Manifestacja pod tym hasłem odbyła się na wrocławskim rynku 23 lutego. Była okazją do wyrażenia swojego zdania, ale i poznania wielu faktów dotyczących kierunku, w jakim zmierzają zmiany wprowadzane do szkół przez obecne Ministerstwo Edukacji Narodowej.
Uczestnicy wyrażali stanowcze żądanie, by respektować prawo rodziców do wychowywania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami i wartościami – co gwarantuje obywatelom Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej, Powszechna Deklaracja Praw Człowieka i wiele innych aktów prawa międzynarodowego. Wysłuchali wystąpień wielu mówców z różnych środowisk, którzy zaprezentowali fakty dotyczące edukacji seksualnej w formule, którą obecnie próbuje wprowadzić się w Polsce.
Głów organizatorami manifestacji były: Stowarzyszenie Rodzice Chronią Dzieci, Centrum Życia i Rodziny oraz Koalicja na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły.
Zdjęcia:
Wydarzenie było kontynuacją ogólnopolskich protestów, zainaugurowanych wielką manifestacją w Warszawie 1 grudnia 2024 r. Podobne manifestacje odbyły się m.in. w Rzeszowie, Gdańsku, Nowym Targu, Krakowie, Szczecinie, Radomiu, Bydgoszczy.
– Jesteśmy tutaj po to, żeby powiedzieć „dość”. Rząd chce narzucić Polakom globalną agendę, forsowaną przez pseudoelity, organizacje międzynarodowe, Unię Europejską, ONZ, WHO. A to rodzice, a nie państwo, są głównymi wychowawcami swoich dzieci – podkreślała Jadwiga Wilczyńska z grona organizatorów.
Zauważyła, że pod przykrywką haseł o zdrowiu, usiłuje się wprowadzać do szkół patologiczną wizję seksualności, bez norm, bez poszanowania ludzkiej godności, przekreślającą chrześcijańską antropologię. – Do dziś MEN nie przedstawił opinii publicznej wyników przeprowadzanych w listopadzie konsultacji publicznych, a to dlatego, że z tych konsultacji jasno wynika, że powstała w naszym kraju wielka siła oporu wobec planowanej destrukcji. Polscy rodzice i nauczyciele nie wyrażają absolutnie poparcia dla obranego przed MEN kierunku zmian – mówiła.
Wspominała o seksualizacji, ale i o wymazywaniu tożsamości rodzinnej, chrześcijańskiej, narodowej, usuwaniu z treści nauczania arcydzieł polskiej literatury, informacji o bohaterach narodowych, o ograniczeniach dotyczących lekcji religii. Zwróciła uwagę na fakt, że pomimo zapowiedzi o nieobowiązkowości przedmiotu edukacja zdrowotna, docelowo ma on być obowiązkowy. – Ponad naszymi głowami postanowiono, że od 2026 roku Polska ma przystąpić do Europejskiego Obszaru Edukacji, co oznacza całkowitą utratę suwerenności polskiej szkoły, przy zachowaniu pozorów, tych samych budynków i kadr. Będzie ona zarządzana i nadzorowana przez urzędników Unii Europejskiej – wyjaśniała.
Przedstawicielka Centrum Życia i Rodziny, Halszka Bielecka, wyjaśniała, że edukacja zdrowotna nie uwzględnia roli rodziców jako pierwszych i najważniejszych wychowawców. – Dzieci już w czwartej klasie podstawówki mają być uczone o tym, że zachowania autoseksualne są normą medyczną. Nastolatkom ma się narzucić podejście do tożsamości płciowej jako czegoś dowolnego, płynnego, co można w każdej chwili zmienić, a młodzież ma się uczyć przede wszystkim o tym, że akt płciowy jest powiązany wyłącznie z przyjemnością i o to w tym wszystkim ma chodzić – mówiła.
– Edukacja zdrowotna wykracza poza zakres medycyny czy ochrony zdrowia. Oczywiście znajdują się także informacje o tym, jak należy przeciwdziałać otyłości. Natomiast nie możemy się oszukiwać, że edukacja zdrowotna została wprowadzona tylko po to, żeby uczyć dzieci, jak mają dbać o zdrowie. Jest to wytrych – zauważyła.
– Domagamy się przede wszystkim tego, aby edukacja zdrowotna nie została wprowadzona, ale domagamy się również tego, aby nie likwidować wychowania do życia w rodzinie, które było przedmiotem dobrowolnym, ale od lat pełniło bardzo ważną rolę. Pokazywało, że seksualność jest przede wszystkim powiązana z miłością, odpowiedzialnością, bezpieczeństwem, małżeństwem jako związkiem kobiety i mężczyzny, z prokreacją – podkreślała.
– Edukacja zdrowotna, cytując mecenasa Puzio, to pudełko cukierków, w którym jest dziewięć pysznych, fantastycznych cukierków, dziesiąty to trucizna. To trucizna, która zatruje nam dzieci. Drodzy państwo, ktoś wymierza armaty w rodziców. Ktoś wprowadza do polskiej szkoły konia trojańskiego – mówiła Elżbieta Lachman z Polskiego Forum Rodziców, które od sześciu lat nagłaśnia sprawy łamania praw rodziców, wykraczania poza kompetencje szkoły.
