Co jest główną przyczyną tak wyraźnego spadku powołań do kapłaństwa w Polsce? Czy Kościół w Polsce w liczbie powołań i liczbie księży sięgnie totalnego dna? Kleryk 30 lat temu i kleryk dzisiaj to zupełnie inny człowiek. Co się najbardziej zmieniło? Odpowiada ks. dr Michał Mraczek - nowy rektor Metropolitalnego Wyższego Seminarium Duchownego we Wrocławiu.
Maciej Rajfur: W tym roku w archidiecezji wrocławskiej po raz pierwszy od II wojny światowej nie było święceń kapłańskich. Jak Ksiądz Rektor interpretuje to wydarzenie?
Ks. dr Michał Mraczek: Wydaje mi się, że pojawiające się tego rodzaju nagłówki miały za cel wzbudzenie pewnej sensacji. Raczej określiłbym ten fakt jako znak czasu, pamiętając równocześnie, że Wrocław nie jest tutaj samotną wyspą w Polsce. Problem braku święceń pojawia się już w wielu diecezjach w naszym kraju od pewnego czasu, np. w 2022 roku w archidiecezji warmińskiej.
Wtedy również nagłówki w mediach w podobnym tonie informowały: "To pierwsza taka sytuacja od 72 lat".
Takie doświadczenie, obok archidiecezji warmińskiej, mają również archidiecezja szczecińsko-kamieńska czy diecezje: drohiczyńska, łowicka, gliwicka, pelplińska i zamojsko-lubaczowska. Nie jesteśmy zatem odosobnionym przypadkiem. Warto również zauważyć, że coraz częściej święcenia przyjmuje tylko jedna osoba w danym roku - w 2024 r. taka sytuacja miała miejsce w 10 diecezjach.
Czyli mamy jako katolicy się do tego przyzwyczaić?
Myślę, że z tym będziemy się coraz częściej spotykać w naszej polskiej rzeczywistości. Brak święceń kapłańskich jest naturalną konsekwencją spadku liczby kleryków we wszystkich seminariach duchownych. Liczby nie kłamią. W 2000 r. w seminariach formowało się 6789 kleryków, zaś w 2022 r. - już tylko 1959. To trzykrotny spadek w zaledwie 22 lata. A dzisiaj już wiemy, że czeka nas kolejne "okienko", jeśli chodzi o święcenia. Po wprowadzeniu do formacji etapu propedeutycznego po prostu jednego rocznika w seminarium nie będzie, bo kiedy pierwszy rocznik poszedł na drugi, oni rozpoczynali tzw. rok zerowy. Ta przerwa czeka nas zatem za kilka lat.
Co jest główną przyczyną tak wyraźnego spadku powołań do kapłaństwa w Polsce?
Trudno wskazać jeden jedyny powód. Tutaj dużą rolę gra wiele czynników. Z jednej strony widzimy w Polsce zmniejszającą się liczbę osób deklarujących się jako katolicy. Spis powszechny pokazuje duży spadek osób deklarujących swoją przynależność do Kościoła katolickiego. W 2011 r. było to 87,79 proc. Polaków, natomiast 10 lat później - już 71,39 proc. Po drugie - najsłabsza religijność dotyczy współczesnej młodzieży, ponieważ doszło do pewnego załamania pokoleniowego przekazu wiary w rodzinach. Jeżeli chcemy scharakteryzować polski katolicyzm, to trzeba zauważyć, że najwyższy procent niewierzących i niepraktykujących znajduje się wśród najmłodszej grupy wiekowej. A zatem dużym problemem jest kondycja naszych polskich rodzin.
A myśli Ksiądz Rektor, że swoje robią też kultura, media - te zewnętrzne czynniki?
One także mają duży wpływ. Zanim nastała era cyfrowego świata, przeciętny człowiek obraz Kościoła i kapłaństwa czerpał ze swojej parafii. To był główny punkt odniesienia. Dzisiaj ten proces dokonuje się poprzez media i internet. A tam obraz bywa bardzo różny, często negatywny. W młodym pokoleniu mamy również do czynienia z bardzo zindywidualizowanym pojęciem religijności. Jeżeli nawet młodzi mają jakieś odniesienie do Boga, niekoniecznie utrzymują łączność ze strukturą Kościoła. Oczywiście nie można pominąć także kwestii skandali obyczajowych w Kościele. One też nie pozostają bez wpływu na doświadczenie religijne czy postrzeganie Kościoła. Podsumowując, to wszystko tworzy pewien klimat, który niekoniecznie sprzyja kształtowaniu się powołań do kapłaństwa.
