Świadectwa tych nastolatków pokazują, jak młodzieżowa wspólnota katolicka potrafi odmienić życie, otworzyć serca i nadać sens codzienności. O nich się często nie pisze w kontekście życia Kościoła. Dlatego pokazujemy ich spojrzenie w 40. Światowy Dzień Młodzieży, który właśnie obchodzimy.
Młodzi ze wspólnoty Phileo opowiadają o miejscu, które stało się dla nich drugą rodziną, przestrzenią duchowego wzrostu, przyjaźni i realnego wsparcia. W ich słowach wybrzmiewają tęsknota za prawdziwą relacją z Bogiem, doświadczenie akceptacji oraz przekonanie, że Kościół - tworzony przez ludzi - wciąż może być domem pełnym miłości.
"Swoją obecnością sprawiam komuś radość - to wspaniałe"
Czym jest wspólnota dla Miriam Chmurzyńskiej? - Najbliższym słowem do określenia, myślę, jest słowo "rodzina". Jako wspólnota mamy tworzyć jedność. Czuję dumę, że jestem jej członkiem i mogę patrzeć, jak moi bracia i siostry wzrastają duchowo, uczą się od siebie nawzajem, dzielą się zawsze miłością i pomocą. Przed dołączeniem byłam raczej osamotnioną osobą, lecz wspólnota nauczyła mnie otwartości na ludzi, wychodzenia ze strefy komfortu - mówi Miriam.
Przyznaje, że w środowisku szkolnym zauważa niestety brak miłości, ciągłe ocenianie się, pochwalanie grzechu, obrażanie Kościoła. Sama spotykała się z wyśmianiem, opiniami, że "jest w sekcie". - Czuję się jak odludek, kiedy wchodzę do szkoły, a w moich słuchawkach leci pieśń uwielbienia. Dlatego gdy wchodzę do salki, gdzie się spotykamy, czuję się zupełnie inną, lepszą wersją siebie. Nigdy nie czułam się nigdzie tak zaakceptowana i chciana. Zawsze wszyscy się martwią o siebie, od razu chcą wysłuchać i mi pomóc - zaznacza licealistka.
Wspólnota pomaga jej wzrastać duchowo. Docenia rozmowy z rówieśnikami o tym, co ją porusza w kwestiach wiary. Każda wspólna Eucharystia, adoracja, każde wydarzenie w ramach działań wspólnoty pokazuje jej tę głębię wiary - jak ważna jest relacja z żywym Bogiem, czytanie słowa Bożego, poznawanie Chrystusa i chęć naśladowania Go.
- Bardzo mnie cieszy to, że wspólnota daje mi możliwość wolontariatu. Co tydzień odwiedzam z koleżanką 97-letnią panią. Pijemy herbatę i rozmawiamy. Pomagałam ofiarom powodzi, spotykałam się z podopiecznymi domu dziecka. Wszystkie te akcje dają mi poczucie spełnienia. Świadomość tego, że swoją obecnością mogę komuś sprawić radość, napędza mnie do działania. Często po takich wydarzeniach słyszałam słowa, że "przywracamy wiarę w młodzież" - opowiada nastolatka.
W Phileo poznała najbliższe jej teraz osoby i wierzy, że niektóre relacje mogą zostać nawet na całe życie. Towarzyszy jej piękna świadomość, że jest wiele osób, które się za nią modlą. - Niesamowitym doświadczeniem była dla mnie modlitwa wstawiennicza za każdego członka - otaczaliśmy każdego z osobna modlitwą i nakładaliśmy na niego ręce przed Najświętszym Sakramentem - opisuje M. Chmurzyńska.
Docenia postawę duszpasterza, który zupełnie odbiega od wizerunku księży kreowanego w mediach. - Pomimo wielu obowiązków cały się nam oddaje, zawsze jest do naszej dyspozycji. To od niego się nauczyliśmy takiej organizacji i miłości - dodaje Miriam.
"To moja druga rodzina i miejsce pogłębiania relacji z Bogiem"
Zofia Budzanowska od razu zaznacza, że życie we wspólnocie to o wiele więcej niż samo "uczęszczanie". To jak rodzina, drugi dom i miejsce, gdzie można czuć się swobodnie, bezpiecznie, kochanym i chcianym. - Dla mnie wspólnota to druga rodzina, ludzie, z którymi zawsze mogę porozmawiać, pośmiać się, poprosić o pomoc. Dzisiaj nie wyobrażam sobie życia bez wspólnoty - przyznaje Z. Budzanowska.
