Wystawa "Aśka Borof. Powszednie misterium" w Muzeum Etnograficznym - oddziale Muzeum Narodowego we Wrocławiu to zaproszenie: do osobistego świata artystki, ale i do odkrycia piękna i sacrum w swojej własnej codzienności.
W kolejnych pracach – obrazach olejnych, haftach, wycinankach, grafikach – artystka przekazuje swoje „powszednie misterium”. Odkrywa je i celebruje w miejscu zamieszkania (Gdańsk-Górki Zachodnie), w wydarzeniach życia, spotykanych ludziach, wspomnieniach, widokach, ulotnych wrażeniach. Spotyka się w tej celebracji sacrum i życie sąsiedzkie, zmaganie z chorobą bliskich, zakamarki uliczek – raczej nie odwiedzanych przez trójmiejskich turystów. Ukazuje różne wizerunki Matki Bożej, które z upodobaniem tworzy (często na plaży), ale i gęś na podwórzu czy psa Tofika; ilustruje funkcjonujące przesądy (np. o tym, że kobieta w ciąży nie powinna przeskakiwać przez kałużę), charakterystyczne elementy otoczenia, jak i wielkie baniaki miejscowej rafinerii.
"Matka z sierpnia". Agata Combik /Foto GośćPrzy swoich pracach umieszcza krótkie komentarze: „Jesteśmy małą społecznością, znamy się, lubimy i wspieramy. Kultywujemy małe tradycje: różaniec po śmierci kogoś z rodziny, śpiewanie majowe pod krzyżem, strojenie ołtarza na Boże Ciało. Komentujemy huczne wesela, atak agresywnego psa albo pijacką libację na murku”; „(…) Maluję sąsiadów, których mijam, idąc chodnikiem. Muszę się spieszyć, bo nie wiem, czy spotkam ich jutro”.
Wśród tych sąsiadów jest np. „Pani ciągnięta” (zawsze uśmiechnięta mieszkanka dzielnicy, spacerująca z psem – zawsze ciągnącym za sobą swoją panią) czy mężczyzna w dresie. Cykl obrazów poświęca kobietom spotkanym w autobusie. – Przykuły moją uwagę ich makijaże, które same w sobie są dziełem sztuki – opowiada. Wspomina swoje dzieciństwo w Górkach, piękne, choć i naznaczone pewnymi traumami. – Pamiętam kutry rybackie, nad którymi unosiła się chmura mew, dźwięk wiader – dzieli się.
Zaskakują prace będące swoistymi wotami wplecionymi w modlitwę o zdrowie, wyhaftowane organy, części ciała, związane z chorobami bliskich.
– Artystka podzieliła się z nami tym, co intymne, osobiste, prywatne – mówi Piotr Oszczanowski, dyrektor Muzeum Narodowego we Wrocławiu. – Jest czułą obserwatorką – zauważa Marta Derejczyk, kierowniczka Muzeum Etnograficznego. – Aśka Borof to artystka mistyczka, która przypomina nam o znaczeniu rytuałów i często odwołuje się do pierwotnej, sakralnej funkcji sztuki… – dodaje kuratorka wystawy Olga Budzan. Zauważa, że można nazwać twórczynię kobietą wiejskiego renesansu, jedną z osób, których pasją jest najbliższe otoczenie i tu odkrywają prawdziwe skarby.
Wystawa jest inspiracją: by dostrzec piękno, niepowtarzalność swojego świata, a dla ludzi wierzących także zaproszeniem do odkrywania we własnej codzienności kochającej, troskliwej obecności Boga.
"Pani ciągnięta". Reprodukcja Agata Combik /Foto Gość