Kilkaset osób przeszło przez centrum Wrocławia w Marszu Pamięci ludobójstwa na Kresach. Uczestnicy pochodu z biało-czerwonymi flagami oddali hołd ofiarom ukraińskich nacjonalistów.
W 81. rocznicę "krwawej niedzieli", czyli kulminacji rzezi wołyńskiej, wrocławianie poprzez społeczną inicjatywę oddali szacunek i pamięć ofiarom masowego mordu. Marsz przeszedł sprzed kościoła pw. św. Bonifacego pod pomnik ludobójstwa na Kresach przy bulwarze Dunikowskiego.
ZOBACZ ZDJĘCIA Z MARSZU:
- Warto przypominać te słowa, że ofiary nie wołają o zemstę, lecz o pamięć. To tragiczne wydarzenie w naszej polskiej historii powinno być wspominane. Chcemy oddać cześć naszym rodakom, którzy zostali bestialsko zamordowani przez Ukraińców za swoją narodowość. Wydaje mi się, że marsz jest dobrą formą obchodów. Chodzi też o zwrócenie uwagi mieszkańcom, którzy często nie wiedzą, że 11 lipca obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II Rzeczypospolitej. Być może ktoś się zainteresuje - mówi Romuald Adamowicz.
Podkreśla, że w tym temacie najważniejsza jest edukacja młodych pokoleń. Ewelina Baszowiecka-Ziółkowska razem z rodziną przyjechała po raz pierwszy na wrocławski marsz z Brzegu. - Upamiętniając tę rzeź na polskich obywatelach, chcemy podtrzymywać pamięć. To narodowa tragedia. Moja rodzina pochodzi z tamtych terenów, które zostały zrównane z ziemią. Tej wioski już nie ma. Ci, którzy przetrwali, osiedlili się pod Brzegiem. Marsz to nasz głos. Jak mamy inaczej pokazać, że pamiętamy? A myślę, że te ofiary wciąż wołają o pamięć. Szczególnie, że dzisiaj panuje niebezpieczny trend wymazywania pewnych faktów - mówi 34-latka.
Zdaniem pani Joanny, marsz był słabo rozreklamowany, dlatego frekwencja nie okazała się wysoka. - Ja dowiedziałam się o tej inicjatywie dopiero dwa dni temu przez Facebooka. A sprawdzałam trzy tygodnie przed 11 lipca, czy są jakieś wydarzenia upamiętniające ludobójstwo na Kresach. Moim zdaniem, panuje blokada informacji. Nie wszystkim mediom jest na rękę, by mówić o takich wydarzeniach i je zapowiadać. A jestem przekonana, że byłoby nas tu więcej, gdyby więcej wrocławian wiedziało o tym - zaznacza mieszkanka stolicy Dolnego Śląska.
Czemu sama się pojawiła na marszu? - Moja babcia mieszkała na Wołyniu, przeżyła tę tragedię, musiała stamtąd uciekać. To historia bliska memu sercu. Uważam, że na temat rzezi wołyńskiej jest jeszcze sporo przekłamań i wiele mamy do zrobienia, by należycie pielęgnować o tym pamięć - podsumowuje.