Na przełomie VI i VII klasy odczuwała brak spotkań i więzi z rówieśnikami. Gdy w VIII klasie dołączyła do wspólnoty, wszystko całkowicie się zmieniło. - To wspaniałe uczucie mieć takich ludzi wokół siebie, którzy zawsze ci pomogą i mają te same wartości - zaznacza Zofia.
Opowiada, że przed dołączeniem była osobą wierzącą, przez 10 lat śpiewała w scholce dziecięcej, ale nie przywiązywała do wiary bardzo dużej wagi. Dopiero od wejścia do wspólnoty zaczęła pogłębiać swoją relację z Bogiem. Każda adoracja, konferencja oraz Eucharystia przybliżały ją do Boga coraz bardziej. Zaczęła regularniej czytać Pismo Święte. Prowadziła też dwa razy krąg biblijny i kilka razy małe grupki.
- Bardzo przemawiają do mnie adoracje. Głębokie teksty pieśni, słowa księdza i obecność Pana Jezusa pozwalają się skupić na uwielbieniu. Jeszcze bardziej przeżywamy adoracje, konferencje czy Eucharystie na wyjazdach. Mamy wtedy możliwość całonocnej adoracji. Gdy ksiądz zaczął się za mnie modlić, łzy szczęścia i wzruszenia napływały mi do oczu. Uświadomiłam sobie wtedy po raz kolejny, jak ważna jest dla mnie wspólnota, ile mi dała i co dzięki niej zyskałam - mówi nastolatka.
Dodaje, że uczy się gry na harfie. We wspólnocie koordynuje grupę osób, która zajmuje się muzyką. Gra na klawiszach i śpiewa. Stara się angażować w różne działania wspólnoty.
Czego oczekuje od księży? - Zrozumienia, wysłuchania, rozmowy. Wiele młodych czuje się odrzuconych. Obraz Kościoła bardzo się zmienia. Wydaje mi się, że częściej jest postrzegany źle, nastała taka moda. Mimo to uważam jednak, że my, młodzi, jesteśmy przyszłością Kościoła, dlatego musimy starać się jak najlepiej zachęcać do naszej wiary i pokazywać tę miłość, którą daje nam Bóg - podsumowuje Zofia.
"Azyl i moja droga ku dojrzałości"
Mateusz Stysiał bycie we wspólnocie traktuje jak pewnego rodzaju odpowiedzialność. Zdaje sobie sprawę, że każda osoba jest tam cenna, każdy wnosi wartość dodaną. Często kieruje się cytatem: "Jestem jedyną Biblią, którą ktoś kiedykolwiek przeczyta". Zachęca go to do bycia przykładem i godnego reprezentowania wspólnoty. - Jest dla mnie jak druga rodzina, jak azyl. Ona mnie zmienia na coraz bardziej inteligentnego, wrażliwego, uczciwego, miłującego, wdzięcznego i dojrzałego człowieka. Wzbudziła we mnie pragnienie odkrywania, pielęgnacji i szlifowania swoich zalet oraz nauczyła akceptacji i miłości do samego siebie. Pomogła mi wyjść do ludzi, uporządkować wartości, zejść ze ścieżki zła i wkroczyć na ścieżkę zbawienia - opisuje 15-latek.
Jego motywacją, aby działać na rzecz wspólnoty, jest fakt, że może wywołać uśmiech na twarzy drugiej osoby. Czasami ma wrażenie, że postrzega świat inaczej niż reszta otaczającego go społeczeństwa. Nie lubi być w centrum uwagi i nie ludzi zawodzić. - Znalazłem się we wspólnocie głównie dla Boga. Ogromnie ważne są dla mnie również relacje z ludźmi, ponieważ mogą nas one przybliżać do Boga i utwierdzać w Jego miłości. Dzisiaj nie wyobrażam sobie tygodnia bez czasu oddanego tylko Bogu. Wiem, że Bóg chce dla mnie jak najlepiej, kocha mnie i zawsze wspiera - podkreśla Mateusz.
Podobnie jak u jego koleżanek, do jego serca najbardziej trafiają adoracje, szczególnie podczas wyjazdów. - Nie żałuję żadnej minuty, którą spędziłem w kościele - puentuje M. Stysiał.
