W 43. rocznicę wybuchu stanu wojennego abp Józef Kupny odprawił w archikatedrze wrocławskiej Mszę świętą w intencji ofiar reżimu komunistycznego. - W tej przerażającej ciemności nie zabrakło światła Bożego pocieszenia nadziei, które niósł Kościół Chrystusowy - mówił metropolita wrocławski.
W obecności pocztów sztandarowych związków zawodowych na czele z „Solidarnością” abp Kupny przewodniczył Mszy świętej w archikatedrze 13 grudnia.
W homilii pasterz Kościoła wrocławskiego tłumaczył, że okres stanu wojennego był dla narodu czasem smutku i cierpienia. Trudno opisać ból rodzin, których bliscy zostali zastrzeleni przez oddziały ZOMO, zamordowanych związkowców i kapłanów. Nie ma słów na wyrażenia cierpienia współmałżonków i dzieci, które często niczego nie rozumiały, a były świadkami pobicia ojca czy matki. Musiały znosić rozłąkę z powodu internowana któregoś z rodziców.
- Ja miałem okazję spotkać się z żonami pomordowanych górników. Wiem, ile było na ich twarzach bólu i cierpienia. Panujący terror fizyczny i psychiczny, masowe emigracje ludzi wykształconych, masowa emigracja społecznych działaczy związkowych, ogólna bieda, żywność na kartki, zwalnianie z pracy – taki obraz pozostał w naszych sercach, szczególnie w tym pokoleniu, które to przeżyło – mówił abp Kupny.
I dodał:
- W tej przerażającej ciemności nie zabrakło światła Bożego pocieszenia i nadziei, które niósł Kościół Chrystusowy. Nie zabrakło proroków, którzy tak jak bł. ks. Jerzy Popiełuszko przekonywali w kazaniach, że Bóg może nas pocieszyć, może nas zbawić. To On zatroszczy się o swoich wiernych. Nie ma żadnego powodu, żebyśmy odczuwali opuszczenie ze strony Boga.
Kaznodzieja przypomniał, że bł. Jerzy w czasie, kiedy wielu działaczy Solidności zostało internowanych, z wielką ufnością się modlił:
„Panie miłosierny, tak wiele rodzin w naszej ojczyźnie jest osieroconych. Do dzisiaj dzieci oczekują na powrót ojców i matek pozbawionych wolności. Rodzice oczekują na powrót dzieci. Za nimi szczególnie prosimy, aby skończył się czas ich udręki.”
Metropolita wrocławski przypomniał warunki stanu wojennego: pobicia, aresztowania, pałowanie ludzi, polewanie ich armatkami wodnymi, wrzucanie gazów łzawiących przez uchylone drzwi kościoła – to wszystko stanowiło czas wielkiej udręki, głębokiego podziału i rodzenia się nienawiści.
- W tych dramatycznych dla naszej ojczyzny czasach nie zabrakło ludzi ważnych, bohaterskich, którzy w duchu solidarności nieśli wieloraką pomoc potrzebujących. Dzisiaj myślimy o nich z uznaniem i wielką wdzięcznością. Nie zabrakło przykładów pięknej kapłańskiej posługi. Z perspektywy czasu lepiej to rozumiemy, że trudne czasy potrzebują przywódców duchowych, którzy są w stanie tchnąć nowego ducha, przywrócić nadzieję i leczyć rany – opisywał abp Kupny.
Jak stwierdził, orężem takich ludzi jak ks. Popiełuszko nie był pistolet, ale modlitwa i słowo.
Tej modlitwy było wiele, zwłaszcza w czasie Mszy świętych ofiarowanych w intencji ojczyzny. Zjeżdżali na nie ludzie z całej Polski. Z chwilą rozpoczęcia Eucharystii nastawała cisza. I wszyscy zaczynali się modlić. Zwłaszcza wtedy, gdy kapłan prosił w kazaniach, by zło zwyciężali dobrem.
- W kazaniu z marca 1983 mówił, by być silnym miłością, modląc się za braci błądzących. Nie potępiać nikogo, piętnując i demaskując zło. Prosił o wielką wrażliwość na działanie miłości, a nie sił i nienawiści – przypomniał hierarcha.
„Chrześcijaninowi nie może wystarczyć jedynie potępienie zła, kłamstwa, nikczemności, zniewolenia. On sam musi być autentycznym świadkiem, rzecznikiem i obrońcą sprawiedliwości, dobra, prawdy, wolności i miłości” – mówił ks. Popiełuszko.
Te słowa wzbudzały entuzjazm wielu rodaków, prowadziły ich do nawrócenia, ale równocześnie wywoływały nienawiść i gniew rządzących. Ks. Popiełuszko był śledzony, prześladowany, aresztowany, torturowany, a ostatecznie brutalnie zgładzony. Jego oprawcy nie mieli najmniejszego szacunku dla życia.
- Ofiara młodego kapłana nie była porażką. Jego oprawcy nie mogli uśmiercić prawdy. Tragiczna śmierć była początkiem powszechnego nawrócenia. Śmierć męczenników jest bowiem istotnym posiewem chrześcijan. To dotyczy także dzisiejszej patronki – Łucji - stwierdził metropolita wrocławski.
Podkreślił, że tak jak w życiu społecznym, tak również w życiu osobistym w różnych jego okresach przychodzi nam mierzyć się z ciemnością grzechu. Ona ma inne odcienie i wymiary dla każdego z nas. Dla wszystkich jej przyjście jest związane z dźwiganiem ciężkiego krzyża. Nie raz ponad nasze siły.
- Dlatego z wielką wdzięcznością przyjmujemy słowa Jezusa: „Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a ja was pokrzepię”. Przypominajmy sobie o tym wezwaniu. Panie Jezu, przychodzimy do ciebie umęczeni naszymi upadkami, z których o własnych siłach nie potrafimy powstać. Przygnieceni trudami dnia codziennego, umęczeni kłótniami, mową nienawiści, hejtem, głębokim podziałem, brakiem solidarności i miłości społecznej - modlił się abp Kupny.
Zaznaczył, że zebrani w archikatedrze pamiętają dziadkach i pradziadkach – np. górnikach z kopalni Wujek, zabitych w niewyjaśnionych okolicznościach, o ofiarach komunizmu, o ks. Jerzym Popiełuszko, o ks. Franciszku Blachnickim.
Uwrażliwiał, że nie wolno nam zapomnieć o tym terrorze, pogwałceniu praw człowieka, praw pracowniczych, biedzie, pustych półkach w sklepie.
- Powinniśmy następnym pokoleniom przekazywać tę prawdę. Pamiętamy o entuzjazmie ruchu „Solidarność”, o nadziejach, braterstwie, wspólnocie. To był pod tym względem piękny czas, bo czuliśmy się braćmi i siostrami. Do tego szlachetnego dziedzictwa chcemy się odwoływać. Wtedy wartości ewangeliczne oddziaływały na kształt życia społecznego, na nasz patriotyzm. Dlatego tutaj jesteśmy i wspólnie modlimy się, szukając pomocy Pana, który zaprasza i obiecuje swoją boską pomoc – podsumował abp Kupny.
Po Mszy świętej zebrani ułożyli ze zniczy biało-czerwonych polską flagę pod tablicą poświęconą "Solidarności" na murach archikatedry.