Bóg zaprasza do wędrówki we wspólnocie Kościoła i na szlaku wspólnej drogi zostawia tysiące znaków - śladów swojej obecności, drogowskazów, promyków przyszłej chwały, drzwi i okienek z widokiem na wieczność.
Tegoroczna Piesza Pielgrzymka Wrocławska to czas doświadczania tego, co głosiło jej hasło: „Jesteśmy Kościołem”. To czas otwierania oczu na Boże znaki – bo właśnie cuda-znaki Jezusa, przekazane w janowej Ewangelii, towarzyszyły pątnikom podczas konferencji, rozważań i modlitw.
Jakie „znaki” odczytali, zapamiętali, odkryli?
– Bp Maciej zwracał uwagę na to, ile takich znaków doświadczamy w naszym życiu codziennym, ale też odkrywaliśmy je w czasie wędrówki. Wszystko do nas w czasie drogi przemawiało. Burza, która nas zastała w Borkach Wielkich, dobre serce ludzi, którzy otworzyli przed nami swoje domy i z taką życzliwością potraktowali pielgrzymów – to było niesamowite doświadczenie. To był jeden ze znaków, że Pan Bóg opiekuje się nami też w takich sytuacjach i nie pozwoli nam zginąć – opowiada pielgrzymkowa siostra Mariola.
– Starsi pielgrzymi mają już pewne dolegliwości. Jednego dnia tak mnie noga bolała, że myślałam: „nie dojdę”. Pomodliłam się, żebym mogła dalej iść i na drugi dzień, jak ręką odjął, wszystko zniknęło – mówi Barbara.
– To cały natłok różnych wrażeń, przeżyć, myślę, że dopiero z czasem te znaki będą się jakoś w głowie i sercu porządkować – dodaje Joanna.
Wszystkie trzy wędrowały w „Dwunastce”, w takich samych, charakterystycznych składanych słomkowych kapeluszach. – Zabieramy je zawsze na pielgrzymkę. Koleżanka wypatrzyła i dla nas wszystkich kupiła – wspominają. Może więc ich kapelusze pielgrzymie to też jeden ze znaków – przyjaźni zrodzonej we wspólnym wędrowaniu?
Łączy je przyjaźń, droga i... kapelusze. Agata Combik /Foto Gość– Na pewno w pamięci pozostanie deszcz w Borkach Wielkich – dzieli się Ania, również z „Dwunastki”. – Byliśmy na szybko przenoszeni z bagażami do budynku Ochotniczej Straży Pożarnej. Potem nastąpiła akcja mycia tam podłogi, wspólne szykowanie jedzenia. Okazało się to… piękne! Najpierw nie było nam miło, gdy w deszczu nie mogliśmy rozbić namiotów, a potem znów okazało się, że problem zmienił się w radość. To znak: tak w życiu bywa. Zapadł mi w pamięć widok biskupa Macieja, który z nami szoruje podłogę mopem naciągniętym na buta. Znak służby, wyjścia do drugiego człowieka.
Wspomina również o cudach-znakach opisanych w Ewangelii św. Jana. – Pamiętam zwłaszcza konferencję bp. Jacka o wskrzeszeniu Łazarza. Te słowa: „Łazarzu, wyjdź z grobu!” jakoś zapadły mi w serce. Dla mnie to mocne wezwanie, by opuszczać mój grób, jakikolwiek by nie był, zmartwychwstawać. To słowa do mnie skierowane: „Wyjdź z grobu!”– mówi. – Jestem na pielgrzymce już dziewiąty raz, tym razem tylko na cztery dni. Każda jest inna i każda jest piękna.
Ania z "dwunastki". Agata Combik /Foto Gość– Miłość Boża, widziana przez dobroć drugiego człowieka. Ten znak do mnie przemówił – mówi Tomasz z grupy 13, wędrujący z żoną Małgosią. – I tłumaczy, że „głośno przemawiają” często rzeczy najprostsze: uśmiech, radość, pomachanie ręką, wystawienie wody przechodzącym pielgrzymom. – Sądzę, że jako Polacy powinniśmy być dumni z tego, że potrafimy się dzielić, być dobrzy dla siebie. Nie jesteśmy tacy, jak często jesteśmy prezentowani. Na pielgrzymce widać choćby ilu młodych ludzi przychodzi do Matki Bożej, kłaniając się przed Jej obrazem, podejmuje trud pielgrzymowania – dodaje. – Te deszcze, trudy to dodatkowy test, jak reagujemy w różnych sytuacjach. Nasze hasło mówi: „Jesteśmy Kościołem”. Widać, że w trudnych sytuacjach potrafimy się solidaryzować.
– Jeden drugiego bierze za rękę i prowadzi do Maryi. Ja tego doświadczyłam w zeszłym roku, kiedy trudy związane z deszczem pokonały mnie, a bracia, siostry, którzy mi towarzyszyli, wzięli mnie za rękę i poszliśmy do przodu, To było cudowne – wspomina Małgosia, żona Tomasza. – Optymizmem napawa widok rodzin, młodzieży, następnych pokoleń, które idą na Jasną Górę.
– Mówi się, że ryba psuje się od głowy. Akurat u nas z głową nie jest źle. Idzie z nami dwóch biskupów, wielu księży. Tyle złego się mówi o kapłanach, a tu podejmują z nami trudy drogi, towarzyszenia ludziom o tak rozmaitych potrzebach, oczekiwaniach, od małych dzieci po osoby 70-, 80-letnie. Bardzo im dziękujemy! – dodaje Tomasz.
Znaków odkrywanych na szlaku każdy miał na wyciągnięcie ręki: cisza mijanych po drodze kościołów (w tym wielu przemawiających bogactwem historii i symbolami-znakami, zostawianymi przez kolejne pokolenia), „pęknięte”, otwarte serce Chrystusa w charakterystycznej ogromnej rzeźbie w Kluczborku, pola słoneczników, szalone tańce rozkręcane na postojach przez brata Martina (okazało się, że nie samą belgijką pielgrzym żyje i propozycji jest dużo więcej), chrzest, zaręczymy, ale także… pogrzeb kapłana, odbywający się niedaleko pielgrzymiego szlaku – wydarzenie, w którym również część pątników wzięła udział. Wymowne przesłania: nigdy nie wiesz, kiedy twoje wędrowania się skończy. Może już za chwilę.
Wśród znaków nadziei jest i taki: liczba pielgrzymów znów nieco wzrosła w porównaniu z ubiegłym rokiem. Przykładowo w rozśpiewanej młodzieżowej „dwudziestce” tym razem aż 60 osób szło po raz pierwszy.