O tym, dlaczego na początku pielgrzymki w czytaniach mszalnych… umiera patron archidiecezji i dlaczego nie jest to smutne, o deszczu, słońcu i pięknie Kościoła mówi ks. Tomasz Płukarski, przewodnik Pieszej Pielgrzymki Wrocławskiej.
Agata Combik: Wczorajsze ulewy mogły sprawić, że przy pakowaniu plecaka niejeden pielgrzym czuł drżenie serca.
Ks. Tomasz Płukarski: Tak, gdy wyglądałem wczoraj przez okno, przygotowując się do pielgrzymki, myślałem: Panie Boże, co chcesz nam przez ten deszcz powiedzieć? Dlaczego pada? Przepraszam, nie pada. Dlaczego leje? Taki czas oczyszczenia… Dziś wstaję: nie pada! Bogu dzięki!
Czy dzisiejsza Ewangelia nie jest trochę przerażająca? Na początku pielgrzymki słyszymy o… śmierci patrona archidiecezji, św. Jana Chrzciciela.
Jego śmierć, jego cała misja, wbrew pozorom to nie porażka. On odchodzi, ginie śmiercią męczeńską, ale tylko dlatego, żeby dać świadectwo prawdzie. I my również idziemy na pielgrzymkę, mimo różnych takich głosów: „po co Kościół?”, „dlaczego pielgrzymka?” Idziemy, żeby dać świadectwo prawdzie o Jezusie Chrystusie.
Święty Jan Chrzciciel został zabity, ale żyje. Po dwóch tysiącach latach wciąż jest czczony, pamiętany, patronuje wielu kościołom – choćby takim, jak nasza katedra. Nie mogą się z nim równać najwięksi historyczni bohaterowie. On sam mówił: „Za mną idzie mocniejszy ode mnie. Nie jestem godzien odwiązać rzemyka u Jego sandałów…”. Jego siła, to siła pokory. My też na pielgrzymce tej pokory się uczymy.
Możemy doświadczyć, jak św. Jan, że nasza głowa… wyląduje w misie? Choćby zanurzona po dziurki w nosie w deszczu...
Wiadomo, że wszystko tu się może zdarzyć – choćby zła pogoda, oberwanie chmury, jakieś inne trudności. Oddajemy to Panu Bogu i w pokorze przyjmujemy to, co nam daje. Nasza katedra posiada piękne, czcigodne relikwie głowy świętego Jana Chrzciciela, które są wystawiane zawsze na największe uroczystości, ale myślę tak, że my chcemy – jak nasz patron – oddać Bogu naszą głowę, nasz umysł, nasze serce, naszego ducha. Wszystko Mu ofiarować.
Dla wielu ludzi to niezrozumiałe, po co pielgrzymi podejmują taki trud – zmierzenie się z pogodą, z tyloma kilometrami. Dlaczego to? Nie dlatego, że są mocni, wytrenowani, że mają kondycję olimpijczyków. Oni ufają Panu Bogu i dlatego wyruszają na trasę. On coś dla nas na ten czas przygotował.
W centrum pielgrzymki stoi Kościół.
To odpowiedź na tegoroczne hasło roku duszpasterskiego w naszej Ojczyźnie, jest to też nawiązanie do rozpoczętego synodu naszej archidiecezji. To wszystko dzieje się po to, żebyśmy zobaczyli, jak tutaj nam jest w Kościele. Oczywiście, na trasie naszego pielgrzymowania będziemy nawiedzać wiele pięknych kościołów, ale chcemy zwłaszcza odkrywać, budować ten żywy Kościół, taki, gdzie ludzie chcą żyć Ewangelią, dla których Chrystus naprawdę jest najważniejszy, gdzie powiedzenie „bracia i siostry” to nie jakaś etykieta przypięta do odzieży, tylko rzeczywistość. Każdy ponosi trud, każdemu jest ciężko, nogi bolą i trudno się śpi w namiocie. Te trudy są ogromne, ale chcemy tu być – żeby dać świadectwo, przeżyć, wyrazić radość Kościoła – nie tylko przez młodych, przez ich dynamiczny, radosny śpiew, ale przez każdego pielgrzyma, niepowtarzalnego w swojej drodze ku Bogu.
Można tu rzeczywiście doświadczyć Kościoła powszechnego. Widzimy pielgrzymów z różnych stron świata.
Tak, dołączają do nas goście z Australii, Afryki, mamy kapłana z Papui-Nowej Gwinei, są ludzie ze Słowenii i z innych jeszcze krajów. Ta powszechność Kościoła wyraża się też różnorodności przeżywania wiary. Na pielgrzymce odnajdzie się i ten, kto lubi ciszę, i ten, kto chętnie włącza się w modlitwę uwielbieniową. Są konferencje, jest Różaniec, jest bycie z Chrystusem i ludźmi. Jest Kościół po prostu, w którym możemy być razem. Zapraszamy!