Niesamowite jak zupełnie różne dzieci potrafią współpracować i się wzajemnie uzupełniać. Szczególnie w trudnych i wymagających zadaniach. Poza tym uwielbiają spędzać czas na świeżym powietrzu, na łonie natury i zdobywać różne sprawności. To opis jakiejś alternatywnej rzeczywistości? Nie, to obóz Skautów Króla.
W Marianówce odbył się pierwszy zimowy obóz Skautów Króla z Domowego Kościoła rejon Trzebnica i Wrocław Brochów. Był to niezwykły czas formacji, przygód i budowania wspólnoty pod hasłem: "Rodzina - tu zaczyna się życie, a miłość nigdy się nie kończy". Skauci nie tylko doskonalili swoje umiejętności poprzez prace pionierskie, ale również pogłębiali relację z Bogiem, rozważając Pismo Święte w kontekście rodziny.
- My, dorośli mogliśmy obserwować dzieci, które z radością wykonują różne aktywności, a potem z zapałem uczestniczą w swoistych rekolekcjach. Włączały się w uwielbienie Pana, a także wysłuchiwały nauczania i wspólnie rozważały słowo Boże. Nasz obóz poświęcony był rodzinie i taką atmosferę można było czuć przez cały czas. Co ciekawe, obóz organizowaliśmy w dwa szczepy i tak naprawdę przed pierwszym spotkaniem organizacyjnym kadra obu szczepów się nie znała, ale od pierwszego spotkana współpraca układała się tak, jakbyśmy znali się od dawna. Z podziwem patrzę na pełne zaangażowanie instruktorów, którzy poświęcają swój wolny czas, najpierw żeby przygotować się do obozu, a potem spędzić swój urlop razem ze skautami i prowadzić młodych ludzi do Chrystusa - opowiada druh Piotr Pałczyński, komendant.
Zimowy obóz Skautów Króla był nie tylko czasem przygody, ale także wzrostu duchowego i umocnienia więzi - zarówno w skautowej wspólnocie, jak i w rodzinach uczestników.
Łukasz Grzelak, doświadczając żywotności i ekspresji skautów, uświadomił sobie, że również czuję się jak dziecko Boże. Szczególnie poruszyło go zaangażowanie jego zastępu - grupy Odkrywców (7-9 lat). Ich entuzjazm wydawał się niewyczerpany, czy to podczas zabawy, prac pionierskich, rozpoznawania gatunków drewna, budowania stosów ogniskowych czy też wspinaczki w góry.
- Najpiękniejszym doświadczeniem było jednak to, jak spontanicznie i z wielkim zapałem modlili się za swoich rodziców i wielbili Boga na swój wyjątkowy sposób. Ani razu nie usłyszałem słów „nie chce mi się” czy „nudzę się” - ich czas był wypełniony w najlepszy możliwy sposób. Ten obóz pokazał mi, jak wielką wartością jest wspólnota, radość i proste, dziecięce zaufanie Bogu. To doświadczenie na długo pozostanie w moim sercu - podsumowuje Ł. Grzelak.
Leśny Troll i telewizja skautowa
Obóz rozpoczął się uroczystym apelem, podczas którego przedstawiono temat przewodni: „Rodzina - tu zaczyna się życie, a miłość nigdy nie kończy”. Skauci otrzymali także wyzwania obozowe, które miały im pomóc lepiej zrozumieć wartość rodziny. Aby zdobyć specjalną sprawność, uczestnicy modlili się lub adorowali Najświętszy Sakrament w intencji swoich rodziców, wykonywali serduszka z drewna, gwoździ i włóczki, a także przygotowywali plakaty oraz filmy. Dodatkowo uczyli się cytatu z Księgi Syracha (Syr 3,3-4).
- Na taki wyjazd warto pojechać, bo można spędzić czas z przyjaciółmi, przybliżyć się do Boga, pójść do lasu. Najbardziej na tym wyjeździe podobało mi się schodzenie poza szlakiem przy pomocy liny, nocna adoracja, robienie parodii kadrowego przez skautów, studium biblijne i obrzędowe ognisko - wymienia 12-letnia Helena Pałczyńska.
Pierwszego dnia skauci zostali podzieleni na zastępy i wymyślili dla nich wyjątkowe nazwy, łączące rośliny lecznicze i przymiotniki związane z rodziną. Tak powstały grupy: Ostre Babki, Spokojne Rumianki, Radosne Poziomki, Radosne Mniszki i Zabawne Mięty.