Formacja przyszłych księży to bardzo odpowiedzialne zadanie. Jakie jest największe wyzwanie obecnych czasów w tej misji?
Chciałbym zauważyć dwa bardzo ważne aspekty. Pierwszy to potrzeba kształtowania tożsamości kapłańskiej, która integruje człowieka we wszystkich wymiarach wokół tego powołania. Coraz wyraźniej widzimy dzisiaj w wielu obszarach, że współczesny kapłan powinien być spójny w tym, co mówi, i w tym, co robi. Wierni regularnie podnoszą potrzebę autentyczności. Pragną księdza z powołania, który żyje tym, czego sam naucza. W skomplikowanym świecie, pełnym sprzeczności, który nie sprzyja sferze religijnej, kandydat do kapłaństwa powinien kształtować w sobie silną tożsamość tego, kim jest. Na drugi aspekt zwracał uwagę m.in. papież Franciszek, który często wskazywał na potrzebę wyjścia na peryferie. Za tym kryje się wielkie wyzwanie - umiejętność dialogu ze współczesnym światem. Nie możemy jako księża zamykać się na świat i na ludzi. Przyjmować postawę, że otaczający nas świat jest naszym wrogiem. Ta przedsoborowa wizja Kościoła jako okopanej twierdzy jest już archaizmem. Kapłan jutra musi być tym, który potrafi do tego świata wychodzić. Po to, by drugiemu człowiekowi - może pogubionemu czy poranionemu - głosić Ewangelię i pokazywać, jaki Bóg i Kościół są naprawdę i na czym polega prawdziwe chrześcijaństwo. A do tego potrzeba właśnie punktu pierwszego - silnej kapłańskiej tożsamości.
Kleryk 30 lat temu i kleryk dzisiaj to zupełnie inny człowiek. Co się najbardziej zmieniło?
Uważam, że doświadczenie internetu i procesu cyfryzacji wywarły ogromny wpływ na konstrukcję współczesnego człowieka. Codzienność kleryka dzisiaj w dużej mierze rozgrywa się w rzeczywistości wirtualnej. Tego 30 lat temu nie było, zatem bardzo zmienił się kontekst kulturowy. Zmieniły się również pozycja Kościoła w Polsce i jego miejsce w strukturze społecznej. Przed 3 dekadami był instytucją zaufania społecznego, którą umocniły czasy komunistyczne. Dzisiaj jesteśmy świadkami tego, jak na naszych oczach jego autorytet bardzo mocno osłabł. To duże wyzwanie dla współczesnych księży. Niegdyś kapłan - trochę z automatu - z racji tego, że był w koloratce i sutannie, cieszył się dużym zaufaniem, a nawet estymą. Dzisiaj musi na nie przede wszystkim zapracować. One nie są mu dane z góry.
Czy ma Ksiądz w głowie jakiś konkretny model organizacji seminarium, jakiś charakter tej instytucji, który zamierza Ksiądz wdrażać?
Na pewno na tym etapie, kiedy rozpoczynam tę posługę, widzę potrzebę rozeznania tego, co dla dobra tej formacji moglibyśmy zrobić. Nie przychodzę do seminarium z gotową receptą. Nie mam ułożonego jakiegoś zaplanowanego scenariusza. Wychodzę z założenia, że należy się przyjrzeć, dostrzec plusy i minusy dotychczasowego funkcjonowania wspólnoty i dopiero wtedy podejmować jakieś decyzje. Uważam, że należy rozeznawać w oparciu o modlitwę oraz wykorzystywać doświadczenie innych, którzy mają bogate doświadczenie formacji seminaryjnej i mogą w nią wiele wnieść. Czasy są bardzo dynamiczne. Klerycy, którzy przychodzą, różnią się od poprzedników. Zatem musimy jako seminarium odpowiadać na znaki czasu i potrzeby bieżące. Na pewno powinniśmy jako formatorzy pamiętać o wspomnianych już elementach - potrzebie kształtowania wyraźnej kapłańskiej tożsamości i umiejętności dialogu ze współczesnym światem wraz z wyjściem do ludzi.
