Siostry marianki świętowały jubileusz 200. rocznicy urodzin swojego założyciela sługi Bożego ks. Jana Schneidera oraz 170 lat Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej. - Postać niezwykle aktualna na dzisiejsze czasy. Oto piękno kapłaństwa ks. Jana: tworzyć wspólnotę, formować serca i realizować misję - mówił bp Jacek Kiciński CMF.
Uroczystej Mszy św. w archikatedrze wrocławskiej o rychłą beatyfikację ks. Schneidera przewodniczył bp Jacek Kiciński CMF. Modliły się na niej siostry marianki z różnych stron - na czele z matką generalną s. dr Sybillą Kołtan SMI i siostrą prowincjalną Magdaleną Zabłotną SMI - oraz przyjaciele i sympatycy zgromadzenia.
W homilii bp Jacek zwrócił uwagę na zdanie z liturgii słowa: „Nasz Zbawiciel, Jezus Chrystus, śmierć zwyciężył, a na życie rzucił światło przez Ewangelię". Nawiązał do fragmentu Ewangelii, w której Jezus uzdrowił kobietę cierpiącą na krwotok od 12 lat (bo dotknęła Jego płaszcza), a także wskrzesił 12-letnią córkę Jaira.
- Z jednej strony widzimy młodość bez światła nadziei i chorobę bez nadziei uzdrowienia. Ale liczba 12 ma nieco głębszy sens. Dla Izraela oznacza ona 12 pokoleń Izraela, które miały być życiodajne, a rozproszyły się i przestały dawać życie. Izrael znalazł się w sytuacji trudnej, bez wyjścia. Do tych rzeczywistości - dziewczynki, kobiety i Izraela - pojawia się Jezus. Ale według ówczesnego prawa do tego Jezusa nie mogła podejść ani kobieta, ani dziewczynka. Pierwsza uznana był za nieczystą, a 12-latka nie była w stanie - mówił bp J. Kiciński.
Zaznaczył, że kobieta i ojciec Jair czynią coś wbrew utartym schematom, przełamują je. Robią coś wbrew opiniom, burzą ludzki porządek. Kobieta dotyka szat Jezusa i odzyskuje zdrowie. Jezus mówi do niej: „Twoja wiara cię uzdrowiła”. Potem przychodzi do dziewczynki. Nie powinien jej dotknąć, bo już nie żyła. A on chwyta ją za rękę i mówi: „Talitha kum”.
- Kobietę i ojca prowadzi do Jezusa wiara. Nie przepisy, ale wiara spowodowana miłością i pragnieniem życia. To sprawia, że dzieje się cud. Dla Boga nie ma nic niemożliwego, ale z jednym zastrzeżeniem: On nie uczyni nic bez nas. Potrzebuje naszego serca, naszej determinacji i zaufania - nauczał biskup.
Zaznaczył, że świat jest dziełem Boga, który powiedział człowiekowi: „Czyń sobie ziemię poddaną”.
- Dziękujemy dziś za dar życia, powołania i kapłaństwo sługi Bożego ks. Jana Schneidera. W tym roku obchodzimy 200. rocznicę jego urodzin. To człowiek obdarzony przez Boga wieloma talentami. Pochodzący ze skromnej rodziny. To pokazuje, że Bóg może uczynić wielkie rzeczy przez zwyczajnego prostego człowieka. Ale pod jednym warunkiem - jeśli zaangażuje on swoje serce - tłumaczył kaznodzieja.
Dziękował za to, co Bóg uczynił przez posługę ks. Schneidera. On stał się narzędziem w ręku Boga i dostrzegał najważniejsze obszary, które potrzebowały wsparcia.
- Dziewczęta, kobiety w XIX wieku miały naprawdę trudną sytuację. Nastąpił rozwój przemysłu, ale upadek w przestrzeni moralnej. Dlatego ks. Schneider poczuł, że nie można tych ludzi zostawić samymi sobie, lecz należy im pomóc. Stworzył dzieło pomocy dziewczętom i kobietom, troszczył się o ludzi chorych. To była zwyczajna, codzienna prosta posługa kapłańska - opisywał bp Kiciński.
Patrząc na kapłaństwo ks. Schneidera, widzimy, że zwyczajny, prosty ksiądz staje się jednocześnie kimś niezwyczajnym. Mógł spokojnie pracować i cieszyć się tym, co otrzymał. A jednak poczuł, że Bóg chce czegoś więcej.
- Jego droga do kapłaństwa nie była łatwa. Ale potem w codziennej posłudze karmił się słowem Bożym. Był człowiekiem adoracji Najświętszego Sakramentu, a swoje życie zawierzył Maryi. Jak to pięknie koresponduje z tym czasem, który przeżywamy w archidiecezji wrocławskiej. Chodzi o synod - wspólną drogę wiary. Ks. Jan był człowiekiem synodu - stwierdził biskup.
Jak mówił, ks. Schneider był ciągle do dyspozycji Jezusa, słuchał go i przez to potrafił tworzyć wspólnotę jako pasterz. Gromadził wokół siebie ludzi. Tych, którzy chcieli coś więcej uczynić dla Kościoła, ale także zagubione kobiety, często wykorzystywane. Wiedział doskonale, że wszyscy jesteśmy dziećmi jednego Boga.
- On poszedł krok dalej. Formował serca, przygotowywał, tłumaczył, wyjaśniał, głosił słowo, tworzył miejsca obecności. Ostatecznie przygotowywał do misji. Sytuacja kobiet wówczas była tragiczna, podobnie jak córki Jaira. Los młodych dziewcząt, które przyjeżdżały do miasta bez rodziców, bywał straszny. Do tego kobiety, które cierpiały na krwotok swojego serca. Wykorzystywane, zostawione i porzucone. Ks. Schneider na wzór Jezusa, wstawiał się za dziewczętami i kobietami. Przyprowadzał je do Jezusa, aby mogły dotknąć się Jego szat. I to jest piękno jego kapłaństwa: tworzyć wspólnotę, formować serca i realizować misję - nauczał bp Jacek.
Apelował do wiernych, by przypominali i wskazywali poświęcenie ks. Schneidera dla Boga, Kościoła i drugiego człowieka. Mówili o tym, że był wzorem służby.
- Uczyńmy wszystko, abyśmy potrafili jak ks. Jan dostrzegać drugiego człowieka, wstawiać się za nim i przyprowadzać go do Jezusa - podsumował kaznodzieja.
Po Mszy św. została oficjalnie otwarta wystawa pt. "Ks. Jan Schneider, obrońca kobiet", która przedstawia życie i działania założyciela zgromadzenia sióstr marianek. Ekspozycja stanęła w nawie bocznej archikatedry i można ją zwiedzać w godzinach otwarcia świątyni.
- 175 lat temu kapłanem Boga Wszechmogącego został Jan Schneider, obrońca kobiet i założyciel naszego zgromadzenia. Apostoł miłosierdzia pozostawił nam czytelny testament. Szczycimy się naszą działalnością, staramy się podejmować nowe wyzwania, odkrywać nowe horyzonty. A potrzeba mało albo tylko jednego - usłyszeć Jezusowe: "twoja wiara cię uzdrowiła". A potem iść i czynić miłosierdzie z wiarą, jak to czynił ks. Jan - mówi siostra prowincjalna Magdalena Zabłotna.