Jego zdaniem, coraz więcej ludzi wielbi Boga jedynie ustami, lecz sercem są od Niego daleko. Wiele słyszy się o ludziach wierzących, których zachowania zupełnie odbiegają od deklaracji chrześcijańskiej. - Mam wrażenie, że człowiek, który faktycznie jest oddany Bogu, zagłębia się w Pismo Święte i pozwala na działanie Ducha Świętego w swoim życiu. Wtedy w jego postępowaniu widać dobro i wyjątkowość - mówi Mateusz.
"Ulubiony dzień tygodnia? Czwartek! Czas wzrastania w wierze"
Michał Siwek od dwóch lat uczęszcza do młodzieżowej wspólnoty katolickiej i traktuje to bardzo poważnie. - Cały tydzień czekam, aż nadejdzie czwartek - moment, kiedy mogę radować się czasem spędzonym z ludźmi, na których mi zależy, oraz rozwijaniem swojej wiary. To miejsce, w którym czuję się dobrze, nikt mnie nie ocenia, doceniają mnie takiego, jaki jestem, rozwijam się, wzrastam w wierze - wymienia 16-latek.
Dołączenie do wspólnoty zmieniło jego podejście do życia o 180 stopni. - Wspólnota pokazała mu, czym jest Kościół. Że nie jest to zwykła instytucja, ale ludzie pełni miłości, wiary, wsparcia i oddania - zaznacza. - Pomaga mi ona w lepszym postrzeganiu Boga, bliźniego, a także samego siebie. Jest wsparciem w trudnych momentach. Jedną z formacji we wspólnocie jest krąg biblijny. Bardzo pomaga mi on w samym rozumieniu Pisma, ale także zachęca i mobilizuje mnie do samodzielnego rozważania i modlitwy - opowiada M. Siwek.
Zwraca uwagę na działania wspólnoty za zewnątrz, jak np. pieczenie bułek dla osób w kryzysie bezdomności, pomoc powodzianom. To uwrażliwia młodzież na drugiego człowieka i rozwija ich społeczną wrażliwość. - Ludzie we wspólnocie są niesamowicie otwarci i chętni do rozmowy, ale również pomocy. Gdy ktoś ma z czymś problem lub nie radzi sobie, może bez problemu poprosić o wsparcie. Cieszy mnie to, że wszyscy we wspólnocie wiedzą, iż można do mnie podejść, poprosić o pomoc, wyżalić się, pośmiać czy porozmawiać - mówi Michał.
Co go najbardziej osobiście dotyka w życiu wspólnoty? Modlitwa wstawiennicza oraz adoracja Najświętszego Sakramentu. - To, gdy parę osób trzyma na tobie swoją dłoń i modli się za ciebie, gdzie w tym samym momencie na ołtarzu wystawiony jest Pan Jezus... - uczucie nie do opisania - zamyśla się wrocławianin.
Jego zdaniem, obraz Kościoła u niego w szkole jest coraz gorszy. Wielu uczniów nie akceptuje swoich rówieśników, którzy są wierzący. - Mimo to bardzo wszystkich zachęcam do włączenia się w taką wspólnotę, bo jest to miejsce, które może odmienić życie. Nic się nie traci na próbie, a zyskać można drugą rodzinę i miejsce, z którego nie będzie chciało się odejść - podsumowuje M. Siwek.
"Odnalazłam przyjaciół, pewność siebie i żywą obecność Boga"
Beata Bromke do wspólnoty dołączyła w kwietniu i uważa, że była to jedna z najlepszych decyzji w jej życiu. Słyszała o niej wcześniej i od razu ją zaciekawiła, choć jako osoba nieśmiała bała się przyjść. Dziś ma tam przyjaciół, uczestniczy w większości spotkań i czuje się częścią czegoś ważnego. - Wspólnotę traktuję jak rodzinę. Choć naturalnie z niektórymi jestem bliżej, wszyscy dają mi poczucie bezpieczeństwa. Gdy mam gorszy dzień, mogę liczyć na wsparcie, rozmowę i... "przytulasy". Często po prostu gadamy - najczęściej o szkole - ale właśnie ta zwyczajność i atmosfera są dla mnie najcenniejsze - opisuje z uśmiechem nastolatka.
Dzięki wspólnocie otworzyła się także na innych. Pierwszą klasę liceum przeżyła bardzo ciężko. Trudno jej było odnaleźć się i zaprzyjaźnić. To zaczęło się zmieniać dopiero po dołączeniu do wspólnoty, a teraz ma też świetnych znajomych w szkole. Czas we wspólnocie dodaje jej pewności siebie. - Wspólnota to jednak nie tylko relacje. Najważniejsza jest dla mnie więź z Bogiem. Widzę, jak bardzo rozwinęłam się w wierze - zaczęłam traktować ją bardziej osobiście, czuć, że Jezus jest obecny w mojej codzienności, a nie tylko podczas Mszy. Najbardziej lubię adoracje, bo właśnie wtedy najmocniej doświadczam Bożej obecności - mówi Beata.
