Tuż przed przybyciem pielgrzymkowych grup na postój miejsce tymczasowego "obozowiska" tętni życiem. Spotkać tu można ekipę "drucików", mistrzów od pieczywa i chłodni, gościnnych mieszkańców czekających z garem zupy czy też krewnych i przyjaciół podążających za i przed pielgrzymami niczym tabor cygański.
Emilia należy do ekipy rezydującej w tzw. budzie, czyli służbie pielgrzymkowej. - Dla większości z nas przygoda ze służbami zaczyna się od... telefonu Kuzyna [Wiesława "Kuzyna" Wowka - przyp. red.] - mówi. - Chodziłam sobie na pielgrzymki, aż tu kiedyś, miesiąc przed jedną z nich, zadzwonił i powiedział, że jest taka potrzeba. Jeżdżę w "budzie" od kilku lat. Prowadzimy zapisy, biuro rzeczy znalezionych, wydajemy pakiety. Generalnie każdy trafia tu do nas ze wszystkim. Czasem, w chwilach zmęczenia, to na nas wylewa się nieco pielgrzymiej frustracji, ale dajemy radę - dodaje z uśmiechem.
Emilię (z prawej) spotkasz w tzw. budzie. Agata Combik /Foto GośćObok spotykamy siostry Władzię i Brygidę. Pierwsza działa "na pieczywie", druga - "na chłodni". - W skrócie nasze działania to rozkładanie produktów na postojach, rozprowadzanie ich i składanie - opowiadają. Za tym jednak kryje się dużo więcej. - Mamy sporo okazji, by z pielgrzymami pobyć, porozmawiać. Dbamy, by wszystkie produkty były bezpiecznie przechowywane, żeby żaden jogurt nam nie "wybuchł" i wszystko było najwyższej jakości. To ważne. Kiedyś byli tu jacyś sprzedawcy "na dziko" i po zjedzeniu produktów od nich pielgrzymi ciężko się pochorowali.
- My także przeżywamy swego rodzaju duchową pielgrzymkę. Ksiądz Tomek dba o nas. Słuchaliśmy niedawno konferencji o weselu w Kanie Galilejskiej, wygłoszonej specjalnie dla nas przez Adrianę Kwiatkowską. O wspólną modlitwę troszczy się s. Irena, elżbietanka, szefowa zaopatrzenia - dodają.
W drużynie dbającej o zaopatrzenie jest aż 15 osób, a niedawno doszło jeszcze dwóch młodych wolontariuszy - Marcin i Antoni.
Filip. Agata Combik /Foto GośćTuż obok zaopatrzeniowców spotykamy Filipa. - W 2012 r. po raz pierwszy poszedłem jako pielgrzym z grupą
Jak mówi, na łatwość/trudność takiej służby mają wpływ i pogoda, i samochód (który może mieć np. problem z akumulatorem), i "nastawienie jednego do drugiego oraz drugiego do pierwszego". Ma w sercu mocno wypisane, że porządkowy to nie "buc", który z nikim nie pogada i do nikogo się nie uśmiechnie. - Sytuacje są różne, ale nie zdarzyło mi się jeszcze, żebym całkiem wyszedł z siebie. Ludzie dają nam mnóstwo życzliwości. Generalnie jednak wdajemy się w pogawędki, kiedy nie pełnimy naszych obowiązków. Kiedy porządkowy stoi na skrzyżowaniu i kieruje ruchem, najlepiej dać mu w spokoju pracować - podpowiada. I prezentuje jeden z najpiękniejszych uśmiechów porządkowego.
Czasem jednak "transfer" odbywa się w drugą stronę. - Ja swoje pielgrzymowanie jasnogórskie zaczynałam od służb - opowiada Joanna. - Chociaż do Trzebnicy, do św. Jadwigi, chodziłam już wcześniej (najpierw, gdy dzieci były malutkie, przyjeżdżaliśmy, a potem już chodziło się piechotą). Na jasnogórskiej pielgrzymce najpierw byłam w służbach, bo - będąc po chorobie - obawiałam się, że nie dam rady iść na nogach. Tym razem idziemy, razem z Grażynką, w grupie oławskiej.
Dla Grażyny z kolei to piąta już pielgrzymka, ale po długiej przerwie. - Ostatni raz byłam na niej w 2001 roku. Teraz idę tylko dwa dni, ze względu na dzieci - wyjaśnia.
- W służbach czy nie, po prostu doświadcza się tu piękna Kościoła - mówią.
A jogurty, drożdżówki, uśmiech dziewczyn z "budy" i budzące respekt zastępy porządkowych w zielonych mundurach to nieodłączny wymiar pielgrzymkowej Kany Galilejskiej.