Jeden z lokalnych wrocławskich portali w tytule pyta: "Dzisiaj Wielki Czwartek - co to za dzień? Co wolno, a co jest zakazane?". Ach, te zakazy. Niby nieprzyjemne, a w mediach takie przyciągające.
Oczywiście rozumiem, że tytuł całego tekstu został sformułowany, żeby z ciekawości kliknąć w cały artykuł. Jeśli jesteś katolikiem, to niezwłocznie się dowiesz, czego w Wielki Czwartek nie możesz zrobić. A nuż tego nie wiesz. A jak nie wierzysz w Boga, to sprawdź, czego ci wierzący dzisiaj nie mogą.
Ostatecznie wielkoczwartkowy artykuł okazuje się (przedwielkanocną) wydmuszką, bo czytamy: "Tego dnia nie obowiązują jednak wiernych specjalne ograniczenia inne niż w czasie całego Wielkiego Postu".
Z uśmiechem odbieram taki klikbajt, czyli zwrócenie na coś uwagi, by wejśc w link (i generować portalowi odsłony, czyli oglądalność). Natomiast naszła mnie refleksja o tych zakazach i/lub nakazach. Bo one - jak w tym artykule - wysuwają się czasem na pierwszy plan. Niektóre bardziej lub mniej formalne, inne wynikające z tradycji albo z naszych przyzwyczajeń (a może i zabobonów).
Trochę z przymrużeniem oka przedstawiam zebrane wśród bliskich i znajomych parę "must be" z Triduum.
To oczywiście może być tylko wycinek naszych katolickich "zobowiązań". Wracając do tytułu artykułu o zakazach: pewne wskazania czy obowiązki z ramienia Kościoła nie mają nam zatruwać życia, zakazywać dla zakazu, lecz pomóc przeżywać najpiękniejszą prawdę, jaką może usłyszeć człowiek: Jezus zwyciężył śmierć i nas zbawił. Niby co do zasady to wiemy, ale jednak pełna świadomość przekuwająca się na czyny gdzieś może uciekać.
Widać to choćby w przypadku wielkopiątkowego postu, który może wyprowadzać z równowagi w różnych sytuacjach albo prowadzić do literalnego przestrzegania kosztem miłości dla ludzi wokoło.
Jeśli zachowujesz wyżej wymienione lub inne zasady związane z wiarą przy okazji świąt Wielkiej Nocy tylko dlatego, bo tak zawsze było, bo ktoś ci każe lub dla świętego spokoju - to myślę, że nie warto się trudzić. Polecam z autopsji nada(wa)ć temu prawdziwy sens. Ciągle na nowo.
Nie musimy przecież przeżywać Triduum Paschalnego klikbajtowo. Nie warto, bo jest inna, nie tylko ciekawsza, ale bardziej wartościowa perspektywa.