Pomoc nieletnim, często zbuntowanym, dziewczętom, które wpadły w kłopoty, to misja sióstr Matki Bożej Miłosierdzia we Wrocławiu. Młodzieżowy Ośrodek Wychowawczy przez nich prowadzony obchodzi 15-lecie istnienia.
W tym roku wrocławska wspólnota sióstr Matki Bożej Miłosierdzia (zgromadzenie św. s. Faustyny Kowalskiej) obchodzi 15-lecie prowadzenia Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego. Trafiają do niego dziewczęta z całej Polski, z trudnych środowisk, w wieku 13-18 lat, na podstawie postanowienia sądu. Zdarzały im się np. kradzieże, bójki, uzależnienie od narkotyków, unikanie obowiązku szkolnego.
Siostra Eulalis Limanowska pracuje w ośrodku wrocławskim od samego początku. Jak podsumuje te 15 lat działania MOW przy pl. Grunwaldzkim? - Na pewno przychodzą do nas dziewczęta, które mają duży problem z uzależnieniem od narkotyków i od telefonów. Bardzo mocno wypływa to z domu rodzinnego i jakości relacji, jakie w nim zachodzą. Na ten moment z ponad 50 dziewcząt w placówce żadna nie ma pełnej rodziny. Wcześniej było inaczej. Współcześnie są wychowywane przez jedno z rodziców. Powiększa się liczba podopiecznych z placówek opiekuńczo-wychowawczych - opowiada s. Eulalis.
Jak miłosierdzie Boże pomaga jej w codziennej posłudze? Przeczytaj tutaj:
Zaznacza, że w domach rodzinnych dziewcząt często nie było odpowiedniej opieki i ta wolność im dana została źle wykorzystana. Zaprowadziła ich do takich miejsc jak placówka resocjalizacyjna. Jak dodaje, sporo dzieci ma problemy natury psychiatrycznej i korzystają we Wrocławiu z pomocy psychiatry. Ten problem narasta i widać to na przestrzeni lat.
- Na co dzień zdarzają się momenty, że otrzymujemy wdzięczność w słowie czy w geście, ale sporo działań dziewczęta odbierają jako formę kary po skierowaniu przez sąd. Pierwsze tygodnie czy miesiące są trudne. To praca skupiona na dostosowaniu się do norm i zasad. Odkrycie większego sensu tej drogi i pobytu u nas następuje po latach. Mamy takie doświadczenie absolwentek, które przyjeżdżają nas odwiedzać i widzą, że nasze wymagania były potrzebne, a wręcz konieczne. Szczególnie absolwentki, które założyły rodziny i podejmują wyzwanie wychowywania dzieci - dodaje s. Limanowska.
Moment wyjścia z ośrodka jest trudną chwilą zderzenia się z rzeczywistością i środowiskiem, do którego powracają. Grozi im na nowo zachłyśnięcie się światem i chęć destrukcyjnego szaleństwa. - Prawdziwa refleksja przychodzi często po czasie, choć zdarzają się takie dziewczyny, które kończą szkołę, a potem studia. Jeśli mają wsparcie w rodzinie i jest ktoś, kto je wzmocni i pokieruje, wówczas proces pracy nad sobą przynosi efekty. Jeżeli jednak wracają do środowiska, które je ciągnie w dół, trudno się temu oprzeć - mówi zakonnica.
Przyznaje, że większość podopiecznych nie zdaje sobie sprawy, kiedy przybywa do ośrodka, że prowadzą go zakonnice. To dla nich zaskoczenie. - Na wejściu, gdy widzą siostrę zakonną, nie mogą uwierzyć. Dużą pomocą w dotarciu do nowych dziewcząt są te, które znajdują się pod naszą opieką od jakiegoś czasu. One wprowadzają nowych ludzi w to w miejsce - opowiada s. Eulalis.
Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia zależy, by pokazać dziewczętom Boga pełnego miłosierdzia, który na nowo przychodzi, podnosi i daje kolejną szansę. - Chcemy, żeby wróciły do życia sakramentalnego. Często są ochrzczone i po Pierwszej Komunii św., ale na co dzień tym nie żyją. Trafiają też do nas dziewczyny bez sakramentów. Oczywiście nie oczekujemy, że będą się od razu żarliwie modlić. Te punkty związane z wiarą traktują po prostu jak zajęcia z planu dnia. A jeśli same odkryją potrzebę serca dotyczącą kontaktu z Bogiem, zawsze mogą zacząć czynnie uczestniczyć we Mszy czy nabożeństwie - tłumaczy zakonnica i wychowawca w MOW.
Dodaje, że sporo dziewcząt na nowo odkrywa Pana Boga. Co roku w MOW do sakramentu bierzmowania przystępuje określona grupa. Bywało, że przyjmuje chrzest i Pierwszą Komunię św. Podopieczne sióstr uczestniczą też w życiu religijnym młodzieży archidiecezji wrocławskiej. Na przykład jeżdżą na spotkania młodych na Ślęży czy biorą udział w Pieszej Pielgrzymce Wrocławskiej. - Doświadczenie młodzieży wierzącej jest dla nich bardzo ważne. Czasem odbierają to jak nowość, ale chcemy im pokazywać, że to coś zupełnie normalnego - podsumowuje s. Limanowska.