Wrocław pożegnał 106-letnią mjr Barbarę Sowę ps. Basia - sanitariuszkę i łączniczkę powstania warszawskiego. Zmarła 1 sierpnia, w 80. rocznicę wybuchu powstania. - Mama bardzo pokochała Wrocław i tylko tu chciała mieszkać - mówił jej syn Andrzej Sowa.
Barbara Sowa została pochowana na Cmentarzu Grabiszyńskim we Wrocławiu. Pożegnała ją rodzina, bliscy, przedstawiciele służb mundurowych (m.in. Wojska Obrony Terytorialnej), przedstawiciele władz państwowych i samorządowych oraz mieszkańcy.
O sanitariuszce i łączniczce Armii Krajowej zrobiło się głośno w całym kraju, ponieważ zmarła dnia o symbolicznej dacie - równo w 80. rocznicę powstania warszawskiego. Była najstarszym żyjącym uczestnikiem powstania.
- Cześć i chwała bohaterom, te słowa powtarzają się jak mantra od 1 sierpnia, w 80. rocznicę wybuchu powstania warszawskiego. Co za zbieg okoliczności, że rocznica tego wydarzenia stała się również datą, gdy odeszła. Czy idąc do konspiracji, mogła sądzić, że przeżyje wojnę? Czy podczas okupacji, kiedy otaczała ją śmierć, czy mogła przypuszczać, że dożyje 106 lat otoczona opieką rodziny? - pytał ks. Paweł Mikołajczyk.
Jak podkreślił, żeby dostrzec cały wymiar bohaterstwa, trzeba oderwać wzrok od daty śmierci i spojrzeć na datę urodzin Barbary Sowy - 23 czerwca 1918 rok. Świat w 1918 roku był zupełnie inny. W czerwcu na mapie nie było jeszcze Polski. Kończy się I wojna światowa. Tryby historii bardzo mocno chwyciły Barbarę Sowę, a mimo to wyszła cało ze wszystkich przeciwności. Przecież nie urodziła się z planem szaleńczego zrywu przeciwko niemieckiemu okupantowi.
- Żyjemy w takim świecie, jaki zastajemy, ale mamy wpływ na nasze wybory. Jej bohaterstwo nie skończyło się razem z wojną. Może nie tak pomnikowe, ale ciche, dziejące się w domu. Życie Barbary było przykładem odwagi. Nie znamy daty śmierci, nie wybraliśmy daty urodzin. Ona również tego nie wybrała. I w takim świecie, który został jej dany, musiała się odnaleźć. I zrobiła to bardzo dobrze. Jej życie może inspirować - stwierdził ks. Mikołajczyk.
W pogrzebie uczestniczył kpt. Stanisław Wołczaski ps. Kazimierz, uczestnik powstania warszawskiego. Przedstawił konspiracyjne losy zmarłej bohaterki.
- We Wrocławiu zamieszkała już w listopadzie 1945 r. Całe powojenne losy związała z Wrocławiem. Miała dwóch wnuków, sześcioro prawnuków i jedną prawnuczkę. Mama rzadko wspominała przeszłość wojenną. Ciążyło jej to, że musiała ukrywać swoją wojenną przeszłość po wojnie. Była wśród tych szczęśliwców, którzy doczekali zmian ustrojowych. Władze zaczęły autentycznie wspierać organizacje kombatanckie. Doczekała wyrazów wdzięczności i uznania. Mama bardzo pokochała Wrocław i tylko tu chciała mieszkać - mówił Andrzej Sowa, syn śp. Barbary Sowy.
Opisywał, że mama była dobra, kochająca, stworzyła oparcie w domu rodzinnym. Była niekonfliktowa, skłonna wybaczać, obowiązkowa, towarzyska i czuła.
- Radujmy się, że była z nami tak długo - spunetował A. Sowa.
Sebastian Kozdrowicki, wicewojewoda dolnośląski, przemawiając, mówił o odwadze, honorze, patriotyzmie, głębokiej, żarliwej wiary a do tego pracowitości.
- Barbara brała udział odbudowie Wrocławia. Żegnamy ją z żalem, ale dzięki tej głębokiej etyce jej dzieła będą trwać. Składamy kondolencje ale i czujemy wdzięczność za tak długi życiorys - oświadczył wicewojewoda.