiach archidiecezji wrocławskiej pracuje kilkadziesiąt grup, w których prawie tysiąc osób (świeckich) przygotowuje archidiecezjalny synod. Oficjalnie rozpocznie się on w maju tego roku. Arcybiskup wiele razy tłumaczył, jak wielkie nadzieje wiąże z instytucją synodu i (chociażby w wywiadzie dla Gościa Niedzielnego) wyjaśniał jak bardzo liczy na głos ludzi świeckich w tym procesie. Wiem, że terminy związane z oddaniem tekstu do druku mogły sprawić, iż z tym także nie zdążył się pan zapoznać.
Cóż, pisze pan, panie Tomku, że bal na Titanicu trwa, ale jeśli tak jest, to mam wrażenie, że od dłuższego czasu gra pan w tej orkiestrze najgłośniej i robi pan wszystko, żeby muzyka się nie kończyła… zawsze jest o czym pisać, zawsze można zaistnieć, grając rolę eksperta, udając, że wiem, o czym mówię. Niestety „udając”. Proszę, skończ pan tę grę!