Młodzież z różnych parafii archidiecezji wrocławskiej pomagała siostrom elżbietankom na Ostrowie Tumskim piec bułki dla ubogich i potrzebujących. A później poszła ze swoimi wypiekami do osób w kryzysie bezdomności. To już kolejna edycja akcji "Młodzi - Ubogim".
Dla sporej grupy nastolatków to z pewnością nie była zwykła jesienna sobota, a taka, którą mogą zapamiętać na długo. Tradycyjnie już w listopadzie siostry elżbietanki zaprosiły młodzież do swojego klasztoru na Ostrowie Tumskim we Wrocławiu, aby wspólnie wypełnić dobry uczynek.
- Dzieliliśmy się swoimi refleksami na temat słowa Bożego, próbując znaleźć odpowiedź na pytanie, czego dziś głodny jest człowiek. Miłości, akceptacji, pokoju, życzliwości, sprawiedliwości. Doszliśmy do wniosku, że niewiele potrzeba. Mały chłopiec oddaje przecież Jezusowi swoje 5 chlebów i 2 ryby. To niewiele, ale niewiele w rękach Bożych staje się mnóstwem. Sami też musimy się napełniać, czerpać miłość ze źródła, żeby mieć się czym dzielić. Dlatego były i adoracja, i Eucharystia, a także świadectwo osoby bezdomnej - opowiada s. Maria Czepiel, organizatorka wydarzenia.
Wyjaśnia, że chodzi o uwrażliwienie nie tylko na problem bezdomności, ale dostrzeżenie wokół siebie ludzi w potrzebie, także tej duchowej.
To był czas modlitwy, refleksji, pieczenia bułek dla ubogich, a potem spotkania z nimi w schronisku i dzielenia się sercem. Wyzwanie podjęli młodzi z parafii pw. św. Maksymiliana Kolbego we Wrocławiu, pw. Trójcy Świętej we Wrocławiu i pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Sulistrowicach.
- Myślę, że nas wszystkich, ale szczególnie mnie spotkanie zachęciło z uwagi na formę i specyfikę pomocy, jakiej udzieliliśmy. Choć może się to wydawać dość błahe, to tak naprawdę rzadko kiedy mamy szansę na poznanie ludzi z taką przeszłością i życiem jak osoby bezdomne z noclegowni przy ul. Małachowskiego. Nie tylko pieczenie samych bułeczek, ale praktycznie cały dzień był prowadzony w przemiłej atmosferze, która budziła nas do pewnych przemyśleń. Najbardziej jednak podobało mi się to, jacy świetni ludzie mnie otaczali. Tacy pełni dobra i chęci pomocy, z czym nie zawsze spotykam się np. w szkole - mówi Martyna Sokołowska-Dąbek.
Dla 14-latki najważniejszą częścią była wizyta w schronisku. Odwiedziny te pokazały jej podopiecznych w zupełnie innym świetle. Wszyscy byli radośni i naprawdę wdzięczni. - Wspólne śpiewy i rozmowy uświadomiły mi, że te osoby wcale nie różnią się od nas tak bardzo. Po prostu popełniły wiele błędów w życiu, które teraz próbują naprawić. Ten dzień, tak samo jak nasze bułeczki, przepełniony był miłością do bliźniego, co jeszcze bardziej przekonuje mnie, by wziąć udział w akcji również za rok - dodaje Martyna.