Większość zastępów wyruszyła do lasu, aby realizować swoje zadania. Niektórzy spędzili cały dzień poza obozowiskiem, a przy ognisku delektowali się pieczonymi ziemniakami i ciepła fasolką. Punktem kulminacyjnym był bieg patrolowy, którego zadania nawiązywały do obowiązków rodzinnych i relacji między rodzicami a dziećmi. Nie zabrakło także niespodzianki - po lesie krążył Leśny Troll, w którego wcielił się komendant obozu, motywując skautów do zdobycia wyznaczonego celu.
- Najbardziej podobał mi się bieg patrolowy! Punkty były naprawdę ciekawe - wspinaliśmy się, skakaliśmy w dal, rozwiązywaliśmy zadania sprawnościowe, a na jednym z punktów mogliśmy oglądać eksperymenty chemiczne. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie! Instruktorzy też okazali się wspaniali, ale najbardziej zapamiętałam siostrę Sandrę. Zrobiła z nami telewizję skautową i nagrywaliśmy „Codziennik”. To było bardzo fajne - czuliśmy się jak prawdziwi reporterzy! Po tym obozie zrozumiałam coś ważnego - że mam naprawdę fajną rodzinę. Nie tylko tę skautową, ale też moją własną. Cieszę się, że mogłam tam być i przeżyć te wszystkie przygody razem z nimi! - opowiada 11-letna Matylda Grzelak.
Obóz zakończył się apelem podsumowującym cztery dni pełne wrażeń. Skauci otrzymali zdobyte sprawności. Każdego dnia zarówno skauci, jak i kadra, mogli uczestniczyć w porannej Mszy Świętej.
Boży szaleńcy rozwijają w dzieciach dobro
Dla s. Sandry Lisoń obóz zimowy był pierwszym zetknięciem się z działalnością Skautów Króla, ale na pewno nie ostatnim. Zauważyła, że tam Pan Bóg jest na pierwszym miejscu i wszystko inne pozostaje na swoim miejscu. Dzień wypełniony był spotkaniem z Bogiem w Słowie, drugim człowieku, naturze, działaniu.
- Tam wszystko się przenika. Każde działanie to oddychanie Boże obecnością, modlenie się działaniem. Instruktorzy to grupa Bożych szaleńców, którzy tworzą dla swoich dzieci przestrzeń formacji całego człowieka. I nie robią tego, bo ktoś im kazał albo mają za dużo czasu. Robią to, bo kochają, a z tej miłości wypływa chęć działania. Myślę że niejednokrotnie okupiona wieloma wyrzeczeniami. To czas, w którym dzieci doświadczają faktu, że wiara nie jest nudna, ale pełna życia i twórcza. Ten czas utwierdził mnie w przekonaniu, że w dzieciach jest dobro, twórczość, kreatywność i chęć poznawania świata, ale to od dorosłych, od rodziców zależy czy stworzą dziecku warunki do tego, by mogło to odkryć i rozwinąć - uważa franciszkanka Rodziny Maryi.
Radosne mniszki - bo tak właśnie nazywał się zastęp pięciu druhen zwiadowczyń, z którymi zdobywała swoje pierwsze w życiu sprawności, skautowe, dał jej pakiet radości i utwierdził w przekonaniu, że często chodzi o to, by po prostu być z drugim człowiekiem, dać mu czas i przestrzeń do wyrażenia siebie.
Uczestnicy zwracają uwagę, że niesamowity był fakt, że mimo dużej ilości zajęć, ciężkiej pracy duchowej, umysłowej i fizycznej druhowie i druhny byli ciągle pełni zapału twórczego, energii i radości.
- Podziwiałem, jak skauci ze starszych zastępów opiekowali się najmłodszymi - tropicielami, zwłaszcza na biegu patrolowym. Jak trzymali się razem podczas trudności. Bardzo się cieszę, że mogliśmy tu być i wzrastać duchowo. Mimo iż dużą część osób poznałem dopiero na obozie, czułem się członkiem jednej wielkiej, wspaniałej rodziny, w wielu kwestiach rozumiejąc się bez słowa - opisuje dh Kamil Gałczyński.
- Najbardziej podobało mi się ognisko obrzędowe, piesek Bąbelek - spotkaliśmy go na całodniowej wycieczce w góry - i bieg patrolowy. Było dużo wypraw, ciekawych zadań, a przede wszystkim modlitwy i uwielbienia. Nie było czasu na nudę. Jednym zdaniem - przeżyliśmy wspaniałą przygodę - mówi 13-letnia Łucja Krawczuk.
