W dwa dni przejechali na rowerach trasę z Wrocławia na Jasną Górę i z powrotem. To ok. 360 km. A wśród nich była 11-latka! Niezwykła pielgrzymka odbyła się już po raz dwudziesty czwarty.
Kolarska Pielgrzymka z Wrocławia na Jasną Górę ma długą tradycję. Jej uczestnicy mimo sporych upałów pokonali w świetnym tempie trasę do Matki Bożej Królowej Polski. Organizatorem pielgrzymki jest triumfator Tour de Pologne z 1979 r., a dziś właściciel firmy rowerowej - Henryk Charucki.
W sobotę droga z Wrocławia na Jasną Górę zajęła im 5,5 godziny. Musieli się zmagać z jazdą pod wiatr. Z powrotem było nieco łatwiej, dlatego jechali niewiele ponad 5 godzin. Najstarsi uczestnicy mieli ponad 70 lat, najmłodsza - Alena - zaledwie 11.
Na pierwszej pielgrzymce przed 24 laty, jak i w tym roku był Jan Faltyn, wicemistrz świata w kolarstwie z 1977 roku. Wtedy, pierwszy raz wyjechało ich pięciu. W tym roku wszystkich uczestników było 27.
- Po tym pierwszym razie miałem kilka edycji przerwy, ale od lat staram się jechać co roku. Czuję taką potrzebę. Jestem człowiekiem wierzącym i modlę się na Jasnej Górze m.in. o dobre zdrowie. Oczywiście mogłem pojechać samochodem, czy autobusem, ale to zupełnie nie to. Taka pielgrzymka rowerowa ma niezwykły smak. Są emocje, wyzwania, pokonuje się własne bariery. Nieraz człowiek ma dość, ale wielką radość i satysfakcję sprawia przezwyciężanie kryzysów. Na wyścigach jeszcze zdarza mi się powiedzieć: „Boże, a po co mi to było”, ale na takiej pielgrzymce już Bogu nie narzekam - mówi z uśmiechem „Gościowi” J. Faltyn.
A po chwili zastanowienia dodaje: - Czym jest nasz wysiłek w porównaniu z męką Jezusa Chrystusa?
72-latek przyznaje, że upał dawał się mocno we znaki, ale on osobiście woli jechać przy wysokich temperaturach niż np. w deszczu. Ma swoje sposoby na kryzysy np. picie coli czy żeli energetycznych.
- Czekam co roku na tę pielgrzymkę mimo, że jednak mam już swoje lata. Pamiętam, jak 15 lat temu jechałem i spotkałem kolegę w moim dzisiejszym wieku. Wtedy sobie myślałem, jaki jestem młody. A dzisiaj pielgrzymuję już tak jak on - opowiada p. Jan.
Kolarze po dotarciu na Jasną Górę uczestniczą w Drodze Krzyżowej oraz we Mszy św. Wśród nich w tym roku było dwóch salwatorianów. Jeden stały bywalec - ks. Maciej Szeszko i drugi debiutant - ks. Kamil Leszczyński.
- Każda edycja przynosi nowe wyzwania, ale też nowe owoce. W tym roku było nas więcej niż przed rokiem i w dodatku dwóch księży, co się wcześniej nie zdarzało. Cieszymy się, bo Mszę św. mieliśmy w kaplicy św. Jana Pawła II. Poznaliśmy się z pielgrzymami z Ochotnicy, którzy także na rowerach tego samego dnia przyjeżdżają do Maryi - mówi ks. Szeszko.
Uczestnicy wrocławskiej pielgrzymki dzielą się na mocniejszą i słabszą grupę. Klimat jazdy odpowiada wyścigom szosowym - zmiany na prowadzeniu i pełna współpraca. Po drodze zaliczają dwa przystanki. Średnia prędkość na trasie to ok.
- Cieszę się, że mogłem pierwszy raz z nimi pielgrzymować. Dystans mnie nie przerażał, ale tempo było dużym wyzwaniem. Spodobała mi się ta inicjatywa. Dzięki jeździe w peletonie z pewnością łatwiej było się poruszać i szczęśliwie dotrzeć na Jasną Górę - relacjonuje salwatorianin.
Przyznaje, że przechodził kryzysy z powodu upału albo zbyt szybkiej jazdy.
- Walczyłem z tym, żeby się przemóc, ale nauczyłem się także, by taktycznie odpuszczać i wyregulować tętno, zwalniając na chwilę. Co ważne, grupa nikogo nie zostawiała z tyłu. Kolarze troszczyli się o siebie nawzajem i jak ktoś odstawał, od razu mógł liczyć na pomoc innych - dodaje ks. Leszczyński.
Deklaruje, że za rok też chce się wybrać rowerem do Maryi, szczególnie, że przypada jubileuszowa 25. edycja.