Młodzi w klasztorze elżbietańskim zostali podzieleni na grupy i mieli za zadanie na podstawie fragmentu Ewangelii św. Jana odpowiedzieć na pytanie, gdzie się widzą w tej Ewangelii, jakiego głodu doświadczają ludzie i jak mogą go zaspokoić. - Ja widzę się jako Filip. Nasza wiara jest często taka filipowa. Chodzę z Bogiem, jestem świadkiem Jego cudów, ale kiedy dochodzi do zadania, by nakarmić ludzi chlebem, to stawiam pytanie: "A skąd mam go wziąć?". Czyli jestem uczestnikiem całej dobroci, czerpię z łaskawości i miłości Boga, ale nie potrafię tego rozmnożyć i dać innym. Zwróćmy uwagę, że z Jezusem było 5 tysięcy mężczyzn i jeszcze wiele kobiet oraz dzieci, ale Pan Bóg na każdego spogląda osobno, indywidualnie. Obserwuje, czy apostołowie są już gotowi patrzeć po Bożemu, czy tylko po ludzku. Czy i my widzimy tę miłość Boga w codzienności, czy zauważamy znaki Boże, jak choćby każdy następny poranek, czyli życie? Czy dostrzegamy ludzi wokoło i ich gesty w kierunku nas? Nawet jeśli są małe, to mogą być bardzo ważne - mówił w katechezie ks. Wojciech Antosik, wikariusz parafii Narodzenia NMP w Smolcu.
Podkreślał, że Bóg będzie patrzył na nas po śmierci nie przez pryzmat grzechów, ale czy dawaliśmy innym miłość, czy nie zaniedbywaliśmy okazji do czynienia dobra.
Młodzież bardzo entuzjastycznie zareagowała na pomysł pieczenia bułeczek dla bezdomnych. - Ten dzień był dla mnie bardzo produktywny. Na początku poranne modlitwy oraz Msza św. pozwoliły nam otworzyć serca na działanie Boga, które owocowało na późniejsze wydarzenia. Cały proces pieczenia bułeczek był bardzo dobrym doświadczeniem. Po raz kolejny mogłem poczuć piękno otaczającej mnie wspólnoty. Zwieńczeniem był przyjazd do ludzi potrzebujących, rozdanie wypieków oraz miłe spędzenie z nimi czasu. Ten dzień nie tylko uświadomił mi, jak bardzo ważna jest pomoc drugiemu człowiekowi, ale również jaką radość z niesienia jej można czerpać - zaznacza 15-letni Mikołaj Wrzos z parafii pw. Trójcy Świętej.
Zdaniem duszpasterzy, młodzi chętnie angażują się we wspólnie działanie, które w tym wypadku połączone jest z pomocą potrzebującym. - Normalnie w ciągu roku nie mamy zbyt wielu okazji, żeby wychodzić z działalnością charytatywną poza parafię. Cieszymy się, że siostry elżbietanki stworzyły nam taką okazję, zwłaszcza że byli tam nasi przyjaciele ze wspólnoty Phileo. Siostra Maria zaproponowała także angażujący program modlitewny, zawierający m.in. pracę w grupach dotyczącą tematyki głodów nękających współczesnych ludzi. Dzięki temu mogliśmy sobie lepiej uświadomić, jakie potrzeby kierują naszymi działaniami i w jaki sposób możemy je zaspokoić, aby znaleźć pokój serca - opowiada ks. Jakub Wiechnik, wikariusz parafii pw. św. Maksymiliana Kolbego.
Te wydarzenia, jak przekonuje młodzież, pozostaną z nią na długo. - Doświadczyłam wielu wzruszających chwil, m.in. ogromnie dotknęła mnie radość i wdzięczność, z jaką osoby, które dziś spotkałam, brały od nas bułeczki. Niektórzy panowie, wziąwszy kilka, od razu szli do kolegów i się z nimi dzielili. To ciekawe, jak ludzie, o których mówi się, że nie mają nic, tak chętnie się dzielą tym, co dostaną od drugiego człowieka. Bardzo się cieszę, że brałam udział w dzisiejszym wydarzeniu. Pozwoliło mi ono dostrzec w osobie bezdomnej człowieka nieróżniącego się niczym ode mnie, jedynie spragnionego zrozumienia, zauważenia oraz potrzebującego pomocnej dłoni i dobrego słowa - opowiada Wiktoria Brzezińska.