Z jakim nastawieniem młody mężczyzna powinien wstępować w mury seminaryjne? Na co się nastawić?
Z pewnością dobrze byłoby, gdyby miał w sercu otwartość na to, czym jest seminarium i droga do kapłaństwa. Tutaj dokonuje się coś ważnego. Młody człowiek odczuwa powołanie i odpowiada na wezwanie Chrystusa. Chce pójść za Nim. I każdy przychodzi z jakimiś oczekiwaniami i założeniami. A czas w seminarium jest w pewnym sensie oczyszczaniem motywacji, rozeznawaniem, weryfikacją autentyczności. Dlatego wielką rolę odgrywają formatorzy, ponieważ to rozeznawanie nie dokonuje się w subiektywnym odczuciu. Młody człowiek w tym przypadku niejako oddaje to prawo do oceny, czy to powołanie do kapłaństwa jest autentyczne, wspólnocie Kościoła. W tym procesie rozeznawania niezwykle ważne okazują się otwartość i szczerość. Na to, co Pan Bóg młodemu człowiekowi chce powiedzieć. Tylko wtedy gwarantuje to powodzenie.
Jako wieloletni sekretarz arcybiskupa zna Ksiądz archidiecezję jak mało kto. Jak mógłby ją Ksiądz opisać w kilku zdaniach? Czy ma jakiś charakterystyczny rys?
Z pewnością jest zróżnicowana i niejednorodna. Różni się od terenów południowych i wschodnich naszego kraju. Tam nie było takiego ruchu ludności. Zauważalne w parafiach do dzisiaj jest to, że ponad 70 lat temu przybyli na Dolny Śląsk ludzie z różnych terenów i przywieźli ze sobą rozmaite tradycje. I to jest widoczne w liturgii czy poza nią. Poza tym ciężar pracy w diecezji koncentruje się w dużej mierze na Wrocławiu i tzw. obwarzanku, czyli ościennych gminach. Dalsze tereny z perspektywy stolicy województwa mają już inną specyfikę. Nie zaobserwujemy tam wielkomiejskiego modelu zachowań, a jednak bardziej tradycyjny model religijności (choć też zaczyna się to zmieniać). Te procesy przemian religijności postępują wolniej niż w samym mieście. W naszej archidiecezji zróżnicowany jest również sposób funkcjonowania parafii. Jedne są bardzo zorganizowane, prężne siłą wiernych, którzy czują odpowiedzialność za swoje kościoły i bardzo mocno angażują się w życie i takie bardzo praktyczne funkcjonowanie ich wspólnoty. Nawet zmiana proboszcza niewiele zaburza ten organizm. A z drugiej strony są takie miejsca, gdzie większość spraw spoczywa na proboszczu i stopień organizowania się parafian nie jest aż tak duży.
Czy Kościół w Polsce w liczbie powołań i liczbie księży sięgnie totalnego dna? Czy jeszcze może się obudzić, by uniknąć kryzysu, który trawi np. Europę Zachodnią?
Oczywiście teraz możemy jedynie prognozować. Tendencja powołań do kapłaństwa jest ewidentnie spadkowa. I mówimy o dużym spadku w dość krótkim okresie. Ale szczególnie w wymiarze prognozowania przemian religijności często zapowiedzi okazują się nietrafione. Tendencje bowiem mogą się zmienić. Dlatego trudno udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Na razie tendencja spadkowa się utrzymuje. Ale czy i kiedyś się zatrzyma? Mamy oczywiście nadzieję, że nie podzielimy losu krajów zachodnich. Modlimy się ciągle o powołania kapłańskie. Na pewno cieszy to, że u nas jednak kandydaci do kapłaństwa się zgłaszają, choć jest to już zdecydowanie inna liczba niż kiedyś. Statystyki jasno pokazują, że mamy też mniejszy odsetek tych kleryków, którzy rezygnują po drodze.
