Wezmą ślub podczas pieszej pielgrzymki na Jasną Górę! Skąd u nich ten pomysł? [WYWIAD]

Z Wrocławia wyjdą jako narzeczeni. Na Jasną Górę dojdą już jako małżeństwo. Zofia i Filip udzielą sobie sakramentu małżeństwa po drodze do Matki Bożej - w Kluczborku - podczas 45. Pieszej Pielgrzymki Wrocławskiej. Dlaczego się na to zdecydowali i jak dokładnie będzie wyglądać ich tegoroczne wędrowanie?

Maciej Rajfur: Ślub podczas pieszej pielgrzymki na Jasną Górę to bardzo nietypowa sprawa. Skąd się wziął u Was taki pomysł?

Filip Żmuda: Po zaręczynach zastanawialiśmy się, jak zorganizować ślub. Poznaliśmy się na pielgrzymce do Częstochowy. Jesteśmy z nią bardzo związani, bo od wielu lat chodzimy do Matki Bożej. Pomyśleliśmy sobie, że jako ludzie, katolicy i też jako związek znajdujemy się nieustannie w drodze. Idziemy ciągle szlakiem do Boga. To ma dla nas wymiar nie tylko dosłowny – pielgrzymkowy – ale też symboliczny.

Zofia Muchorowska: Pielgrzymka jest bliska naszym sercom. Zaangażowaliśmy się w nią jako osoby muzyczne, czyli prowadzące śpiew. To jest też nasze miejsce w Kościele, dlatego zupełnie naturalnie przyszedł nam pomysł, żeby zawrzeć sakrament małżeństwa właśnie w takich okolicznościach. Chcemy tę ważną chwilę przeżywać we wspólnocie ludzi wierzących i udzielić sobie sakramentu w ich obecności.

To ciekawe, że poznaliście się na pieszej pielgrzymce, ale podczas jej wersji pandemicznej, nie zwyczajnej. Wtedy należało przestrzegać różnych obostrzeń. Na Jasną Górę szła właściwie sztafeta pielgrzymkowa, a nie cała pielgrzymka. Łatwiej było wpaść na siebie?

Z.M.: Filipa minęłam właśnie na tej pandemicznej edycji. On był ze swoją grupą znajomych, ja ze swoją. Nie rozmawialiśmy jakoś bardzo wiele. Potem na spotkaniu popielgrzymkowym lepiej się poznaliśmy. Później zaproponował mi zagranie na skrzypcach na ślubie z jego ekipą muzyczną. I tak się potoczyło. Potem zgadaliśmy się na letni obóz studencki w Białym Dunajcu. Nie miałam swojego wybranego duszpasterstwa i pojechałam z nim oraz jego znajomymi. Od spotkania do spotkania i na następnej pielgrzymce już szliśmy na Jasną Górę jako para.

I jaka jest różnica w pieszym pielgrzymowaniu jako singiel, a już w parze?

F.Ż.: Zasadnicza. Skoro jesteśmy parą, to wędrujemy też razem. Zwracamy na siebie uwagę. U nas to naturalnie wychodzi. Praktycznie przechodzimy maryjny szlak cały czas obok siebie. Rozkładamy obok siebie namioty, razem jemy posiłki, pomagamy sobie. To oczywiście nie jest jakąś żelazną zasadą, ale u nas tak to działa. Jesteśmy też zaangażowani muzycznie, więc śpiewamy razem.

Z.M.: A przy tym nie zakłócamy sobie tej przestrzeni najbardziej intymnej. Kiedy potrzebujemy być sami ze sobą – robimy to. Wspólne śpiewanie z pewnością daje nam poczucie bliskości. Robimy to, co lubimy i jeszcze obok siebie.

A za rękę chodzicie na pielgrzymce? To chyba niezbyt wygodne na długim dystansie.

F.Ż.: Chodzimy, ale wiadomo, że nie cały czas. (śmiech) Trudno by było np. gdy gram na gitarze, gdy śpiewamy do mikrofonu w marszu.

Ślub na pieszej pielgrzymce nie jest standardowym przedsięwzięciem. To zapewne trudna sprawa do zorganizowania.

F.Ż.: Na pewno jest to wyzwanie logistyczne. Kluczbork leży jednak kawałek od naszych rodzinnych miejscowości. Robimy tak, że wyruszamy do samego początku z pielgrzymką z Wrocławia. Kończymy na Namysłowie, czyli dzień przed ślubem. Chcemy się wyciszyć i dopiąć sprawy organizacyjne. 7 sierpnia w Kluczborku zawieramy związek małżeński. Później wesele, śpimy w hotelu przy sali i  na drugi dzień wieczorem dojeżdżamy do pielgrzymki, by 9 sierpnia o świcie już iść z nią dalej.

