We wrocławskim oddziale Civitas Christiana odbyła się kolejna debata społeczna pt. "Polska laicka?". Eksperci odpowiadali na pytania, jaki jest właściwy model stosunków Kościoła i państwa oraz czym tak naprawdę są świeckie państwo i jego neutralność światopoglądowa.
Fundacja "Obserwatorium Społeczne" i Katolickie Stowarzyszenie "Civitas Christiana" zorganizowali kolejną odsłonę cyklu debat społecznych. Tym razem zaprosili dr. hab. Krzysztofa Kosełę z Uniwersytetu Warszawskiego, dr. hab. Sławomira Sowińskiego z Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie oraz Marcina Przeciszewskiego, prezesa Katolickiej Agencji Informacyjnej. Prelegenci rozmawiali o drodze, którą podąża Polska w czasach rosnących napięć między świeckością a religijnością państwa. Zastanawiali się, czy możliwa jest rzeczywista neutralność światopoglądowa z poszanowaniem praw wierzących, a jeśli tak - jak ją zdefiniować?
M. Przeciszewski na początku dyskusji opisał kilka modeli stosunków państwo-Kościół. Jeden to podporządkowanie Kościoła państwu, co było charakterystyczne dla Cesarstwa Bizantyjskiego. Później ten model umacnia reformacja Marcina Lutra wraz z hasłem: "Czyja władza, tego religia". Kolejny model to spuścizna epoki oświecenia i dwóch rewolucji - amerykańskiej i francuskiej: bardzo radykalny rozdział, a właściwie separacja państwa i Kościoła. On zakłada ustawową laickość państwa. Religia może istnieć, ale pod warunkiem, że nie wchodzi w płaszczyznę publiczną. - Równolegle powstający do tego następny model amerykański mówi o rozdziale państwa i Kościoła, jednak bardziej liberalnym, ponieważ pozwala obywatelom w przestrzeni publicznej wyznawać wiarę i władza państwowa nie może tego zakazywać - opisywał prezes KAI.
Mówił także o modelu niemieckim, który mówi o współpracy, jeśli będzie korzystna dla obu stron. M. Przeciszewski zaznaczył, że w dzisiejszej Europie istnieją trzy modele - dawny, wyznaniowy, np. w Grecji czy w Wielkiej Brytanii, laicki - to np. Francja. I najbardziej rozpowszechniony, oparty na konstytucji weimarskiej. - To przyjazny rozdział, umożliwiający wzajemną współpracę dla dobra wspólnego (jak np. edukacja czy medycyna), z zachowaniem autonomii Kościołów, które z kolei nie wchodzą w politykę. Taki charakter stosunków mamy w Polsce, z czego się bardzo cieszę - spuentował prelegent.
Dr Sowiński zgodził się z opinią poprzednika. Jego zdaniem, możemy różnie oceniać konstytucję, ale jeśli popatrzymy na fragment mówiący o relacjach państwa i Kościoła, to naprawdę trzeba stwierdzić, że matki i ojcowie tego dokumentu zaproponowali nam bardzo optymalny i odpowiadający polskiej tradycji model. - On sytuuje Kościół w przestrzeni publicznej. Nie jest traktowany jako instytucja prywatna, jak we Francji, ale nie jest także instytucją polityczną. Wolność religijna ma zatem charakter prywatny i publiczny, negatywny i pozytywny, indywidualny i zbiorowy. Nie istnieje zapis o rozdziale państwa od Kościoła ani nie ma nic o "świeckości państwa". To bardzo mądre, bo takie pojęcia, jak "świeckość", można, co widzimy dzisiaj, zideologizować. Stąd określenie: "autonomia współpracy" - mówił politolog z UKSW.
