Próba samobójcza może się zdarzyć koło nas. Nie jesteśmy bezradni!

Duchowieństwo i osoby konsekrowane z archidiecezji wrocławskiej wzięli licznie udział w szkoleniu o pomocy osobom borykającym się z myślami samobójczymi. To inicjatywa bp. Jacka Kicińskiego CMF.

Maciej Rajfur Maciej Rajfur

|

GOSC.PL

dodane 01.04.2025 16:52

Spotkanie poprowadził we wrocławskim seminarium dr hab. Adam Czabański, prezes Stowarzyszenia Polskiego Towarzystwa Suicydologicznego, autor 270 publikacji naukowych, laureat nagrody pierwszego stopnia ministra zdrowia, ekspert kampanii społecznych.

Problem podejmowania prób samobójczych dotyczy praktycznie wszystkich grup wiekowych. W Polsce dochodzi do ok. 5 tys. samobójstw rocznie. Ale na każde samobójstwo przypada ok. 10-20 prób samobójczych. To by oznaczało, że w naszym kraju taką próbę podejmuje ok. 100 tys. ludzi rocznie. Z tego policja rejestruje niewiele ponad 10 tys. Na jedno samobójstwo kobiety przypada sześć samobójstw mężczyzn. 

Co zwiększa ryzyko?

- Ludzie mówią: „Ale co ja mogę zrobić? Ja nie wiem, jak pomóc w tak skrajnych sytuacjach”. To nieprawda. Nie musimy być specjalistami, żeby uratować komuś życie. Możemy stać się bardzo ważnym ogniwem do ocalenia. Zwykła rozmowa może odwieść desperata od próby odebrania sobie życia. Chodzi o wysłuchanie i poważne traktowanie. Nie trzeba wcale dużo mówić. Nie trzeba od razu wymyślić scenariusza działania, czy pomysłu, jak wydobyć człowieka krok po kroku z takiej sytuacji. Realnie pomożemy, przekierowując człowieka pod odpowiedni adres - wyjaśniał dr. hab. A. Czabański.

Najwięcej prób samobójczych podejmowanych jest przez dzieci i młodzież do 19. roku życia. Z kolei wśród starszych ludzi mamy największą skuteczność. Wachlarz motywacji bywa różny. Niekoniecznie to pragnienie śmierci. Wielu wcale nie chce umrzeć, tylko dążą do tego, żeby ich trudna sytuacja nagle się zmieniła. Uznają, że śmierć to załatwi.

- Najczęstsze czynniki ryzyka to doświadczenie przemocy fizycznej i psychicznej, nadużywanie alkoholu i środków psychoaktywnych. W Polsce co czwarty samobójca jest pod wpływem alkoholu, by pokonać barierę leku i pozbyć się zahamowań - mówił ekspert.

Nawiązał także do problemów z tożsamością płciową i orientacją seksualną deklarowanych przez wielu nastolatków.

- W moim przekonaniu ten temat jest nadmiernie eksponowany w mediach i przestrzeni publicznej, dlatego pojawia się specyficzna moda wśród młodych ludzi. To kwestia ideologiczna, nie naukowa, ale wielu młodych ludzi czuje się zagubionych z tego powodu - stwierdził suicydolog. 

Czynnikiem zwiększającym ryzyko popełnienia samobójstwa są problemy finansowe, konflikty rodzinne, bezrobocie, różnego rodzaju traumy, przewlekła choroba.

Istnieją także silne czynniki chroniące. To otwartość w mówieniu o emocjach, wysoka samoocena, dobre relacje rodzinne oraz w grupie rówieśniczej, ciekawe pasje i zainteresowania, wiara w Boga.

- Badania w Ameryce, Wielkiej Brytanii i w Austrii pokazały, że osoby realnie wierzące i praktykujące są mniej narażone - poinformował A. Czabański.

Podkreślał, że aby móc pomagać innym, trzeba też zadbać o siebie, starać się zrzucać z siebie napięcia. Samo słuchanie spowiedzi może być bardzo obciążające dla psychiki kapłana. Także praca w szpitalu, czy z dziećmi z niepełnosprawnościami. Tę higienę psychiczną ludzie - także ludzie Kościoła - muszą zaczynać od siebie.

Jak rozpoznać kryzys samobójczy?

Powielane są mity, że samobójstwo pojawia się z zaskoczenia. Nie jest to prawdą. Ponad 80 proc. osób, które odebrało sobie życie, dawało sygnał, że ma problem. Ale my jako środowisko tego nie wyłapujemy.