Ewangelia w drugim człowieku
Marcin Krawczuk uważa, że obóz to także rekolekcje, podczas których nie tylko rozpala się ogniska, ale również serca i dusze.
- To kolejna okazją do przekonania się, jak wspaniałe mamy dzieci. Zyskałem nowe spojrzenie na relacje z moimi dziećmi. Zobaczyłem ich z innej perspektywy niż na co dzień. Jestem zachwycony! Wyjechałem z przekonaniem, że powinienem częściej dziękować Bogu i swoim bliskim - uważa Marcin.
8-letniej Marysi Bal najbardziej podobały się poranne apele, na których śpiewano hymn skautów i odbywały się różne poselstwa.
- Super, że miałam pokój z koleżankami! Fajne były wyprawy w góry oraz zdobywanie sprawności „Znawcy węzłów”. Pierwszy raz w życiu wbijałam gwoździe, żeby zdobyć sprawność obozową - relacjonuje dziewczynka.
Plan każdego dnia pozwalał odkrywać nowe możliwości poznawania w śpiewie, wysiłku fizycznym, tańczeniu, zabawie, modlitwie, uwielbieniu. Wszystko to razem spajała widoczna i słyszalna miłość.
- Ewangelia dla mnie już nie była czymś odległym, a stała się codzienną relacją z drugim człowiekiem. Dowiedziałem się wielu rzeczy o tym, jak naprawdę można w drugim zobaczyć rodzinę. Taką, jaką mam na co dzień w domu. Te niezapomniane chwile żyją we mnie cały czas, a rozpalony ogień Ducha Świętego podpowiada, że to nie koniec, a początek. Ja chcę tego więcej, bo to był czas jak żaden inny. Każdy skaut pokazywał mi jak żyć autentycznie i być prawdziwie dzieckiem Bożym - oznajmia instruktor Wojciech Herman.
Często wypełnia obowiązki każdego dnia w rutynie, a po obozie w Marianówce odkrył, że rodzina to fundament i przyszłość, z którego nie można nigdy zrezygnować. Tak niewiele potrzeba, aby zostać szczęśliwym człowiekiem, wiedząc o swym dzieciństwie w Bożej Opatrzności.
Dzieciaki chcą spędzać czas na łonie natury
Dla uczestników obóz był momentem oderwania się od codzienności i stanięcia przed nowymi wyzwaniami.
- Jako przyboczny mam okazję poznawać wspaniałych skautów - każdy z nich jest inny, a jednak wszyscy na swój sposób wielbią Boga, zarówno podczas modlitwy przed Najświętszym Sakramentem, jak i poprzez realizowanie sprawności. Z obozu wraca się do rzeczywistości z naładowanymi do pełna akumulatorami wiary - mówi Mariusz Bal.
Równie pozytywne wrażenia ma Dominik Krawczuk. Najbardziej podobały się mu całodzienne wyjście w las z ogniskiem oraz bieg patrolowy.
- Wyjazdy takie jak ten pozwalają na poznanie nowych osób oraz na to, aby zacieśnić więzi z już znanymi ludźmi. Można też poznać lepiej samego siebie - uważa 16-latek.
Grzegorz Suwała rok temu byłem na podobnym obozie zimowym jako rodzic skautów. Na zachętę komendanta obozu, aby dołączył jako instruktor, odpowiedział złośliwie: „chętnie, ale jak moje psy zdechną, a dzieci (lat 1-9) pójdą na studia”.
W tym roku, będąc już po szkoleniu instruktorskim, podjął się roli przybocznego dla zastępu zwiadowców. Był to intensywny czas, podczas którego wraz z nastoletnimi chłopcami wykonywali przeróżne zadania skautowe. Od prac plastycznych, przez modlitwę, uwielbienie po elementy survivalu w surowych zimowych górskich warunkach.
- Niesamowite było, jak zupełnie różne dzieci potrafią współpracować i się wzajemnie uzupełniać. Szczególnie w trudnych i wymagających zadaniach, które odbywały się sprawnie i w oparach prawdziwie dobrego humoru. Wszystko, co zobaczyłem na obozie przeczy stereotypom o dzisiejszej młodzieży - wspomina G. Suwała.
Zauważył również ogromną potrzebę młodych ludzi na spędzanie czasu na łonie natury - przy ognisku, w górach, na szlaku, z kompasem i mapą, przy pracy prostymi narzędziami jak siekiery, piły noże czy krzesiwo.