Kościół? A kogo on w ogóle interesuje? [KOMENTARZ]

Budowanie w mediach wizji totalnego upadku i marginalizacji Kościoła to (przynajmniej na ten moment) pomyłka. Nie wierzmy temu. Nie dlatego, że ja tak piszę. Można to po prostu łatwo sprawdzić. Przez ostatni (przypadkowy) weekend spotkałem prawie tysiąc osób, które obalają to założenie.

Nie chcę nikogo łapać za słówka, ale jak przeczytałem najnowszego "Newsweeka", to pomyślałem o dwóch opcjach. Albo ja żyję na innej planecie, albo media kłamią. Odpowiedź okazuje się niejednoznaczna.

Bo uważam, że trochę żyję na innej planecie, ujmując sprawę metaforycznie. Zresztą od kilku lat odnoszę takie wrażenie medialne i społeczne, że jest sobie Kościół w Polsce, np. w archidiecezji wrocławskiej, i on działa sobie, a świat sobie. Taka sytuacja ma oczywiście kilka złożonych powodów, ale jednym z nich jest kreowanie przez media swoich wygodnych, pełnych interesów baniek informacyjnych.

W "Newsweeku" przeczytałem dziś felieton Krzysztofa Vargi. Zacytuję parę fragmentów, żeby złapać klimat tekstu:

  • "Watykan stanie się wyłącznie skansenem zaludnionym przez dziwnych facetów w śmiesznych sukienkach";
  • "Otóż społeczeństwo zmęczyło się tematem Kościoła, ale nade wszystko Kościół dziś nie ma żadnego wpływu na rzeczywistość, tak jak miał jeszcze niedawno, gdy wybuchały kolejne afery w polskim klerze i gdy na »Kler« Smarzowskiego szło 5 mln widzów";
  • "Kościół nie interesuje absolutnie nikogo. To znaczy ludzie, którzy zagłosują na nas albo się wahają, na kogo w wyborach postawić, chodzą na mszę dwa razy w roku: na pasterkę i ze święconką".

Zdaję sobie oczywiście sprawę, że autor używa pewnych figur retorycznych, że nie ma co czepiać się każdego słowa, ale jego wizja kompletnie nie zgadza się z moim życiem (to pewnie tym gorzej dla mojego życia).

Ja codziennie (tu nie ma żadnej przesady ani przenośni) przekonuję się, że Bóg, Kościół, wiara interesują jeszcze wielu ludzi. Oczywiście możemy się spierać o liczby, porównywać, jak było kiedyś, a i tak nie dojdziemy do kompromisu, bo nawet interpretacja tak twardych danych jak statystyki może być źródłem sporu.

Jednak na poziomie opisu rzeczywistości wydaje mi się, że pan Varga żyje w bardzo mocnej bańce i próbuje jeszcze wepchnąć do niej innych. W odpowiedzi proponuję zaledwie wycinek z ostatniego mojego weekendu dziennikarskiego:

1. W sobotę byłem na wrocławskich Popowicach w parafii ojców oblatów, gdzie młodzi z własnej inicjatywy zaprosili biskupa na spotkanie. Chcieli mu zadać kilka ważnych dla ich życia pytań. Przyszło kilkanaście osób autentycznie zaangażowanych, z własnej woli. Poprowadzili modlitwę i całe spotkanie. Biskup był tylko gościem u nastolatków.

2. Po południu zajrzałem na Bal Karnawałowy Diecezjalnego Duszpasterstwa Młodzieży. Przed rokiem uczestniczyło w nim 70 osób, tym razem - 170. Wielka kolejka do wejścia. Pytam uczestników, czemu biorą udział w takiej zabawie. Mogą wyskoczyć na miasto, mają mnóstwo opcji na wieczór w wielkim mieście. A oni sami z siebie, bez żadnej sugestii, mówią, że chcą być ze swoimi rówieśnikami, którzy też chodzą do Kościoła i żyją wartościami chrześcijańskimi. Że czują się bezpiecznie i poznają fantastyczne wierzące osoby na takich wydarzeniach. Mówimy o młodzieży!

3. Wieczorem byłem na bardzo eleganckim VII Parafialnym Balu Karnawałowym parafii ze Smolca (podwrocławska wieś). 230 osób. Miejsca rozeszły się dwa miesiące przed imprezą. Księża ze swoimi parafianami świetnie się bawili do białego rana pod hasłem: "Ducha nie gaście". Cała inicjatywa nawiązywała do Ducha Świętego, a została zorganizowana przez świeckich. Dochód z balu (licytacje, wejściówki, datki) pójdzie na cele remontowe kościoła. Rozmawiam z jednym z uczestników, a on mówi, że miał do wyboru dwa bale w tym samym dniu, ale wybrał ten, gdzie czuje wspólnotę, przyjaźń, otwartość i prawdziwą radość.

4. Na drugi dzień w niedzielę pojechałem do Brzegu na Mszę. Pełen kościół ludzi. Rozpoczęła się peregrynacja obrazu Jezusa Miłosiernego po rodzinach parafii pw. Miłosierdzia Bożego. W każdym domu będzie jeden dzień. Wszystko w ramach Roku Jubileuszowego, który obchodzimy w Kościele. Swoją drogą, w tej parafii działa 18 róż różańcowych, czyli codziennie na różańcu modli się tam prawie 400 osób.

Mówimy o zachodniej polskiej diecezji, gdzie zawsze statystyki dotyczące religijności były najniższe.

Jak wiem, że pan Varga Kościół przelicza na wpływy, liczby, układy. Ale Kościół, jego podstawy, są przede wszystkim niżej - na dole, blisko ludzi. Tam, gdzie podniesiona wysoko głowa felietonisty "Newsweeka" chyba nie zagląda. A szkoda, bo nie mijałby się z prawdą.

A może to ja żyję w swojej bańce? Z pewnością w jakiejś tak - przyznaję się bez bicia, jednak nie bądźmy naiwni, zaślepieni lub wyrachowani.
I żeby było jasne - dla mnie oczywisty jest proces laicyzacji, odchodzenia szczególnie młodych ludzi od Kościoła, porzucania wiary, braku skutecznego przekazywania jej w rodzinach, a także wzrostu nastrojów antyklerykalnych w Polsce. Nie czarujmy się, to bardzo widoczne i postępujące zjawiska.

Jednak w przekazie medialnym widzę coraz częściej pójście w totalną skrajność. Nie wnikam, z jakich pobudek i interesów. To osobny temat, natomiast budowanie wizji totalnego upadku i marginalizacji Kościoła to (przynajmniej na ten moment) pomyłka. Nie wierzmy temu. Nie dlatego, że ja tak piszę. Można to po prostu łatwo sprawdzić.

Kościół to nie tylko hierarchia i duchowieństwo, ale w większości ludzie świeccy. Myślę, że Krzysztof Varga zdziwiłby się, ilu jeszcze do wiary, Boga i Kościoła czuje przywiązanie. A może zdaje sobie sprawę, lecz kreuje inną opinię zgodnie z jakimś interesownym i nieszczerym planem?

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..