– Gdy na zachodzie wieje nowy wiatr, gdy odchodzi się od agresywnej, ohydnej edukacji seksualnej, kolanem do polskich szkół ktoś wpycha ohydną, najgorszą edukację seksualną – mówiła, wspominając o skutkach takiej edukacji, obserwowanych na Zachodzie.
– Wychowanie do życia w rodzinie – ten przedmiot powinien być naszym produktem eksportowym. To my mamy mniej zachorowań na choroby weneryczne. To nasze dzieci później podejmują współżycie seksualne. To nasze dzieci są zdrowsze. To nasze dzieci lepiej przygotowują się do życia w rodzinie – zauważyła.
Uczestnicy spotkania usłyszeli m.in. słowa (nadesłane) redaktor Agnieszki Wolskiej z Niemiec, związanej ze Stowarzyszeniem Rodzice Chronią Dzieci. W nadesłanym tekście przybliżyła ona niemieckie doświadczenia związane z tzw. nauką o seksualności, która od końca lat sześćdziesiątych jest przedmiotem obowiązkowym od trzeciej klasy szkoły podstawowej, a obecnie, zgodnie z aktualnymi wytycznymi WHO, wkracza już do przedszkoli.
– Ponieważ w Niemczech obowiązek szkolny obejmuje dzieci od szóstego roku życia, można przyjąć, że już dziewięciolatki są konfrontowane z treściami, które niewiele mają wspólnego z edukacją zdrowotną, a wręcz przeciwnie, stanowią zamach na dobrostan dzieci w tym wieku. Edukacja seksualna w Republice Federalnej Niemiec jest przedmiotem obowiązkowym, a program jest rozłożony na wiele godzin lekcyjnych. Odmowa posłania dziecka na te zajęcia kończy się wysoką grzywną, a nawet więzieniem – opisuje A. Wolak.
– Głośny był przypadek sprzed kilku lat, gdy matka próbowała bojkotować ten obowiązek, tłumacząc to względami religijnymi i została skazana na 43 dni aresztu. W 2007 roku Federalny Sąd Najwyższy orzekł, że rodzice, którzy odmówią udziału dziecka w jakiejś części zajęć lekcyjnych, muszą się liczyć z utratą praw rodzicielskich. W 2013 roku szykanom w postaci grzywny i aresztu poddano dwoje rodziców z Westfalii – przedstawia.
Wieloletnie doświadczenia z Europy Zachodniej pokazują, ku czemu zmierzają podobne pomysły edukacyjne. – Kiedy z końcem lat 60. zaczęto realizować te programy, mówiono rodzicom, że to dla dobra dzieci, by chronić je przed zbyt wczesnym rodzicielstwem. Powszechna edukacja seksualna oraz idąca za nią szeroko stosowana antykoncepcja miały istotnie zredukować liczbę aborcji, zwłaszcza u bardzo młodych dziewcząt.
Czy się udało? Statystyki mówią same za siebie. Wysoce wyedukowane seksualnie społeczeństwo naszych zachodnich sąsiadów od lat notuje średnio około 100 tysięcy zabiegów przerywania ciąży – usłyszeli zebrani.
Dane poświadczają, że agresywna seksualizacja wpływa na szerzenie się pornografii, gwałtów – których dopuszczają się coraz młodsze osoby, rozmaitych ryzykownych zachowań, na wzrost liczby młodocianych matek i przypadków chorób przenoszonych drogą płciową.
A. Wolska wyjaśnia, że standardy edukacji seksualnej w Europie, które teraz chce się programowo włączać do polskiej edukacji, to produkt Światowej Organizacji Zdrowia i niemieckiej Federalnej Centrali na Rzecz Edukacji Zdrowotnej. Autorem podwalin pod ten model edukacji jest niemiecki seksuolog Helmut Kentler – człowiek, który, jak się okazało, „resocjalizował” skazanych pedofili, powierzając im za zgodą odpowiednich urzędów pod opiekę nieletnich chłopców z trudnych rodzin. Sam również partycypował w pedofilskim procederze.
Kolejni mówcy ukazywali ogólnoświatowe trendy związane z „edukacją seksualną”, w tym wzrost pornografii dziecięcej – z której wiele osób czerpie korzyści finansowe.
Wśród przemawiających osób znaleźli się: Magdalena Trojanowska, Magdalena Czarnik, Halszka Bielecka, Sławomir Skiba, Grażyna Lubszczyk, Witold Gadowski, Radosław Pogoda, Marek Puzio.
W manifestacji wzięło udział sporo rodzin z dziećmi. – Nie chcemy edukacji seksualnej dla naszych dzieci w szkołach. Czytałam program WHO i jestem przerażona, że ktoś może takie treści proponować dzieciom. Nie sądziłam, że można coś takiego wymyślić. Nie chcę, żeby moje dzieci się tego uczyły, a chcę zarazem, żeby funkcjonowały w społeczeństwie, nie chcę zabierać je na edukację domową. Chciałabym, żeby były w szkole, ale żeby czuły się tam bezpiecznie – mówi pani Maria z Wrocławia.
Podczas spotkania można było podpisać postulaty, które trafią do Kuratorium Oświaty we Wrocławiu, Wydziału Oświaty przy Radzie Miasta, a także do MEN, Rzecznika Praw Dziecka, Rzecznika Praw Obywatela, prezydenta i Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
O propozycjach konkretnych działań można przeczytać na stronie ratujmyszkole.pl.