Tłumaczył, że w interesie państwa jako instytucji jest religia obywatelska, która tworzy niejako fundament patriotyzmu i postawy obywatelskiej. Ona staje się kodem społeczno-moralno-tożsamościowym. Z punktu widzenia Kościoła z kolei to już nie jest takie oczywiste. Kiedy religia bowiem stawała się za bardzo czynnikiem społecznym i moralnym, traciła swoją świeżość i wymiar krytyczny. - Istnieje pewne naturalne napięcie między religią i polityką, i dobrze byłoby je stale zachowywać. Jeśli doprowadzimy do zbyt dużego stopienia się perspektywy kościelnej i państwowej, Kościół na tym traci. Wszystkie ekipy polityczne po roku 1997 w różny sposób miały problem z obecnym u nas modelem, ale też jako Kościół nie wykorzystujemy możliwości, jaki nam ten model daje - uważa dr Sowiński.
Z perspektywy dr. Koseli, jeśli chrześcijaństwo staje się za bardzo elementem kultury, to na tym traci, ponieważ uchodzi wtedy za cepelię. Udziela swojego blasku polityce. - W ostatnich 30 latach Kościół w Polsce towarzyszył społeczeństwu, które odniosło wielki sukces wolnościowy. Kościół był wtedy blisko Polaków, którzy w niezłej formie przeszli przez najtrudniejsze lata 90. W badaniach to widać, że Polacy widzą zmianę na lepsze w swoim kraju po 30 latach, ale pytają, czy polskość będzie dalej trwała, jeśli Kościół osłabnie - referował socjolog z UW.
Jego zdaniem, sukcesem Kościoła w relacjach z państwem jest również to, że przy ogromnych zmianach cywilizacyjnych ciągle jesteśmy krajem katolickim. Mamy wciąż chrześcijańską podstawę, nie jesteśmy analfabetami religijnymi. Społeczeństwo nadal jest katolickie i tylko pokolenie "Z" mocno się od tego odcina. - Łyżką dziegciu w ostatnich latach są skandale seksualne z udziałem duchownych, ale gdy socjologowie rozmawiają z młodymi ludźmi, dlaczego przestali chodzić do kościoła, ci wcale nie wskazują na postawę duchownych. Mówią po prostu o tym, że nie czują potrzeby, mają wartości ustawione w innym kierunku. Być może Kościół w Polsce za bardzo skupił się na murach, zamiast na ludziach. Budowanie świątyń nie jest tak potrzebne, jak głoszenie słowa Bożego, sprawowanie sakramentów i modlitwa - podsumował dr Koseła.
Prelegenci podczas debaty zastanawiali się również, czy sekularyzacja społeczeństwa, która tak wyraźnie postępuje w naszym kraju, jest tylko efektem kulturowym czy też wynikiem po części relacji państwo-Kościół. - Zgodzimy się generalnie, że najważniejsze czynniki sekularyzacji mają charakter pozapolityczny i wynikają z modernizacji społeczeństw. Ale w szczegółach wydaje mi się, że pewien wpływ polityki na polską falę sekularyzacji można dostrzec. Badania polskiej religijności warto zobaczyć w szerszym obrazku ostatnich 30 lat. W roku 1990 współczynnik dominicantes wynosił 50 proc. Dzisiaj to ok. 29 proc. Ale gdy patrzymy na tę linię spadu, ona nie była jednorodna. przeżywaliśmy minizałamania. Warto zwrócić uwagę, kiedy to się działo. Na przykład w latach: 1991-1993, 2003-2004, 2007-2008, 2015-2017 - wymieniał dr Sowiński.
Patrząc na historię polityczną Polski, przełomy w spadku religijności miały miejsce albo bezpośrednio w czasie rządów prawicowych, albo tuż po nich. - Kiedy my, katolicy, sięgamy po władzę i próbujemy nasze wartości wprowadzać metodą polityczną, skutkuje to zmniejszającą się liczbą praktykujących katolików. To, że Kościół w ostatnich latach bywał instrumentalizowany przez prawicę i lewicę, wynika z tego, że jest zbyt mało obecny w przestrzeni publicznej. Rzadko zabierał głos w ważnych sprawach. A kiedy tak się dzieje, w jego rolę chętnie wchodzą politycy. Jako katolicy, a nie działacze polityczni musimy być bardziej aktywni - apelował politolog.