Wszystko wokoło mówi o kryzysie kapłaństwa i Kościoła w naszym kraju, a gdzie Ksiądz upatruje nadziei? Mamy jakieś punkty zaczepienia, na których jeszcze możemy budować?
Rzeczywiście, liczby nie napawają optymizmem, ale ciągle widzimy dynamizm we wspólnotach. Zauważam tendencję kształtowania się u wiernych młodego pokolenia bardziej świadomego katolicyzmu. Nie ma to już charakteru masowego, jednak ludzie zaangażowani w Kościół są bardziej świadomi tego, czym jest wiara w Boga. Nie mówimy tu o doświadczeniu jedynie na poziomie kulturowym i tradycyjnym. Dlatego właśnie w tych najgorliwszych wiernych tkwi duży potencjał. Są to często ludzie o bardzo ugruntowanym sposobie przeżywania religijności. I jeśli już z takiego środowiska wyjdzie powołanie do kapłaństwa, ma ono bardziej świadomy przebieg. Dzięki m.in. pogłębionej formacji we wspólnotach. Takie zgłoszenie się do seminarium związane jest już z bardziej świadomą decyzją. Wydaje się, że kształt religijności w Polsce zmienia się na naszych oczach - z masowego, kulturowego na rzecz mniejszego, ale pogłębionego.
Ze względu na swoją działalność naukową ma Ksiądz regularną styczność z Kościołem katolickim w Stanach Zjednoczonych. Czego możemy się od niego uczyć?
Dla mnie osobiście czymś niezwykle fascynującym w Stanach Zjednoczonych jest funkcjonowanie Kościoła w przestrzeni społeczeństwa pluralistycznego. Oczywiście po części warunkuje to specyficzna kultura amerykańska, inna od naszej, europejskiej, gdzie od rewolucji francuskiej próbuje się wcisnąć religię tylko w granice Kościoła i sfery prywatnej. W USA jednak Kościół katolicki może wyraziściej się pokazać w życiu publicznym. To coś pozytywnego. Ale w naszym kontekście europejskim wymagałoby to zmiany myślenia. Możemy się od amerykańskiego Kościoła uczyć dobrej i owocnej współpracy osób duchownych ze świeckimi. Właściwie zarówno diecezje, jak i wspólnoty parafialne funkcjonują dzięki takiej owocnej symbiozie. Ten model warto podpatrywać. Jednocześnie nie dochodzi tam do niebezpiecznego przemieszania ról. Mówimy o owocnym, dobrze zorganizowanym wzajemnym przenikaniu się i uzupełnianiu. Duchowni wykonują to, co powinni, i świeccy także, a nie jest to zawsze takie oczywiste w innych częściach świata.
Czyli kościelny model amerykański to może być przyszłościowy model polski?
Tego nie wiemy, ale warto czerpać od Amerykanów to, co najlepsze. Oni pokazują, jak Kościół może być ciągle dynamiczny i żywotny. W Stanach ok. 20 proc. mieszkańców deklaruje się jako katolicy. I - co ciekawe - od kilku lat Kościół charakteryzuje stabilność, jeśli chodzi o liczbę wiernych. Oni nie wstydzą się swojej przynależności wyznaniowej, a bycie katolikiem jest bardziej powodem do dumy niż do wstydu. To ma swoje podłoże historyczne. Jeszcze w XIX w. Kościół katolicki nie był tak znaczącą wspólnotą w przestrzeni publicznej, a dzisiaj jest największym Kościołem w tym kraju (chociaż w USA dominują protestanci, to jednak żaden Kościół protestancki nie jest tak liczny, jak katolicki). Pomimo że jest to Kościół doświadczony także przez różne poważne problemy, to nawet w trudnych sytuacjach nie utracił swojej autentyczności.
Ks. dr Michał Mraczek - pastoralista, wykładowca Papieskiego Wydziału Teologicznego, wieloletni sekretarz abp. Józefa Kupnego, kanonik Kapituły Metropolitalnej Wrocławskiej. Święcenia kapłańskie przyjął w 2011 roku. Studia doktoranckie z teologii pastoralnej zrealizował na Wydziale Teologicznym w Albert-Ludwigs-Universität Freiburg.