- Otwarta komunikacja to jedyne wyjście. Jeżeli podejrzewam, że dziecko ma myśli samobójcze, to powinien je po prostu zapytać. Tu nie ma co owijać w bawełnę. Trzeba mówić wprost, dopóki nie jest za późno. Co nam grozi? Najwyżej to, że dziecko nas wyśmieje. Ale jeżeli coś jest na rzeczy, pojawia się duże prawdopodobieństwo, że zacznie o nam tym mówić i się otworzy. A nawet jeśli wszystko jest ok, będzie wiedziało, że może się przy pogorszeniu sytuacji zwrócić do nas o pomoc - opisywał profesor Akademii im. Jakuba z Paradyża

Tłumaczył, że są różne rodzaje sygnałów. Długotrwała zmiana nastroju (2 tygodnie i dłużej) powinna nas zaniepokoić. Także nagła poprawa, która może być zmyłką człowieka cierpiącego. żeby nikt go nie odwiódł od jego wewnętrznej decyzji, by sobie zrobić krzywdę. To może uśpić czujność otoczenia.

- Znam historie, że ostatni raz wujek na urodzinach śmiał się i kawały opowiadał, a kilka godzin później powiesił się w lesie. Człowiek, który znajduje się w kryzysie, nie patrzy trzeźwym i rozsądnym okiem - oznajmił A. Czabański.

Czasem ktoś mówi wprost, że się powiesi, bo ma wtedy i wtedy okazję. Ale nie mówi tego jako czarny humor, tylko poważnie. W tym momencie powinna nam się zapalić czerwona lampka.

Izolowanie się od otoczenia, problemy ze snem lub spanie po kilkanaście godzin i budzenie się zmęczonym, rozdawanie swoich rzeczy, przygotowywanie listów pożegnalnych, rozmyślanie i mówienie o samobójstwie, fascynacja utworami popkultury o tematach śmierci - to powinno wzbudzać nasz niepokój.

- Nie ma dwóch identycznych historii, mogą być podobne, ale nie są te same. I na tym polega trudność w ratowaniu ludzi. Pojawia się za dużo czynników w przestrzeni społecznej, które działają - mówił prelegent.

Jak możemy pomóc?

Najlepszym narzędziem pomocy jest rozmowa. Można przygotować sobie spis telefonów i miejsc w okolicy, gdzie oferowana jest bezpłatna pomoc w kryzysie psychicznym.

- Jeśli przy spowiedzi ksiądz słyszy, że ktoś ma myśli samobójcze, warto świadczyć wsparcie duchowe, ale także skierować po wsparcie psychiatryczne. Te dwie przestrzenie są kompatybilne, tu nie ma konfliktu. Dlatego przekierowujmy do specjalistów - uwrażliwiał suicydolog.

Celem rozmowy z człowiekiem cierpiącym nie jest sprawienie, że te myśli przestaną się pojawiać. Tego nie potrafimy zrobić. Tutaj chodzi o ocenę ryzyka, czy pojawił się poważny problem.

Rozmawiajmy tak, żeby nasz rozmówca czuł się bezpiecznie. Nie powinniśmy mu wchodzić w słowo. To jest ogromny błąd. Trzeba wysłuchać człowieka, aż zamilknie, co wymaga ogromnych pokładów cierpliwości. Potrzebny jest spokój, łagodność.

- Wysłuchaj bez osądzania. Absolutnie bez tekstów typu: „Czyś ty zwariował?”, „Oszalałeś?, „Nie przesadzaj”. Ten człowiek natychmiast straci do ciebie zaufanie. Gdy mówisz, zadawaj otwarte pytania, żeby się czegoś dowiedzieć - doradzał A. Czabański.

Zaproponował parę działań duszpasterskich, które księża mogą wdrożyć w swoich parafiach. Np. jeśli wśród parafian jest psycholog i psychiatra, mogą zorganizować dyżur raz w tygodniu dla potrzebujących. Dla wielu wiernych może to się okazać wyzwalające. Oprócz tego modlitwy za ofiary, homilie okolicznościowe np. 10 września, czyli w  Światowy Dzień Zapobiegania Samobójstwom. Tworzenie grup wsparcia dla ludzi cierpiących, rodzin, w których wydarzyło się samobójstwo.

Jak mówić i nie mówić o samobójstwie?

Wskazywać gdzie i jak można uzyskać pomoc, zaś nie gdzie doszło do tragedii. Nie rozstrzygać, przez kogo to się wydarzyło, kto miał wpływ. Nie wiemy tak naprawdę, co się wydarzyło, więc łatwo rzucić niesłuszne oskarżenie.

- Kiedy już doszło do tragedii, musimy iść w tym kierunku, żeby nie było naśladowców. Nie opisujemy szczegółowo metod, nie cytujemy i nie przekazujemy nawet fragmentu listu pożegnalnego. Nie wzmacniamy sensacji w żaden sposób - ostrzegał prelegent.

1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..