Mówił o tym bp Maciej Małyga podczas Mszy św., której w Niedzielę Męki Pańskiej przewodniczył w katedrze abp Józef Kupny. Okrzyk "Hosanna!" dla przychodzącego Króla zabrzmiał najpierw pod kolumną Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata.
Tam rozpoczęła się liturgia, odbyło się błogosławieństwo palm i rozpoczęła się procesja. Wierni – wielu z wykonanymi przez siebie palmami – zgromadzili się, by uwielbić Króla przychodzącego, aby dokonać zbawienia.
Biskup Maciej ukazał, jak poprzez krzyż Jezusa zbiorowisko ludzi zmienia się we wspólnotę wierzących, w Kościół. Przyglądając się tłumowi, który wołał „Hosanna!”, zwrócił uwagę, że byli tam uczniowie Pana – apostołowie, bliscy Jezusa, mężczyźni i kobiety, którzy szli z nim z Galilei, którzy przyłączyli się później (jak np. Bartymeusz uzdrowiony pod Jerychem); zapewne obecni byli też inni pielgrzymi i mieszkańcy Jerozolimy.
– Często słyszymy – zauważył – że ten sam tłum, który krzyczał „Hosanna!”, kilka dni później zmienił zdanie i wykrzykiwał „Ukrzyżuj Go!.
– To nie jest prawda. Owszem, my sami doświadczamy fatalnych zwrotów w naszym życiu i nieraz przeczymy sami sobie, ale w tym przypadku tak nie było – stwierdził. Zwrócił uwagę, że to nie mógł być ten sam tłum – choćby ze względu na ograniczenia związane z przestrzenią (na dziedzińcu pretorium, gdzie odbywało się przesłuchanie Jezusa, nie było miejsca dla tak dużego tłumu) oraz z czasem – niewielu wiedziało o przesłuchaniu odbywającym się w piątkowy poranek. Na dziedziniec pretorium zapewne przybyli jedynie zwolennicy arcykapłanów, przeciwnicy Jezusa, oraz pewnie zwolennicy Barabasza.
– Nie chodzi jednak tylko o miejsce i czas. Przede wszystkim zwolennicy Jezusa nie mogli wołać „Ukrzyżuj”, bo oni jednak w Niego wierzyli – mówił bp Maciej. – Choć nie była to wiara jeszcze wypróbowana, ale pokładali w Nim nadzieję, kochali Go.
To była miłość, ale jeszcze nie taka, którą nazywamy „agape”. – Ten tłum uczniów bliskich Jezusa w noc Ogrodu Oliwnego zniknął, rozproszył się w strachu – jak Piotr, albo w rozpaczy – jak Judasz, albo w panice – jak uczeń, który uciekając zgubił ubranie. Ale ten tłum bliskich Jezusa na pewno pojawił się na Drodze Krzyżowej, potem pod krzyżem Jezusa. Nie wołali „ukrzyżuj”, nie szydzili, lecz milczeli, zdruzgotani krzyżem – stwierdził.
Pod krzyżem byli różni ludzie, ale byli tam też i nasi poprzednicy, uczniowie i uczennice Pana.
– Ten tłum stał się Kościołem, właśnie poprzez krzyż – podkreślał bp Małyga. – Zrozumieli, ze z Jezusem i między sobą nawzajem łączy ich nie rozmnożony chleb, nie cuda, nie moda na przywódcę z Nazaretu, nie antyrzymski wyzwoliciel, nie świątynia, ofiary, nie miejsce po prawej czy po lewej stronie króla (…), nie to, kto z ich jest największy. Zaczął ich łączyć osobisty udział w drodze Jezusa przez krzyż. To jest droga, którą my też przechodzimy: nawrócenia, śmierci starego człowieka, codziennie ponawianych wyborów…
Bp Maciej przywołał 9. rozdział Apokalipsy, gdzie ukazany jest wielki tłum ludzi odzianych w białe szaty, z palmami w rękach, wołających „Zbawienie u Boga naszego” – co znaczy właśnie „Hosanna!”. To ludzie, którzy przychodzą z wielkiego ucisku, opłukali swe szaty, wybielili je w krwi Baranka. W Dziejach Apostolskim przeczytamy znów, jak tysiące ludzi przyjmuje chrzest, zanurza się w śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa.
Podkreślił, że przemiana tłumu w Kościół to faktycznie droga przez mękę. Czasem łatwo się zatrzymać, zniechęcić, odejść. Nieraz zdarzały się procesy odwrotne, kiedy to Kościół zmieniał się w tłum, gdy nie liczył się krzyż, a chleb, pierwsze miejsca, czy też następowały sytuacje, gdy chrześcijaństwo stawało się oficjalną religią państwa.
– Krzyż Jezusa zmienia tłum w Kościół – mówił. – Krzyż Jezusa zmienia nas w Kościół.