Czyli wyjdziecie na pielgrzymkę jako narzeczeni, a dojdziecie jako małżeństwo. Piękne! Ale co na to wasi rodzice, wasze rodziny?

F.Ż.: To właśnie nasi rodzice zarazili nas pasją pieszego pielgrzymowania. Ja w tym roku idę już 18 raz.

Z.M.: A ja 13. Nasi rodzice byli bardzo szczęśliwi, że ślub odbędzie się w tej wspólnocie Kościoła, a równocześnie wielu łapało się za głowy, jak my to zorganizujemy. Rodzice kojarzyli się właśnie przez pielgrzymkę. Nie mieliśmy zatem problemu z ogłoszeniem im ślubu w tym miejscu i w tym czasie. Wszystko działo się naturalnie i było w tym dużo radości.

Ale zaraz, zaraz. Chodziliście w dwóch różnych grupach pielgrzymkowych. To którą wybraliście, jak już zostaliście parą?

F.Ż.: Zgadza się. Ja wędrowałem zawsze w grupie oławskiej nr 4, a Zosia w kąteckiej – nr 7. Później zostałem przekabacony i teraz pielgrzymujemy w „siódemce”.

To oczywiście niecelowe, ale wiecie, że wasz ślub staje się – mówiąc językiem marketingu – świetną reklamą Pieszej Pielgrzymki Wrocławskiej. Piękni, młodzi, zdolni i do tego dają takie świadectwo wiary. Pokazujecie, że pielgrzymka jest czymś wspaniałym, dynamicznym i ważnym dla ludzi w waszym wieku. Stajecie się bardzo dobrą zachętą dla młodych, których jednak trudno namówić na taką formę spędzania wakacji.

F. Ż.: Nie chcielibyśmy powielać jakichś stereotypów, że na pieszą pielgrzymkę chodzą tylko starsi, a młodych tam nie ma. To nieprawda. Wystarczy spojrzeć na grupę nr 20 w naszej pielgrzymce. Tam zobaczymy mnóstwo nastolatków. To nie jest kwestia tego, że młodzi nie chcą, czy ich nie ma, ale trzeba mieć dobry sposób, żeby im pokazać, co naprawdę wartościowego znajdą w tym wydarzeniu. Z zewnątrz ta pielgrzymka – dla ludzi niezwiązanych z Kościołem – może wydawać się trochę dziwna. Idą ponad 200 km., modlą się, śpiewają, zdzierają buty, a potem wracają do domów. I tyle. Ale prawdziwa wartość tego wydarzenia tkwi w środku.

Z.M.: Nie ukrywamy, że wzięcie ślubu na pielgrzymce, powiedzenie tego publicznie, pokazanie tego w internecie, jest dla nas świadectwem wiary. Nie zawsze prostym i łatwym. Mamy znajomych, którzy są niewierzący i ślub w takich okolicznościach to dla nich – mówiąc krótko – wariactwo. (śmiech) My wychodzimy z założenia, że trzeba pielgrzymce dać szansę. Po prostu spróbować. Nie skreślać jej na starcie. Dlatego najtrudniejsze jest przekonanie osoby, żeby po prostu podjęła wyzwanie. A potem u wielu okazuje się to wspaniałą przygodą duchową.

Czyli uważacie, że piesze pielgrzymki nie są stracone dla młodego pokolenia?

Z.M:. Absolutnie nie. Tu trzeba działać małymi krokami, nie tłumami. Osoba po osobie. Każda niech przyprowadzi jedną. W ten sposób jesteśmy w stanie poszerzyć grono młodych na pielgrzymce. Tak też było u nas. Ja zaczęłam namawiać pojedyncze osoby i to działało. Po prostu praca u podstaw.

F.Ż.: Młodzież tego świata kompletnie nie zna. Ok, mnie moi rodzice zabierali na maryjny szlak od małego i nie było dyskusji. Wakacje to zawsze wspomnienie pielgrzymki. W tym trudzie spania w namiocie, marszu, mycia się w misce odkrywaliśmy jako dzieci niezwykłą radość wspólnoty. Dzisiaj przyznaję, że pielgrzymka to bardzo fajna przygoda dla dzieci, wiele się na niej dzieje. Dla mnie to była normalna rzeczywistość, ale wiem, że niewielu tak poznaję pielgrzymkę.

Dojście na Jasną Górę to wasza podróż poślubna?

Z.M.: Nie, nie. Pod koniec sierpnia wyjeżdżamy w naszą podróż poślubną po Włoszech, która będzie trwała dwa tygodnie. Planujemy pochodzić po Apeninach, odwiedzić grób św. Franciszka, który jest nam wyjątkowo bliski i spróbować spotkać się na audiencji z papieżem Leonem XIV.

Wezmą ślub podczas pieszej pielgrzymki na Jasną Górę! Skąd u nich ten pomysł? [WYWIAD]

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..