- Pewnie mamy odwagę powiedzieć, że kochamy Jezusa. Dlatego myślę, że bez trudu możemy się odnaleźć w tłumie wiwatujących Jezusa przy Jego wjeździe do Jerozolimy. Ale co z Golgotą? Czy potrafimy zmierzyć się z sytuacją, w której Jezus zostaje postawiony w stan oskarżenia? - pytał abp Józef Kupny w Niedzielę Palmową.
W Niedzielę Palmową uroczystej Mszy Świętej w archikatedrze wrocławskiej przewodniczył abp Józef Kupny. Uroczystość nie rozpoczęła się tradycyjnie w prezbiterium, ale przed głównym wejściem do archikatedry, pod figurą Maryi. Tam została odczytana Ewangelia o wjeździe Jezusa do Jerozolimy, a metropolita wrocławski pobłogosławił palmy, które wierni przynieśli na liturgię. Później w uroczystej procesji do ołtarza na czele z abp. Józefem szli kapłani z bp. Jackiem Kicińskim, służba liturgiczna, a także wierni.
W homilii pasterz Kościoła wrocławskiego tłumaczył, że zwykle Jezus przybywał do Jerozolimy na święto Paschy w sposób bardzo cichy, praktycznie niezauważalny. Tym razem wjechał do miasta na osiołku, którego nie dosiadał żaden człowiek, a przed nim uczniowie słali płaszcze i uwielbiali Boga..
- Ten wjazd był na pewno dużo skromniejszy niż przykładowego dowódcy wojskowego czy władcy. Jezus nawet nie jechał na koniu, ale na ośle. Może nas to dziwić, ale wybór zwierzęcia jest nieprzypadkowy. W Starym Testamencie osioł to symbol pokoju, cichego życia, a koń symbolizuje wojnę i zbytek. Jezus pokazuje, że jest królem pokoju - wyjaśniał abp Kupny.
Wybór osła wyraźniej wskazuje na religijny charakter tego wjazdu. Wybierając sobie to spokojne zwierzę, Jezus daje znak mesjański, że Jego tryumf jest tryumfem króla zapowiedzianego przez proroków.
- Z całą pewnością nie wszyscy, którzy szli za Jezusem, byli nawróceni i przekonani do Jego nauki. Czasami ludzi do udziału w tego rodzaju manifestacji pcha czysta ciekawość, bo coś się dzieje. Liczny tłum wykazywał entuzjazm, co zaniepokoiło faryzeuszy. Jezus gromadził wokół siebie słuchaczy. Uczeni w Piśmie oraz przywódcy ludu coraz otwarciej czyhali na Jego życie. Pętla nienawiści wokół Jezusa coraz mocniej się zaciskała - opowiadał metropolita wrocławski.
Pytał, gdzie byli wtedy uczniowie i zwolennicy Chrystusa? Co robili, aby ratować swego mistrza? Jak podkreślił, ich obojętność wydaje się wprost potworna, a nagły zwrot od zachwytu, uwielbienia i entuzjazmu po zwątpienie i milczenie, wydaje się wręcz niepojęty.
- Może jedni poczuli zawód, że nie obronił się przed wrogami, inni czekali na cud. Ale kobiety, które kochały Jezusa, były odważniejsze. Widząc Jezusa niosącego krzyż, płakały, lamentowały, a jedna z nich odważyła się otrzeć jego zakrwawioną twarz. I one były także przy Jego śmierci - oświadczył wiceprzewodniczący Konferencji Episkopatu Polski.
I dodał: - My wszyscy zgromadzeni w tej katedrze wokół ołtarza, na którym dokonuje się misterium śmierci i zmartwychwstania naszego Pana, jesteśmy Jego przyjaciółmi. Tak jak nimi byli apostołowie, uczniowie towarzyszący Mu w drodze do wsi i miasteczek, a także kochające Go kobiety.
Jak podkreślił, pewnie mamy odwagę powiedzieć, że kochamy Jezusa i Boga. Dlatego bez trudu możemy się odnaleźć w tłumie wiwatujących Jezusa przy Jego wjeździe do Jerozolimy.
- Wszyscy uważamy się za Jego przyjaciół. Kochamy Go. Ale co z Golgotą? Czy potrafimy zmierzyć się z sytuacją, w której Jezus zostaje postawiony w stan oskarżenia? Czy mamy siłę Go bronić? Dać świadectwo przynależności do grona Jego uczniów? - pytał abp Kupny.
Przyznał, że wtedy z tej wierności do końca wielu nie zdało egzaminu. Nikt przecież nie powie, że Piotr nie kochał swego Mistrza, a jednak w godzinie próby zawiódł. Czy inni, którzy ze strachu biernie uczestniczyli tych okrutnych igrzyskach, przestali kochać Jezusa?
- Myślę, że nie. Jezus świadomy swej odkupieńczej misji pokornie przyjmował ból i cierpienie, przekraczający ludzkie wyobrażenie. Ten Jezus, umęczony i skazany na śmierć, stoi przed tobą. Daje ci poznać swoją bezgraniczną miłość, która Jego doprowadziła na krzyż. Czy w tej sytuacji znajdziesz w sobie siłę, żeby przyznać się do Niego wszędzie tam, gdzie toczy się twoje życie? Czy zechcesz uznać prawdziwość Jego słów, potwierdzonych śmiercią na krzyżu? Co chciałbyś z miłości do Niego zmienić w swoim życiu? - pytał nadal metropolita wrocławski.
Zaznaczył, że Pan Bóg nas wspomaga, Chrystus nas wspomaga i Eucharystia także. Dlatego warto uwierzyć, że stać nas na gest Weroniki, to znaczy przyznanie się do Jezusa. Nawet wtedy, gdy wielu go odrzuca i nim gardzi.