Dużo zawdzięcza księdzu - duszpasterzowi - dzięki któremu trafiła do wspólnoty. Podoba jej się jego podejście - potrafi i prowadzić w wierze, i żartować. - Kiedyś myślałam, że w Kościele nie ma miejsca na spontaniczność czy humor. Cieszę się, że się myliłam. Śmieszy mnie też, jak zmienił się mój stosunek do dorosłych. Kiedyś wydawali mi się "innym gatunkiem", a tymczasem wielu młodych dorosłych we wspólnocie jest zwyczajnie fajnych i naturalnych, jak duże dzieci, a nie kosmici - opowiada B. Bromke.
Przyznaje, że bywają też momenty, kiedy nie ma siły na spotkania. Przytłaczają ją nauka i cotygodniowe sprawdziany. Czasem po lekcjach i angielskim tuż przed spotkaniem marzy tylko o odpoczynku. Jako introwertyczka wraca ze spotkań wykończona - są intensywne i głośne. - Mimo to wiem, że wspólnota ma ogromne znaczenie w moim życiu i daje mi coś, czego nigdzie indziej nie znalazłam - podsumowuje.
"Przed dołączeniem nie uważałem się za bardzo wierzącego"
Mikołaj Nykiel opowiada o wspólnocie w podobnym tonie, jak jego rówieśnicy. Traktuje ją jak rodzinę. - Bywają trudne chwile, ale dzięki współpracy i pragnieniu dobra ogółu zawsze potrafimy z nich wyjść. Jest to miejsce, w którym, gdy jesteś sobą, nikt cię nie ocenia, lecz wszyscy kochają. Łączą nas podobne wartości, przez co dobrze się rozumiemy - opisuje.
To dla niego drugi dom, miejsce odpoczynku i budowania relacji, zarówno nowych, jak i tych, które trwają już od dawna. - Dzięki wspólnocie mam to, na czym najbardziej mi zależy, i jestem takim człowiekiem, jakim jestem. Tu poznałem swoją dziewczynę Zosię, która jest moim największym wsparciem i miłością. To we wspólnocie zdobyłem przyjaciół, poprawiłem relację z Bogiem i odnalazłem sens życia - zaznacza bez ogródek Mikołaj.
Jego zdaniem, wspólnota kształci każdego, kto tylko pozwoli jej działać w sobie. Pomaga zobaczyć swoje słabsze strony i je naprawić, ale też odkryć to, co dobre i silne. Uczy życia w grupie, modlitwy i budowania relacji z Bogiem. - Pięknym widokiem jest, gdy ktoś, kto był "wierzący niepraktykujący" albo był przeciwny wierze, staje się osobą ufającą i oddającą się Bogu. Sam przed dołączeniem nie uważałem się za bardzo wierzącego, a dziś nie wyobrażam sobie życia bez Boga - opowiada M. Nykiel.
Uważa się za osobę wstydliwą, ale gdy kogoś pozna, potrafi się otworzyć. Stara się być pomocny, choć przyznaje, że czasem zwycięża lenistwo. Jest ministrantem od 9 lat i chce służyć Bogu oraz innym. - Na wyjazdach uwielbiamy wspólne modlitwy, szczególnie adoracje, które mocno dotykają serc. Ostatnia adoracja z modlitwą wstawienniczą była dla mnie wyjątkowym przeżyciem - widok kilkudziesięciu osób modlących się za siebie nawzajem pokazał mi, jak niezwykłą wspólnotę tworzymy - wspomina nastolatek z Wrocławia.
Czego oczekuje od księży, od Kościoła? Rozmowy i wysłuchania. - Mamy wiele do zaoferowania i możemy wnieść dobro do Kościoła - potrzebujemy tylko szansy. Wierzę, że Kościół się rozwija, a młodzi są jego nadzieją. Musimy pokazywać miłość do innych, także niewierzących, bo tego uczy nas Bóg. Ludzie niewierzący są ciekawi wiary - sam doświadczyłem tego na wycieczce, gdy pytali mnie o wspólnotę i modlitwę - wspomina Mikołaj.