Kilkaset osób przeszło we wrocławskim Marszu dla Życia i Rodziny 5 października pod hasłem: "Przyszłość dzieci w naszych rękach". Uczestnicy radosnego pochodu wysłuchali najpierw świadectw rodzin z dziećmi, a po drodze modlili się, śpiewali i skandowali hasła afirmujące małżeństwo, rodzinę i życie od poczęcia do naturalnej śmierci.
Marsz wyruszył w niedzielę 5 listopada spod bazyliki pw. św. Elżbiety we Wrocławiu po Mszy św. o godzinie 12. Na samym początku uczestnicy pomodlili się za tych, którzy sprzeciwiają się życiu i działają przeciwko niemu. Wybrzmiał Psalm 95 „Słysząc głos Pana, serc nie zatwardzajcie”.
ZOBACZ ZDJĘCIA:
Głos zabrali także rodzice, którzy doświadczyli cudu przy urodzeniu swoich dzieci.
- Mój syn Tomasz bardzo wcześnie na etapie ciąży miał zdiagnozowane wodogłowie. Kiedy się urodził, jego mózg miał zaledwie
Jak podkreślił, 6-letni Tomek jest uzdrawiany przez Boga stopniowo. Ludzie, którzy znają go, są pod wielkim wrażeniem tego, jak Bóg mu błogosławi.
- Dużo nie muszę mówić, bo Tomek tu stoi i pięknie się zachowuje. Diagnozy i rekomendacje od lekarzy nie były krzepiące, ale aborcja, którą nam proponowano, nie wchodziła w grę. Nie byliśmy w tym sami. Mamy przyjaciół i wspaniałych lekarzy wokół siebie. I dzisiaj świadczymy, że życie jest cudem - podsumował M. Zynarski.
- Nikt z nas nie jest przypadkiem, każdy tu żyje na ziemi, bo Bóg tak chciał. I jest z nami nasza córka Daria. Kiedy moja żona Weronika, będąc w ciąży, wróciła pewnego dnia z badania, ogłosiła mi, że u naszego dziecka nie rozwinął się jeden płat mózgu. Jedyną nadzieję mogliśmy pokładać w interwencji Bożej - opowiadał Paweł Bińczycki.
Kolega, z którym pracował przy budowie domu, zachęcił go do modlitwy uwielbieniem właśnie przy pracy. Wtedy zobaczył młodą piękną kobietę i usłyszał głos, że to św. Filomena. Nie znał takiej świętej.
- Jeszcze w nocy, po powrocie do domu zacząłem szukać informacji o Filomenie. I zacząłem od razu modlić się o cud stworzenia mózgu u mojego dziecka przez wstawiennictwo tej świętej. Obiecałem Bogu, że Filomena zostanie patronką rodziny i tego dziecka. Po paru dniach żona pojechała na badanie i ono wykazało, że mózg u córki rozwija się prawidłowo.
- Daria jest z nami. Trzyma balonik razem ze mną - oznajmił z uśmiechem Paweł.
Później dopiero dowiedział się, że mieszka blisko jedynego w Polsce sanktuarium św. Filomeny w Gniechowicach.
Po wysłuchaniu krótkich świadectw Marsz dla Życia i Rodziny wyruszył przez centrum Wrocławia. Uczestnicy nieśli różowe balony z wizerunkiem małego dziecka, transparenty pro-life i polskie flagi. Pomodlili się na trasie dziesiątką Różańca. Z głośników można było wysłuchać fragmentów nauczania Jana Pawła II, piosenki chrześcijańskie.
Po dojściu do archikatedry na Ostrowie Tumskim każdy mógł uderzyć w Dzwon „Głos Nienarodzonych” - symbol pamięci o dzieciach, którym nigdy nie było dane się narodzić. Dzwon powstał z inicjatywy Fundacji „Życiu Tak” i podróżuje po Polsce oraz świecie, rozbrzmiewając jako wołanie o ochronę życia.
Wrocławski Marsz dla Życia i Rodziny organizowany od kilku lat, przechodzi ewolucję i co roku wygląda nieco inaczej.
- Myślę, że nie musimy się w takim wydarzeniu trzymać jednej, z góry ustalonej konwencji. To masz ludzi i dla ludzi. W zależności od uczestników i ich pomysłu na okazanie przywiązania do życia i rodziny, każdy wygląda nieco inaczej. Już mogę powiedzieć, że za rok też będzie inny - zapowiada Halszka Bielecka, organizatorka z Centrum Życia i Rodziny.
Dodaje, że organizatorzy wyciągają wnioski po każdej edycji. Od terminu po dobór prelegentów, charakter przekazu przez głośniki.
- Chcemy wzbudzać pozytywne emocje. Tegoroczna forma jest trzonem, który może ewoluować w przyszłości. Dzisiaj oddaliśmy głos wspólnotom katolickim, działającym w ramach Kościoła. Położyliśmy nacisk na wspólnotę w dobie indywidualizmu. Ludzie boją się bycia razem, nie mają często wiedzy, że mogą się spotkać i spędzić razem niedzielne popołudnie z tymi, którzy mają podobną wizję świata - dodaje H. Bielecka.
Przyznaje, że dotychczasowe edycje Marszu dla Życia i Rodziny we Wrocławiu nie wyczerpują potencjału, jaki daje stolica Dolnego Śląska.
- Trzeba też uczciwie powiedzieć, że w Polsce od kilku lat zauważamy coraz mniejsze zainteresowanie społeczne wydarzeniami plenerowymi organizowanymi na ulicach. Trudno ludzi wyciągnąć z domu. Nie jest to pożądany kierunek dla społeczeństwa obywatelskiego. Martwi mnie to, że widać spadek zainteresowania takimi formami okazywania swoich poglądów. To wyzwanie dla organizacji społecznych na najbliższe lata - podsumowuje H. Bielecka.