W parafii pw. św. Michała Archanioła na Muchoborze Wielkim we Wrocławiu abp Józef Kupny pobłogosławił odnowione prezbiterium. - Ta opieka nad kościołem staje się wyrazem wiary i pozostanie świadectwem dla kolejnych pokoleń. Znakiem, że w XXI wieku żyli tu ludzie, którzy kochali Boga - mówił do wiernych metropolita wrocławski.
Kościół na Muchoborze Wielkim istnieje od XIV wieku. Obecnie od kilku lat świątynia pięknieje. Metropolita wrocławski pobłogosławił odnowione prezbiterium, by wszystkie znajdujące się w nim meble i przedmioty liturgiczne zostały na zawsze przeznaczone na służbę Bogu.
- Kościół jest dla nas ważny, dlatego staramy się, by był najpiękniejszy. To miejsce kultu Bożego, naszego spotkania z Bogiem. Udało się wykonać m.in. stolarkę ołtarzową, ambonę przy miejscu przewodniczenia. ławki, taborety, podest pod figurę Matki Bożej Fatimskiej i balaski. Jesteśmy pielgrzymami na ziemi, więc te prace pozostaną dla następnych pokoleń - mówi ks. Andrzej Paliszek-Saładyga, proboszcz parafii pw. św. Michała Archanioła.
Abp Kupny w homilii mówił o wspólnocie pierwszych chrześcijan, która może współcześnie kojarzy nam się jako grupa bez wad, ale ulegamy tylko złudzeniu.
- Kościół tworzyli tacy sami ludzie jak my, choć żyjemy w innych okolicznościach i codzienne problemy jednak różnią się od tych, które mieli ludzie żyjący w pierwszych wiekach po Chrystusie. Wielu z nich zostało za miłość do Jezusa zabitych. Zatem składanie świadectwa wiary wyglądało inaczej niż dziś. Nas nikt życia nie pozbawi za to, że gromadzimy się na Eucharystii - mówił metropolita wrocławski.
Wyjaśniał, czego możemy się uczyć od Kościoła pierwszych wieków. Świadectwo mamy w Liście od św. Pawła do Filemona, zamożnego chrześcijanina. Apostoł pisze o zbiegłym niewolniku Filemona - Onezymie. Wzywa Filemona, by nie tylko przyjął zbiega - którego w tamtych czasach surowo by ukarano - ale traktował go w dodatku jak brata. To było nie do pomyślenia w ówczesnym ładzie społecznym.
- Św. Paweł nie namawia Filemona, by ten puścił niewolnika wolno albo uczynił go równym sobie. Pisze, że jeden dalej ma być sługą, a drugi jego panem. Są różni i mają pozostać różni, ale winni traktować się jak bracia. Problem nie jest w tym, że się różnimy, ale jak na siebie patrzymy, jak się traktujemy. Św. Paweł czuł doskonale, że nie chodzi o zmianę porządku społecznego. Granica podziału między ludźmi przebiega bowiem przez ich serca. Zmiana patrzenia na człowieka jest o wiele trudniejsza niż wydanie dekretu czy zmienienie zewnętrznego szyldu - nauczał pasterz Kościoła wrocławskiego.
Jaka była recepta pierwszych chrześcijan, że potrafili przyciągać ludzi do Boga? Traktowali siebie jak braci i siostry. To przyciągało innych, ponieważ każdy chce należeć do wspólnoty, gdzie będzie szanowany i przyjaźnie traktowany.
- Wiara w Jezusa i chrzest łączy ludzi, których wydawało się, że nic nie jest w stanie połączyć. Chrześcijaństwo niwelowało podziały, które wtedy wydawały się nie do przeskoczenia. Spojrzenie św. Pawła wiązało się przecież z rewolucją. Różnice i antagonizmy pomiędzy Żydami i Grekami odbierano jako coś, czego nikt nie jest w stanie naprawić. Paweł jednak przekonywał, że jeśli uwierzą w Jezusa, pozostaną sobą, ale już bez nienawiści i podziału - opowiadał abp Kupny.
Zaznaczył, że nie powinniśmy dążyć do tego, by pokonywać nienawiść większą nienawiścią. Naszą odpowiedzią musi być przyjaźń, braterstwo, komunia, rodzina.
- Kościół na Muchoborze Wielkim ma kilkaset lat. Dzisiaj uwagę kierujemy na prezbiterium. To znak, że od setek lat wiara w Jezusa tu łączyła ludzi. Troska o wspólny dom,, czyli świątynię nas jednoczy. Jestem wam za to wdzięczny. Ta opieka nad kościołem staje się wyrazem wiary i pozostanie świadectwem dla kolejnych pokoleń. Znakiem, że w XXI wieku żyli tu ludzie, którzy kochali Boga - opisywał metropolita wrocławski.
Podkreślił, że parafię tworzą ludzie, którzy różnią się między sobą, ale łączy ich na pewno wiara i chrzest. Dlatego wierni powinni patrzeć na siebie jak na braci, a na kościół jak na wspólny dom.
- Dokumenty Soboru Watykańskiego II mówią, że Bogu spodobało się zbawiać ludzi nie pojedynczo, ale we wspólnocie. Bóg zna ludzką naturę i wie, że sam człowiek bez wspólnoty jako jednostka nie jest w stanie osiągnąć dojrzałości, jaką mu Bóg przeznaczył. To, kim jestem, sprawdza się w spotkaniu z drugim człowiekiem - konstatował hierarcha.
Jesteś chrześcijaninem i pracujesz nad sobą - to dobrze. Zapytaj się jeszcze samego siebie: co z tego ma wspólnota? Jezus nie uczył swoich uczniów niezależności ale współzależności, bycia w relacji z innymi. Razem idziemy droga do Boga.
- Papież Franciszek często mówi nam o potrzebie bliskości. Jesteśmy odpowiedzialni za poziom bliskości w swoim otoczeniu. Zacznijmy od naszych rodzin. Nie odrzucajmy starszych, chorych i samotnych. Pamiętajmy o naszych dziadkach, o osobach niepełnosprawnych, o tych w kryzysie bezdomności, o matkach samotnie wychowujących dzieci. Szansę bliskości daje nam synod. Spotkania, wspólna modlitwa, słuchanie słowa Bożego i siebie nawzajem. Troska o życie religijne w diecezji. O taką bliskość chodzi. Pierwsi chrześcijanie też grzeszyli, też mieli swoje problemy, ale potrafili przyciągać swoim podejściem do drugiego człowieka. My też możemy przyciągać poprzez budowanie bliskości z innymi. To jest możliwe, wszystko zależy od serca i od tego, jak patrzymy bliźniego - tłumaczył kaznodzieja.